01:57 by ejmatt Lyrics
[Zwrotka 1]
Powiedziałem już wszystko, co mogłem, a zrobiłem najpewniej mniej
Pytasz ziom, czy jest coś, co pomoże... najpewniej nie
Pomyślałem, że mogę i wszystko, co wziąłem, oddałem za bezcen
Wygrane to sole są, kiedy się boję dać wiarę w najlepsze
Mam rzadkie podejście, słabe podejście, żadne podejście czasem
Za żadne popiersie nie dam się zmienić i zawsze po pierwsze Mattem
Szach... mówię to cicho, bo nie lubię krzyczeć i
Jak przystało na mat – nie lubię błyszczeć!
Ty i wielu się wyprze, wielu nie wyjdzie, wielu się dźwignie
Nie mów, że dziś chcesz, nie mów, że dziwnie, nie mów, że jutro nie przyjdziesz!
Nie mówię nic więc, bo gdzie tu jest w tym sens?
Dziś kreuję chwilę, bo jutro jest brzydkie
Wiedziałem to wcześniej, opadły mi ręce z chwilą gdy
Przez drugie podejście cały czas cicho – sprawdź 'W E N U S Z M I L O', Ty
Chwilo żyj, rychło pomylone, imo z chwilo gnij
Widok krwi, bezsenne noce, ale dziś to mit
Wszyscy liczą dni, wszyscy liczą kwit, szybcy idą z tym, inni gniją dziś
Wilki gryzą ich, pizdy liżą rany, dziwki idą, zanim myśli wyjdą z nich...
Ale to nie my, my byliśmy inni jak Sharon
Ja nie tonę dziś... ja staram się stanąć
Zostanę nieznany jak A-aron, a nie bezradny jak belfer
Wrócę gdzie trzeba i tam gdzie czekają – w bezpieczne miejsce
Choć nie wiem co będzie, to to, co minęło, to prawda dawna
Było co było, sztuczne piękno, ziom; Prada Marfa
[Zwrotka 2]
W sumie, to dużo się nauczyłem i wyniosłem dużo jak złodziej
Zostałem bez życia na chwilę, lecz daję słowo, już luźno na co dzień
Choć duszno na co dzień, to pusto na dole - bez głupot na głowie
Po turbo zachodzie i turbo zawodzie – oburącz za poręcz!
Ponuro na dworze, ponuro na dole
Ponuro na górze i co dzień, i wszędzie, i ja pierdolę...
Przecież jest dobrze już i przecież nie co dzień
I przecież w ogóle, ponuro na moment, i dalej swoje
Potworne dźwięki, bo w głowie siedzi, że trzy razy tak dano jak przez mgłę
Od 'mogę? dzięki.' do proszę nie kpij, a trzy razy tak dało raptem nie...
Wielkie nie, wielkie nieba
Nie chcę, nie... już nie potrzeba
Po drodze do nieba brak satelitów i brak łączności; TomTom
Wprost ziom, tu nie pomoże już nawet dotyk i prosto...
Pod pociąg i teraz bez kitu już raczej zdąży, ochłoń...
Mordo i przestań grać znów brak godności!
Brat pomocy, a brat pomocny i zawsze był
Jeden, drugi, trzeci, czwarty, piąty... zawsze, skmiń
Choć nie na zawsze i raczej krótko, w biegu, zrozum
I nawet wtedy jak głucho kurwa przez pół roku
Ten przestój znowu dał wielu wrogów, mi wielu ziomów i doznań
Możemy poczuć znów cel u progu i nie mów czemu nie sprostam
Dobra, dziś po swojemu pró-bujemy znów żyć...
A spytaj człowieku o najlepszy dzień... dwudziesty ósmy
[Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]
Powiedziałem już wszystko, co mogłem, a zrobiłem najpewniej mniej
Pytasz ziom, czy jest coś, co pomoże... najpewniej nie
Pomyślałem, że mogę i wszystko, co wziąłem, oddałem za bezcen
Wygrane to sole są, kiedy się boję dać wiarę w najlepsze
Mam rzadkie podejście, słabe podejście, żadne podejście czasem
Za żadne popiersie nie dam się zmienić i zawsze po pierwsze Mattem
Szach... mówię to cicho, bo nie lubię krzyczeć i
Jak przystało na mat – nie lubię błyszczeć!
Ty i wielu się wyprze, wielu nie wyjdzie, wielu się dźwignie
Nie mów, że dziś chcesz, nie mów, że dziwnie, nie mów, że jutro nie przyjdziesz!
Nie mówię nic więc, bo gdzie tu jest w tym sens?
Dziś kreuję chwilę, bo jutro jest brzydkie
Wiedziałem to wcześniej, opadły mi ręce z chwilą gdy
Przez drugie podejście cały czas cicho – sprawdź 'W E N U S Z M I L O', Ty
Chwilo żyj, rychło pomylone, imo z chwilo gnij
Widok krwi, bezsenne noce, ale dziś to mit
Wszyscy liczą dni, wszyscy liczą kwit, szybcy idą z tym, inni gniją dziś
Wilki gryzą ich, pizdy liżą rany, dziwki idą, zanim myśli wyjdą z nich...
Ale to nie my, my byliśmy inni jak Sharon
Ja nie tonę dziś... ja staram się stanąć
Zostanę nieznany jak A-aron, a nie bezradny jak belfer
Wrócę gdzie trzeba i tam gdzie czekają – w bezpieczne miejsce
Choć nie wiem co będzie, to to, co minęło, to prawda dawna
Było co było, sztuczne piękno, ziom; Prada Marfa
[Zwrotka 2]
W sumie, to dużo się nauczyłem i wyniosłem dużo jak złodziej
Zostałem bez życia na chwilę, lecz daję słowo, już luźno na co dzień
Choć duszno na co dzień, to pusto na dole - bez głupot na głowie
Po turbo zachodzie i turbo zawodzie – oburącz za poręcz!
Ponuro na dworze, ponuro na dole
Ponuro na górze i co dzień, i wszędzie, i ja pierdolę...
Przecież jest dobrze już i przecież nie co dzień
I przecież w ogóle, ponuro na moment, i dalej swoje
Potworne dźwięki, bo w głowie siedzi, że trzy razy tak dano jak przez mgłę
Od 'mogę? dzięki.' do proszę nie kpij, a trzy razy tak dało raptem nie...
Wielkie nie, wielkie nieba
Nie chcę, nie... już nie potrzeba
Po drodze do nieba brak satelitów i brak łączności; TomTom
Wprost ziom, tu nie pomoże już nawet dotyk i prosto...
Pod pociąg i teraz bez kitu już raczej zdąży, ochłoń...
Mordo i przestań grać znów brak godności!
Brat pomocy, a brat pomocny i zawsze był
Jeden, drugi, trzeci, czwarty, piąty... zawsze, skmiń
Choć nie na zawsze i raczej krótko, w biegu, zrozum
I nawet wtedy jak głucho kurwa przez pół roku
Ten przestój znowu dał wielu wrogów, mi wielu ziomów i doznań
Możemy poczuć znów cel u progu i nie mów czemu nie sprostam
Dobra, dziś po swojemu pró-bujemy znów żyć...
A spytaj człowieku o najlepszy dzień... dwudziesty ósmy
[Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]