Nigdy Tam by Tusz Na Rkach Lyrics
[Verse 1]
Dawno temu, tam gdzie się błękit splata z betonem
Stoję pod domem, mam źrenice powiększone
Dobrze wiem, że w tym tonę miejskie bagno skandal
Na głowie kaptur, w kieszeni kontrabanda
I żaden ze mnie ewenement
Łysa głowa i od wczoraj już nie patrzę za siebie
Rzuciłem szkołę i chcę wejść w handel hurtem
Mam produkt, który robi w głowie niezły burdel
I myślę że znalazłem furtkę
Że moja przyszłość odmieni się z jutrem
Ale gdzieś w głębi czuję, że to wszystko jest złudne
A ona pyta czemu oczy mam smutne
Ale trzymam gębę na kłódkę
Bo jak wyczują słabość to bywają okrutne
Ich ciała są piękne, ale intencje brudne
I wiem, że mnie dorwą prędzej czy później
Czuję na brzuchu jej oddech
Zamykam oczy, czas na odwet
O nasze ciała są mokre
I wiem, że jak wyjdę nie zobaczę jej w oknie
Jesteśmy jak spadające gwiazdy
Płoniemy w atmosferze codziennych konfrontacji
Żyjąc w cieniu wielkich korporacji
Zamknięci w labiryncie obskurnych elewacji
Tu odchodzimy od zmysłów
Większość stwierdzeń traci cudzysłów
Wieczne życie jest dla artystów
Więc wymiotuję resztkami kolokwializmów
Wieczne życie jest dla artystów
Więc wymiotuję resztkami kolokwializmów
[Hook x2]
Gdybym mógł wrócić to nigdy tam
Do szarych podwórek i ciemnych bram
Gdzie chłopaki liczą na szybki hajs
Potem uciekają w haj myśląc 'to ostatni raz'
Tu gdzie coraz łatwiej stracić czas
A być może jeszcze łatwiej stracić twarz
Unieś ręce w górę jeśli to znasz
I pamiętaj dostaniesz tyle ile z siebie dasz
[Verse 2]
Mam zeszyt i problemów dziewięćdziesiąt dziewięć
Wierzę w ciebie, ale liczę na siebie
Słowami koloruję ten świat bez kredek
Choć za oknem wciąż pato, bidet, debet
I te myśli wszystkie czarne; węgiel
Potem z rana kac, moralniak, pręgierz
Wszędzie ofiary niewidzialnych barier; Schengen
Dragi, alko, szybki sex; Cerber
Dziwny jest ten świat; Natalia Niemen
I o co be? Sorry nadal nie wiem
Ziom żyję tu już lat 29
I nauczyłem się nie odwracać się za siebie
Nie zastanawiać się, nie analizować
Bo to najkrótsza droga pod pociągu koła
Wolę z życiem bawić się w torreadora
Upadać, podnosić się, zaczynać od nowa
I brać los za rogi
Odrywać się od podłogi
Zostawiać w tyle bloki
I zamykać oczy wchodząc między jej nogi
Jest pięknie, życie
Coraz więcej rymów w moim zeszycie
I nie przeraża mnie w lustrze odbicie
Więc proszę cię nie mów mi nic więcej o wstydzie
[Hook x2]
Gdybym mógł wrócić to nigdy tam
Do szarych podwórek i ciemnych bram
Gdzie chłopaki liczą na szybki hajs
Potem uciekają w haj myśląc 'to ostatni raz'
Tu gdzie coraz łatwiej stracić czas
A być może jeszcze łatwiej stracić twarz
Unieś ręce w górę jeśli to znasz
I pamiętaj dostaniesz tyle ile z siebie dasz
Dawno temu, tam gdzie się błękit splata z betonem
Stoję pod domem, mam źrenice powiększone
Dobrze wiem, że w tym tonę miejskie bagno skandal
Na głowie kaptur, w kieszeni kontrabanda
I żaden ze mnie ewenement
Łysa głowa i od wczoraj już nie patrzę za siebie
Rzuciłem szkołę i chcę wejść w handel hurtem
Mam produkt, który robi w głowie niezły burdel
I myślę że znalazłem furtkę
Że moja przyszłość odmieni się z jutrem
Ale gdzieś w głębi czuję, że to wszystko jest złudne
A ona pyta czemu oczy mam smutne
Ale trzymam gębę na kłódkę
Bo jak wyczują słabość to bywają okrutne
Ich ciała są piękne, ale intencje brudne
I wiem, że mnie dorwą prędzej czy później
Czuję na brzuchu jej oddech
Zamykam oczy, czas na odwet
O nasze ciała są mokre
I wiem, że jak wyjdę nie zobaczę jej w oknie
Jesteśmy jak spadające gwiazdy
Płoniemy w atmosferze codziennych konfrontacji
Żyjąc w cieniu wielkich korporacji
Zamknięci w labiryncie obskurnych elewacji
Tu odchodzimy od zmysłów
Większość stwierdzeń traci cudzysłów
Wieczne życie jest dla artystów
Więc wymiotuję resztkami kolokwializmów
Wieczne życie jest dla artystów
Więc wymiotuję resztkami kolokwializmów
[Hook x2]
Gdybym mógł wrócić to nigdy tam
Do szarych podwórek i ciemnych bram
Gdzie chłopaki liczą na szybki hajs
Potem uciekają w haj myśląc 'to ostatni raz'
Tu gdzie coraz łatwiej stracić czas
A być może jeszcze łatwiej stracić twarz
Unieś ręce w górę jeśli to znasz
I pamiętaj dostaniesz tyle ile z siebie dasz
[Verse 2]
Mam zeszyt i problemów dziewięćdziesiąt dziewięć
Wierzę w ciebie, ale liczę na siebie
Słowami koloruję ten świat bez kredek
Choć za oknem wciąż pato, bidet, debet
I te myśli wszystkie czarne; węgiel
Potem z rana kac, moralniak, pręgierz
Wszędzie ofiary niewidzialnych barier; Schengen
Dragi, alko, szybki sex; Cerber
Dziwny jest ten świat; Natalia Niemen
I o co be? Sorry nadal nie wiem
Ziom żyję tu już lat 29
I nauczyłem się nie odwracać się za siebie
Nie zastanawiać się, nie analizować
Bo to najkrótsza droga pod pociągu koła
Wolę z życiem bawić się w torreadora
Upadać, podnosić się, zaczynać od nowa
I brać los za rogi
Odrywać się od podłogi
Zostawiać w tyle bloki
I zamykać oczy wchodząc między jej nogi
Jest pięknie, życie
Coraz więcej rymów w moim zeszycie
I nie przeraża mnie w lustrze odbicie
Więc proszę cię nie mów mi nic więcej o wstydzie
[Hook x2]
Gdybym mógł wrócić to nigdy tam
Do szarych podwórek i ciemnych bram
Gdzie chłopaki liczą na szybki hajs
Potem uciekają w haj myśląc 'to ostatni raz'
Tu gdzie coraz łatwiej stracić czas
A być może jeszcze łatwiej stracić twarz
Unieś ręce w górę jeśli to znasz
I pamiętaj dostaniesz tyle ile z siebie dasz