Odejdź od stolika by Tytuz Lyrics
[Zwrotka 1: Hase]
Piątek witam, witam i tak dalej, siema, nalej
Znasz schemat, chodź w balet
Panta rhei, bo wszystko się zmienia w końcu
Jak twój stan, ty tu stań, bo masz chyba dość już
Nam to chyba już nie wmawia nikt, że warto skończyć to
Przestać błądzić po klubie, pić jak słoń
Więc majki w dłoń, a wersy w skroń lamusom
Bo znów tu są, ktoś rzuca szklanki w nich, chuj w to
Ty zaprosiłeś koleżanki, znów ustąp mi
Sprawdzimy, która ma czerwone paski, znikł
Dla garstki dziś będą za free jak MP3
Czy te trzy to jest za mało ci? Przestań pieprzyć
Dajemy rapem tu największy hałas, bas i bębny
Zamach lepszy niż we wrześniu w stanach
Werble ci wypierdolą zęby zaraz, albo sam się ich pozbawisz
Jak chcesz wcześniej wyjść, nara
[Zwrotka 2: Pajac]
Jest piątek, w planie masz reset na trzy dni
Kierunek dancefloor, opróźniamy świnki
Lubisz rym i bit, plus dym i drinki
Wzrokiem biegasz za tą blond lady in pink
Idzie król parkietu, ej, powiało chłodem
A gdyby mógł to VIP'a przyjebałby se na czole
Jego flow masz dziś live, jego zwrotek nie kumam
Wbij mu w dupę majka i pamiętaj o gumach
Ty, pij do dna, nalej mi, dalej pij
Aż zastanie nas świt, zanim trafimy do drzwi
A ty, jak lubisz dance, to tańcz dla mnie, mała
Bo ja przy barze zostawiłem siłę do tańca
Jest trochę luzu tu, słabi MC polegli
Jak wilkołaki uciekają, gdy widzą księżyc
Ty rzygaj hajs, daj mi szmal, nie bądź żyła
Trenuj sport jak my, albo odejdź od stolika
[Zwrotka 3: Orka]
Szykuje się gruby weekend, cały tydzień myślę o tym
Od poniedziałku do piątku niezdolny do roboty
Ej, fanki zjarane obcinają jak wchodzimy
Równowartość jednej dniówki rozchodzi się w pół godziny
Do tego moment, tu pamięć mnie nie zawodzi
Wiem z kim miałem nie rozmawiać, a komu polać, na zdrowie
Za każdym razem ktoś wyzywa mnie na freestyle
Myśląc, że moim kosztem swoją szansę wykorzysta
Robione tapeciary chcą bym zapomniał o wszystkim
Więc pokazują mi swoje powykręcane cycki
To nie najmilszy widok, nawet po alkoholu
Ja stawiam na naturalność, one nie mają wyboru
Znowu do baru, bo już zdążyłem wytrzeźwieć
A przecież jutro miałem spać twardo jak niedźwiedź
Póki co, siedzimy do momentu gdy ochrona
Jak zawsze wyprosi nas
Ale nie dla nas, przenosimy się na miasto
Obok nas obojętnie nie przejeżdża żaden patrol
Na awanturę też często można się natknąć
Adrenalina w górę, do walki zielone światło
I zaraz po tym jak wpadamy w nich jak w masło
Uzupełniamy energię, bezele kocha całe miasto
Do domu krótka droga lecz zawsze różnie się kończy
Na drugi dzień rozbite ryje, wracamy do wspomnień[Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]
Piątek witam, witam i tak dalej, siema, nalej
Znasz schemat, chodź w balet
Panta rhei, bo wszystko się zmienia w końcu
Jak twój stan, ty tu stań, bo masz chyba dość już
Nam to chyba już nie wmawia nikt, że warto skończyć to
Przestać błądzić po klubie, pić jak słoń
Więc majki w dłoń, a wersy w skroń lamusom
Bo znów tu są, ktoś rzuca szklanki w nich, chuj w to
Ty zaprosiłeś koleżanki, znów ustąp mi
Sprawdzimy, która ma czerwone paski, znikł
Dla garstki dziś będą za free jak MP3
Czy te trzy to jest za mało ci? Przestań pieprzyć
Dajemy rapem tu największy hałas, bas i bębny
Zamach lepszy niż we wrześniu w stanach
Werble ci wypierdolą zęby zaraz, albo sam się ich pozbawisz
Jak chcesz wcześniej wyjść, nara
[Zwrotka 2: Pajac]
Jest piątek, w planie masz reset na trzy dni
Kierunek dancefloor, opróźniamy świnki
Lubisz rym i bit, plus dym i drinki
Wzrokiem biegasz za tą blond lady in pink
Idzie król parkietu, ej, powiało chłodem
A gdyby mógł to VIP'a przyjebałby se na czole
Jego flow masz dziś live, jego zwrotek nie kumam
Wbij mu w dupę majka i pamiętaj o gumach
Ty, pij do dna, nalej mi, dalej pij
Aż zastanie nas świt, zanim trafimy do drzwi
A ty, jak lubisz dance, to tańcz dla mnie, mała
Bo ja przy barze zostawiłem siłę do tańca
Jest trochę luzu tu, słabi MC polegli
Jak wilkołaki uciekają, gdy widzą księżyc
Ty rzygaj hajs, daj mi szmal, nie bądź żyła
Trenuj sport jak my, albo odejdź od stolika
[Zwrotka 3: Orka]
Szykuje się gruby weekend, cały tydzień myślę o tym
Od poniedziałku do piątku niezdolny do roboty
Ej, fanki zjarane obcinają jak wchodzimy
Równowartość jednej dniówki rozchodzi się w pół godziny
Do tego moment, tu pamięć mnie nie zawodzi
Wiem z kim miałem nie rozmawiać, a komu polać, na zdrowie
Za każdym razem ktoś wyzywa mnie na freestyle
Myśląc, że moim kosztem swoją szansę wykorzysta
Robione tapeciary chcą bym zapomniał o wszystkim
Więc pokazują mi swoje powykręcane cycki
To nie najmilszy widok, nawet po alkoholu
Ja stawiam na naturalność, one nie mają wyboru
Znowu do baru, bo już zdążyłem wytrzeźwieć
A przecież jutro miałem spać twardo jak niedźwiedź
Póki co, siedzimy do momentu gdy ochrona
Jak zawsze wyprosi nas
Ale nie dla nas, przenosimy się na miasto
Obok nas obojętnie nie przejeżdża żaden patrol
Na awanturę też często można się natknąć
Adrenalina w górę, do walki zielone światło
I zaraz po tym jak wpadamy w nich jak w masło
Uzupełniamy energię, bezele kocha całe miasto
Do domu krótka droga lecz zawsze różnie się kończy
Na drugi dzień rozbite ryje, wracamy do wspomnień[Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]