Mam tylko ochotę na twój smak by Tonciu Lyrics
[Zwrotka 1]
Jak dorastałem miałem suchy albo mokry kaszel
Dobra rada, żebym kupił se thiocodin w cefarmie
To schody dla mnie, po których wejść się nie widzi
Jakbyś spytał gdzie Dekster, nie Didi
To jakbym czekał na nią w parku z flaszką
Tłok grany rzadko, nie, że kaszlesz, tło parzy bardzo
Tłok kurwa, jakie pompuj rapsy
Sam bez tłoku, bez odbioru, ale znowu zgrzany
Browar z żabki, grochy z klatki w usta
Siedemnastolatki mówią: "posyp lajstry ustaw"
Co, gdzie ja jestem?
Wszystkie uśmiechy farmaceutek odwzajemnię
Matka powiedziała, że ja dla niej to ból serca i bezsenność
Wtedy kurwa wziąłem nitrazepam i sevredol
I mam ciężej, i mam przez to problem
Chciałbym mieć tu ciebie, zamiast tego z ręką przy biodrze, wiesz?
Znalazłem szczęście, ale zgubiłem oddech
To nie kwiaty dla mojego ojca
Promień 80 km dookoła, wiem gdzie rośniesz
I w końcu cię zerwę, ale nigdy z tobą
Short passage, mówili żeby zapiąć pasy
A ja mam dość układanek, wolę dysocjanty
Musisz mnie poskładać i to da nam pełnię
Bo na razie to spadamy, choć nie widać nas na niebie
Słyszysz plusk wody
Mam pełen słoik słonych wspomnień o tobie
Safe from harm, obracam się jak triki
W towarzystwie ludzi, którzy sięgają po narkotyki
Patrzę czy patrzysz, nie ma ich wielu, bezpośredni
Bo dla nich ta nawijka to jak chleb powszedni
Wiesz, mam jakoś problem, żeby się wpasować
Kontakt z matką, ojcem nigdy nie był wzorowy
Odnajdź siebie, sam chciałbym jakoś się zmienić
All because when i was a kid I was neglected
W cudzysłowie, żeby tylko ulżyć sobie
I się musisz podnieść, tylko ona wie jak mówić do mnie
Jak mnie skręca, a ona ma kaca
Każdy ma to, na co zasługuje i nikogo nie nawracam
Tylko czemu kurwa zawsze coś?
Chcę cię mieć tu słyszeć, jak mówisz: "weź mnie zabierz stąd"
Rap to puste paczki po fajkach
To jak luźne gadki do rana
Żadne długie lagi grube baty spod drugiej flaszki
Mam tylko ochotę na twój smak i mogę za to zabić
Jestem zniewolony, wybierając jedną drogę
Bo wszystkie moje demony, kurwa, nie chcą odejść
Wszystkie moje pierdolone ciągi są nieskończone
A wszystkie jebane detoksy są nieskończone
I jak mówię: "Nie pozwolę", czytaj: "Chcę stąd odejść"
Ile razy słyszałeś o serii niepowodzeń
Podobno ja pasuję do niej
Czuję jej zapach u mnie po deszczu dziesięć centymetrów ponad chodnikami
Chociaż wolimy chodzić sami i się słabo znamy
Znamy się z naszymi słabościami
Ja widzę ich mordy, ty też i myślisz: "Chcę być jak oni"
To tylko początek tego, co dzieli nasz wzrok
I zaraz oddam się stanowi, po którym nieco ciężko wzdycham
Bo stanowi nieodzowną część mojego życia
Mamy inne podejście, mówisz raczej marne szanse
A u każdego w domu inaczej pachnie
Znowu się spociłem, śniły mi się wielkie maki
Już tak nie chcę, czaisz? Tylko daj mi powód, wtedy zmienię rapy
Czym jest trzeźwość, widzę ciemność, idę wzdłuż
Wszystkie kwiaty przy mnie zwiędną, jakbym zapomniał czym jest ból
[Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]
Jak dorastałem miałem suchy albo mokry kaszel
Dobra rada, żebym kupił se thiocodin w cefarmie
To schody dla mnie, po których wejść się nie widzi
Jakbyś spytał gdzie Dekster, nie Didi
To jakbym czekał na nią w parku z flaszką
Tłok grany rzadko, nie, że kaszlesz, tło parzy bardzo
Tłok kurwa, jakie pompuj rapsy
Sam bez tłoku, bez odbioru, ale znowu zgrzany
Browar z żabki, grochy z klatki w usta
Siedemnastolatki mówią: "posyp lajstry ustaw"
Co, gdzie ja jestem?
