Coś cię ciągnie do piekła by Tonciu Lyrics
Ból to stan umysłu
Świat chcę, żebyś nie znał innego
Głód to brak pomysłu
Jak się odnaleźć w istnieniu
Jak już dostałeś po pysku od cierpienia
To mu kurwa oddaj, albo top się w uzależnieniach
Coś cię ciągnie do piekła, ciągle rośnie frenezja
One chcą cię pożerać
Czyli nie byłaś w większym koszmarze?
Dykty się pija w ciemnym obszarze
Igły przebija jej pisk od wrażeń (zgrzyt)
Nigdy nie zginaj ręki po strzale
To stan, który powoduje pożary
Raty, strach, że mógłbym się nie poparzyć
Jebać odwyki, terapie, Monary dwanaście schodów
Pozdrawiam panią kurator siostrę Agnieszkę, ale nie z zakonu
Zajebałem magisterską Intermarche
Dormik i Poltram w szkle, ze szpitala
Zajebałem w kabel, odnalazłem Graala
Pokutowałem kradzież jak przestały na mnie działać
Rozgrzebuje rany, nie przyklejam plastrów
Potrzebuje zmiany, pierwszy raz od dawna
Wstałem bez obawy, że coś mi się stanie
Chciałem cię zobaczyć, całe piekło krwawi, że to minie, ale
Chciałem cię wprowadzić, ze mną w interakcję
Chciałem, ale najwyraźniej to było w innej bajce
Jak już znajdziesz tę książkę – jesteśmy na wyrwanej kartce
Wrażliwy żołądek, jak się porzygałeś po godzinie
To będziesz wpierdalał swoje wymiociny z thiocodinem
Będziesz zmieniał poglądy, jak nie masz misji
Będziesz zbierał z podłogi jak cent spadł z łyżki
Będziesz lizał puste worki, blistry
Wyciągał z kosza brudne pompki, igły
Okradał obcych, rodzinę bliskichc
I zanim się obejrzysz
*stukanie*
Już straciłeś wszystkich
Zamknij mordę
Nawijam smutne wersy o narkotykach
Jak masz jakiś problem to ich nie dotykaj
Tutaj życie to jest horror codzień
Jakbym się wpierdolił Hondą w Porsche
Jak to rozpocząłem to, to skończę
Hosanna na wysokości
Moje sny prorocze – powiem tylko Tobie
Moje ćpunki to jest sekta, jak nie czaisz
Wypierdalaj, zgrywasz nawróconego szamana
Jak jestem dla ciebie nikim, bo nie chce mi się udawać
To wszystko przez narkotyki, ale to nie moja sprawa
Sam za mocno poleciałem, przez dekadę – to już schemat
W poniedziałek będę cierpiał, dla naszego odkupienia!
Grafomania, krwawy witraż, zbije rygiel
Narkomania – jakbym wbijał w żyłę igłę
Ciągle nie potrafię latać, ale spadam kiedy milczę
Chcę ci opowiedzieć bajkę, zwaną życiem; niemym krzykiem
Tylko tak mogę odnaleźć jakąś nić porozumienia
Nie zrozumiesz, nawet jeśli nie ma nic do zrozumienia
Posiadam wszystko, kiedy nie mam nic do porzucenia
I rozkwitam kiedy wokół wszystko to umiera…
Świat chcę, żebyś nie znał innego
Głód to brak pomysłu
Jak się odnaleźć w istnieniu
Jak już dostałeś po pysku od cierpienia
To mu kurwa oddaj, albo top się w uzależnieniach
Coś cię ciągnie do piekła, ciągle rośnie frenezja
One chcą cię pożerać
Czyli nie byłaś w większym koszmarze?
Dykty się pija w ciemnym obszarze
Igły przebija jej pisk od wrażeń (zgrzyt)
Nigdy nie zginaj ręki po strzale
To stan, który powoduje pożary
Raty, strach, że mógłbym się nie poparzyć
Jebać odwyki, terapie, Monary dwanaście schodów
Pozdrawiam panią kurator siostrę Agnieszkę, ale nie z zakonu
Zajebałem magisterską Intermarche
Dormik i Poltram w szkle, ze szpitala
Zajebałem w kabel, odnalazłem Graala
Pokutowałem kradzież jak przestały na mnie działać
Rozgrzebuje rany, nie przyklejam plastrów
Potrzebuje zmiany, pierwszy raz od dawna
Wstałem bez obawy, że coś mi się stanie
Chciałem cię zobaczyć, całe piekło krwawi, że to minie, ale
Chciałem cię wprowadzić, ze mną w interakcję
Chciałem, ale najwyraźniej to było w innej bajce
Jak już znajdziesz tę książkę – jesteśmy na wyrwanej kartce
Wrażliwy żołądek, jak się porzygałeś po godzinie
To będziesz wpierdalał swoje wymiociny z thiocodinem
Będziesz zmieniał poglądy, jak nie masz misji
Będziesz zbierał z podłogi jak cent spadł z łyżki
Będziesz lizał puste worki, blistry
Wyciągał z kosza brudne pompki, igły
Okradał obcych, rodzinę bliskichc
I zanim się obejrzysz
*stukanie*
Już straciłeś wszystkich
Zamknij mordę
Nawijam smutne wersy o narkotykach
Jak masz jakiś problem to ich nie dotykaj
Tutaj życie to jest horror codzień
Jakbym się wpierdolił Hondą w Porsche
Jak to rozpocząłem to, to skończę
Hosanna na wysokości
Moje sny prorocze – powiem tylko Tobie
Moje ćpunki to jest sekta, jak nie czaisz
Wypierdalaj, zgrywasz nawróconego szamana
Jak jestem dla ciebie nikim, bo nie chce mi się udawać
To wszystko przez narkotyki, ale to nie moja sprawa
Sam za mocno poleciałem, przez dekadę – to już schemat
W poniedziałek będę cierpiał, dla naszego odkupienia!
Grafomania, krwawy witraż, zbije rygiel
Narkomania – jakbym wbijał w żyłę igłę
Ciągle nie potrafię latać, ale spadam kiedy milczę
Chcę ci opowiedzieć bajkę, zwaną życiem; niemym krzykiem
Tylko tak mogę odnaleźć jakąś nić porozumienia
Nie zrozumiesz, nawet jeśli nie ma nic do zrozumienia
Posiadam wszystko, kiedy nie mam nic do porzucenia
I rozkwitam kiedy wokół wszystko to umiera…