GoodVibeCypher10 by Ten Preston x Rahim x FonTam x Filipek Lyrics
[Zwrotka 1: Ten Preston]
To dla rodziny, bo nie ma w niej fejma
To dla ziomala, bo nie dał mi przestać
To dla tej panny, nie miała faceta
W sensie, miała chłopaka, nie miała faceta
To dla was, bo nie wiecie gdzie jest pod ziemią poprzeczka
No i dla mnie, bo lubię się wjebać
Chcesz przekaz to będzie, czekaj - podejdę, tylko przelicz pengę
Chcę trafiać wszędzie, nie na komendę
Robię co zechcę, nie na komendę
To grube jak płetwal, klikaj co zechcesz
Na Rapnokaucie patrzyłem w gębę
I co się przejmę komentem
Robię to na jednym wdechu, bo więcej dymu, niż tlenu
A dopiero jak wypłynę, to wezmę kolejne
Lepiej o wirusie nic nie mów
Jak nie zamkną dealerów to to przejdę, Ten, Ten
W tym roku czekam tylko na sylwester
Tu żadnej polityki nie będzie, bo nie jestem w niej ekspertem
Artdelic Label, wiesz, że to gówno jest niezależne
Ten Preston, nie tamten, wiem, że mnie nie znacie
Jak powiesz: ten co wszamał cypher, to się nie obrażę
Prosto z PRL-u i tak kurwa na czasie
Widzimy się wszędzie, tylko nie w Monarze
Ej, tylko nie w Monarze
[Zwrotka 2: Rahim]
Szukam nowych ziem, niczym Anglosasi
Gra czeski film w [?]
Nie propagandą, kto się połasi
Ogień ugasić jak mango lassi
Coś ci nie pasi, coś tu nie gra
Za dobre wibracja na polski [?]
Brać czy nie brać, brać czy żebrać
Nie zatrzymacie żywego srebra
Robię wjazdu tu, mam dobry nastrój
Propsy za swój styl imperial
Pora wzrostu, nie czas na zastój
Nie znajdziesz poklasku, kokieteria
Pełen blasku, już zgasł o brzasku
Jak fajny zwiastun na kiepski serial
Jazda w kasku, ale po omacku
Nie oszczędzi was tu nasz materiał
Ho ho ho, idą święta
Mamy podstępny rok, ktoś wymięka
Odruchowo leci szczęka
Łzy przez odejścia, nowe poczęcia, o
No, no, no, wisi pętla, ostentacyjnie wzywa pacjenta
Choć książkowo brzmi jak klęska
To docelowo mów mi szczęściarz, o
[Zwrotka 3: FonTam]
Yo, DeNekstBest, yo
FonTam, ja jestem fancy
Dlatego biorę wiśnię
Oraz popijam ją jebanym Bubble Tea
Mój rap buja boomerami i będzie blisko dzieciaków
To tak jak Jackson Michael był
Jak mam powtórzyć spoko, ten punch to będzie double hit
Nie mam auta za te rapy, stacje w radio zmieniają się same
Moja fura gada do mnie jak [?]