Wszystkie uśmiechy farmaceutek odwzajemnię
Matka powiedziała, że ja dla niej to ból serca i bezsenność
Wtedy kurwa wziąłem nitrazepam i sevredol
I mam ciężej, i mam przez to problem
Chciałbym mieć tu ciebie, zamiast tego z ręką przy biodrze, wiesz?
Znalazłem szczęście, ale zgubiłem oddech
To nie kwiaty dla mojego ojca
Promień 80 km dookoła, wiem gdzie rośniesz
I w końcu cię zerwę, ale nigdy z tobą
Short passage, mówili żeby zapiąć pasy
A ja mam dość układanek, wolę dysocjanty
Musisz mnie poskładać i to da nam pełnię
Bo na razie to spadamy, choć nie widać nas na niebie
Słyszysz plusk wody
Mam pełen słoik słonych wspomnień o tobie
Safe from harm, obracam się jak triki
W towarzystwie ludzi, którzy sięgają po narkotyki
Patrzę czy patrzysz, nie ma ich wielu, bezpośredni
Bo dla nich ta nawijka to jak chleb powszedni
Wiesz, mam jakoś problem, żeby się wpasować
Kontakt z matką, ojcem nigdy nie był wzorowy
Odnajdź siebie, sam chciałbym jakoś się zmienić
All because when i was a kid I was neglected
W cudzysłowie, żeby tylko ulżyć sobie
I się musisz podnieść, tylko ona wie jak mówić do mnie
Jak mnie skręca, a ona ma kaca
Każdy ma to, na co zasługuje i nikogo nie nawracam
Tylko czemu kurwa zawsze coś?
Chcę cię mieć tu słyszeć, jak mówisz: "weź mnie zabierz stąd"
Rap to puste paczki po fajkach
To jak luźne gadki do rana
Żadne długie lagi grube baty spod drugiej flaszki
Mam tylko ochotę na twój smak i mogę za to zabić
Jestem zniewolony, wybierając jedną drogę
Bo wszystkie moje demony, kurwa, nie chcą odejść
Wszystkie moje pierdolone ciągi są nieskończone
A wszystkie jebane detoksy są nieskończone
I jak mówię: "Nie pozwolę", czytaj: "Chcę stąd odejść"
Ile razy słyszałeś o serii niepowodzeń
Podobno ja pasuję do niej
Czuję jej zapach u mnie po deszczu dziesięć centymetrów ponad chodnikami
Chociaż wolimy chodzić sami i się słabo znamy
Znamy się z naszymi słabościami
Ja widzę ich mordy, ty też i myślisz: "Chcę być jak oni"
To tylko początek tego, co dzieli nasz wzrok
I zaraz oddam się stanowi, po którym nieco ciężko wzdycham
Bo stanowi nieodzowną część mojego życia
Mamy inne podejście, mówisz raczej marne szanse
A u każdego w domu inaczej pachnie
Znowu się spociłem, śniły mi się wielkie maki
Już tak nie chcę, czaisz? Tylko daj mi powód, wtedy zmienię rapy
Czym jest trzeźwość, widzę ciemność, idę wzdłuż
Wszystkie kwiaty przy mnie zwiędną, jakbym zapomniał czym jest ból
[Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]