Równość by Tomski Lyrics
Koleś mieszka w betonowej rurze nad jeziorem
Ma kawałek pola za podwórze i oczy zmęczone, wiesz
Co jest z nami ludzie, tylko ja się nim przejąłem
Złotych mu tam zaworze zawsze po gibonie, pięć
Może mu to pomoże, może mu gorzej z tym
Może wolałby wodę, zanim go zabije dym
Jak mam pomoc Boże, jak ciągnę korzeń ich
On kupi fajki, korzeń się nie przeciął nożem dziś
To nie bajki, ja się bawię w Robin Hooda
Mam świadomość ze to o co walczę może się dzisiaj nie udać
Wyją banki, co Cię obchodzi ten brudas?
Mam wiadomość dla tych co spytają, wiara ludzka czyni cuda
Żaden maruda z niego, dla mnie jest bohaterem
Nasze problemy przy jego nazwałbyś zerem
Jego słowa są szczere, więc pytam, jak życiowy maraton
Jaki człowiek to tytan, on mówi jako tako?
To kawałek o tym, jak wydając pięć złotych
Wzbogaciłem się na wydawaniu floty x2
Ta kobieta jakby miała cały świat na barkach
Smutna na bruku tam siedziała i liczyła na jakiegoś farta
Białe hiacynty w tych butelkach po browarkach
Złotych pięć za bukiet i tak wyglądała jej codzienna walka
Kupiłem jeden chociaż byłem wtedy singlem
Nie wiem czemu to zrobiłem, może miałem na słuchawkach iskrę
Widziałem jak za winklem, nikną wszyscy przechodnie
Noszą różowe pingle, wzrok im popsuły pieniądze
Nie zapomnę jej twarzy, ten szczery uśmiech poparzy
Ślad Ci na sercu zostawi i to się więcej nie zdarzy
Nie przestaję już marzyć, żeby po równo nas darzył
Ten los pieprzony, dał azyl, jakbym lekarstwo zażył
Ile widziałem razy, takich bez drogi z powrotem
Bywa że sprawy złym się dla nas potoczą obrotem
Potem pyta ta Pani czy chce usłyszeć wierszyk
Nie opiszę słowami jaki wydawał się piękny
To kawałek o tym, jak wydając pięć złotych
Wzbogaciłem się na wydawaniu floty x2
Ma kawałek pola za podwórze i oczy zmęczone, wiesz
Co jest z nami ludzie, tylko ja się nim przejąłem
Złotych mu tam zaworze zawsze po gibonie, pięć
Może mu to pomoże, może mu gorzej z tym
Może wolałby wodę, zanim go zabije dym
Jak mam pomoc Boże, jak ciągnę korzeń ich
On kupi fajki, korzeń się nie przeciął nożem dziś
To nie bajki, ja się bawię w Robin Hooda
Mam świadomość ze to o co walczę może się dzisiaj nie udać
Wyją banki, co Cię obchodzi ten brudas?
Mam wiadomość dla tych co spytają, wiara ludzka czyni cuda
Żaden maruda z niego, dla mnie jest bohaterem
Nasze problemy przy jego nazwałbyś zerem
Jego słowa są szczere, więc pytam, jak życiowy maraton
Jaki człowiek to tytan, on mówi jako tako?
To kawałek o tym, jak wydając pięć złotych
Wzbogaciłem się na wydawaniu floty x2
Ta kobieta jakby miała cały świat na barkach
Smutna na bruku tam siedziała i liczyła na jakiegoś farta
Białe hiacynty w tych butelkach po browarkach
Złotych pięć za bukiet i tak wyglądała jej codzienna walka
Kupiłem jeden chociaż byłem wtedy singlem
Nie wiem czemu to zrobiłem, może miałem na słuchawkach iskrę
Widziałem jak za winklem, nikną wszyscy przechodnie
Noszą różowe pingle, wzrok im popsuły pieniądze
Nie zapomnę jej twarzy, ten szczery uśmiech poparzy
Ślad Ci na sercu zostawi i to się więcej nie zdarzy
Nie przestaję już marzyć, żeby po równo nas darzył
Ten los pieprzony, dał azyl, jakbym lekarstwo zażył
Ile widziałem razy, takich bez drogi z powrotem
Bywa że sprawy złym się dla nas potoczą obrotem
Potem pyta ta Pani czy chce usłyszeć wierszyk
Nie opiszę słowami jaki wydawał się piękny
To kawałek o tym, jak wydając pięć złotych
Wzbogaciłem się na wydawaniu floty x2