My dzieci z dworca zoo wy dzieci z bullerbyn by Tonciu Lyrics
Samotność, budzi mnie głębsza niż kiedykolwiek
Trazodon, na recepcie dla pacjenta przed i po mnie
Zoloft, udawałaś, że działa, odstawiłem oksykodon
Wrócił lęk, moje łzy są dla nich niewidoczne
Tramadol, kodeina, bromazepam, nie mam siły, żeby przestać
Ona nie ma siły na to patrzeć
Nasze matki nie chciały dla nas takiego miejsca
Na tym drzewie już nie ma jabłek
Tramadol, kodeina, bromazepam
Metadon, heroina, klonazepam
I bym nie wchodził na te pierdolone schody, gdybym tylko wczoraj wiedział
I rozumiem, że to prowadzi do nikąd, ale powiedz to moim enzymom
A oni nie widzą, i boją się spojrzeć w nasze oczy, bo nas nienawidzą
Bo to jest odbicie waszych toksyn, które mają wiele imion
Obróciłem w proch, zamieniłem wodę w wino
Powierzyłem całe zło życiu, którego nie było
I wyplułem słowo, które nie stało się ciałem
I zniszczyłem wszystko, nawet nie wiem czego tak naprawdę chciałem
Nawet Stwórca nie rozumiał, że umarłem
Bo konstrukcja była zła, a patrzysz tylko na parter
Im bliżej do nieba, tym większy strach przed upadkiem
Wstydzę się spojrzeć w oczy własnej matce
Opioidy mi zabrały dużo więcej niż ból
Twoje słowa nie działały, chciałem cierpieć i chuj
Więc wypierdalaj, jak masz problem, że płaczę na bicie
Stoczyłem ze sobą pierdoloną walkę o życie
To nie jest, kurwa, smutek, który minie, szmato
Jak myślisz, że to jest sztuczne, to zginiesz za to
Mam pierdolone manie, o których nie chcesz wiedzieć
Nienawidzę ludzi, nie lubię nawet siebie
A nieliczne mordki znają moje wersy na pamięć
Nucą jak idą po worki, po tabletki na kaszel
Potem je kreślisz na ścianie, obok rysujesz strzykawkę
Jakbyś właśnie ładował pod jebaną skórę jak dziarę
Nieliczne mordki to moi ludzie, każdy siedzi w swoim brudzie
Każdy się pod tym podpisuje
I nie wstydzę się tych igieł, szuram mordą po dnie
My to te typy, których lepiej nie znać, mordo, bo nie
Nie chcesz poznać moich snów, nawet w najgorszym koszmarze
Nie chcesz tego, kurwa, czuć, sobie nie wyobrażasz
Jak wypieram te zdarzenia, to moje jebane blizny
Chcą bym nie odniósł wrażenia, że to się nie stało nigdy
Coś wisi w powietrzu, wodzi na pokuszenie
Jestem tak silny jak moje ostatnie tchnienie
Krzyk śmierci, ryk nędzy, rozpacz, łyk czerni
Mordy, które każdy już skreślił (sól we krwi)
Możesz ich, kurwa, winić, że się nie chcieli już męczyć, my, dzieci z dworca ZOO, wy, dzieci z Bullerbyn
Trazodon, na recepcie dla pacjenta przed i po mnie
Zoloft, udawałaś, że działa, odstawiłem oksykodon
Wrócił lęk, moje łzy są dla nich niewidoczne
Tramadol, kodeina, bromazepam, nie mam siły, żeby przestać
Ona nie ma siły na to patrzeć
Nasze matki nie chciały dla nas takiego miejsca
Na tym drzewie już nie ma jabłek
Tramadol, kodeina, bromazepam
Metadon, heroina, klonazepam
I bym nie wchodził na te pierdolone schody, gdybym tylko wczoraj wiedział
I rozumiem, że to prowadzi do nikąd, ale powiedz to moim enzymom
A oni nie widzą, i boją się spojrzeć w nasze oczy, bo nas nienawidzą
Bo to jest odbicie waszych toksyn, które mają wiele imion
Obróciłem w proch, zamieniłem wodę w wino
Powierzyłem całe zło życiu, którego nie było
I wyplułem słowo, które nie stało się ciałem
I zniszczyłem wszystko, nawet nie wiem czego tak naprawdę chciałem
Nawet Stwórca nie rozumiał, że umarłem
Bo konstrukcja była zła, a patrzysz tylko na parter
Im bliżej do nieba, tym większy strach przed upadkiem
Wstydzę się spojrzeć w oczy własnej matce
Opioidy mi zabrały dużo więcej niż ból
Twoje słowa nie działały, chciałem cierpieć i chuj
Więc wypierdalaj, jak masz problem, że płaczę na bicie
Stoczyłem ze sobą pierdoloną walkę o życie
To nie jest, kurwa, smutek, który minie, szmato
Jak myślisz, że to jest sztuczne, to zginiesz za to
Mam pierdolone manie, o których nie chcesz wiedzieć
Nienawidzę ludzi, nie lubię nawet siebie
A nieliczne mordki znają moje wersy na pamięć
Nucą jak idą po worki, po tabletki na kaszel
Potem je kreślisz na ścianie, obok rysujesz strzykawkę
Jakbyś właśnie ładował pod jebaną skórę jak dziarę
Nieliczne mordki to moi ludzie, każdy siedzi w swoim brudzie
Każdy się pod tym podpisuje
I nie wstydzę się tych igieł, szuram mordą po dnie
My to te typy, których lepiej nie znać, mordo, bo nie
Nie chcesz poznać moich snów, nawet w najgorszym koszmarze
Nie chcesz tego, kurwa, czuć, sobie nie wyobrażasz
Jak wypieram te zdarzenia, to moje jebane blizny
Chcą bym nie odniósł wrażenia, że to się nie stało nigdy
Coś wisi w powietrzu, wodzi na pokuszenie
Jestem tak silny jak moje ostatnie tchnienie
Krzyk śmierci, ryk nędzy, rozpacz, łyk czerni
Mordy, które każdy już skreślił (sól we krwi)
Możesz ich, kurwa, winić, że się nie chcieli już męczyć, my, dzieci z dworca ZOO, wy, dzieci z Bullerbyn