Nie lubię panien, co mają dużo w kroczu, mały rozum
Roszpunko wracam do domu
Mimo, iż to nie moja bajka, to spuszczam się na jej warkoczu
Jesteś naiwny, widzę jak idealizujesz tę czikę brat
A ona jak tylko znowu się odpala
To ciągle się jebie jak Cyberpunk
To GTA dziś, masz osiem gwiazdek to gonią cię psy, wow
Zabieraj kwit, godziny seniora, czy twój idol kupi se styl, he
Szybki jak [?], jak nie kumasz dziś, skumasz punche jutro, chill
Trochę techniki i człowiek się gubi, kurwa, czarne lustro
I dlatego wchodzę tak, nie pytam ciebie o bit
Bo wyjebany rap to tere deficyt
Podobnie jak konsole, bo potrafię za to wiele oferować
Zaraz [?] to rozjebią ryj
Lecę tyle, że to niemożliwe, ale to niesamowite
Tato zobacz, czego nauczył się syn
Walę sobie setę na raz, walę sobie setę na raz
A jak odbije się kiedyś, to zajebię sobie klin
[Zwrotka 4: Filipek]
Wow, QueQuality, prrr
O, mam dziarę na karku i odjebałem już swoje jak patrzę
Wspinam się na szczyt, na plecach mi wisi bagaż doświadczeń
Kiedy mi tu mówią, że minuty na wybicie, dawno mam za sobą
Mówię: spoko chłopak, oferuję fanom, jednak tutaj trochę więcej
Niż sezonowe dzieci z Tiktoka, o
Moi koledzy kreski na barze zmienili na etat
Pamiętam czasy, gdy piło się gorzką
A nie wrzucało flexa na Moëta, o
Ten co nie rzygał, był pojmowany jak jakiś asceta
Pamiętam czasy, gdy twoja kreacja
Była odbierana na blokach jak beka
Ja pięści mam twarde, a gardy nie musze tu trzymać
W ogóle przestałem narzekać na swoje losy
Gdy za rapy kupiłem sobie tu furę
Tobie majorsy dają zaliczki
Przez które cię stać na te szmaty z Vitkac'a
Ja robiąc miliony, z roku na roku
Ciągle pamiętam czym dla mnie jest praca, o
To nas poróżnia, to stawia mury między naszą rapgrą
Z małego miasta, tak jak Podsiadło
To ostra jazda, jak kiedyś Greg Hancock
Prawda niezmienna, jej nie zamażesz, jak tagów na murach
Zasad pamiętaj, są [?], nawet jeżeli inna koniunktura
To dla rodziny, bo nie ma w niej fejma
To dla ziomala, bo nie dał mi przestać
To dla tej panny, nie miała faceta
W sensie, miała chłopaka, nie miała faceta
To dla was, bo nie wiecie gdzie jest pod ziemią poprzeczka
No i dla mnie, bo lubię się wjebać
Chcesz przekaz to będzie, czekaj - podejdę, tylko przelicz pengę
Chcę trafiać wszędzie, nie na komendę
Robię co zechcę, nie na komendę
To grube jak płetwal, klikaj co zechcesz
Na Rapnokaucie patrzyłem w gębę
I co się przejmę komentem
Robię to na jednym wdechu, bo więcej dymu, niż tlenu
A dopiero jak wypłynę, to wezmę kolejne
Lepiej o wirusie nic nie mów
Jak nie zamkną dealerów to to przejdę, Ten, Ten
W tym roku czekam tylko na sylwester
Tu żadnej polityki nie będzie, bo nie jestem w niej ekspertem
Artdelic Label, wiesz, że to gówno jest niezależne
Ten Preston, nie tamten, wiem, że mnie nie znacie
Jak powiesz: ten co wszamał cypher, to się nie obrażę
Prosto z PRL-u i tak kurwa na czasie
Widzimy się wszędzie, tylko nie w Monarze
Ej, tylko nie w Monarze
[Zwrotka 2: Rahim]
Szukam nowych ziem, niczym Anglosasi
Gra czeski film w [?]
Nie propagandą, kto się połasi
Ogień ugasić jak mango lassi
Coś ci nie pasi, coś tu nie gra
Za dobre wibracja na polski [?]
Brać czy nie brać, brać czy żebrać
Nie zatrzymacie żywego srebra
Robię wjazdu tu, mam dobry nastrój
Propsy za swój styl imperial
Pora wzrostu, nie czas na zastój
Nie znajdziesz poklasku, kokieteria
Pełen blasku, już zgasł o brzasku
Jak fajny zwiastun na kiepski serial
Jazda w kasku, ale po omacku
Nie oszczędzi was tu nasz materiał
Ho ho ho, idą święta
Mamy podstępny rok, ktoś wymięka
Odruchowo leci szczęka
Łzy przez odejścia, nowe poczęcia, o
No, no, no, wisi pętla, ostentacyjnie wzywa pacjenta
Choć książkowo brzmi jak klęska
To docelowo mów mi szczęściarz, o
[Zwrotka 3: FonTam]
Yo, DeNekstBest, yo
FonTam, ja jestem fancy
Dlatego biorę wiśnię
Oraz popijam ją jebanym Bubble Tea
Mój rap buja boomerami i będzie blisko dzieciaków
To tak jak Jackson Michael był
Jak mam powtórzyć spoko, ten punch to będzie double hit
Nie mam auta za te rapy, stacje w radio zmieniają się same
Moja fura gada do mnie jak [?]
Nie lubię panien, co mają dużo w kroczu, mały rozum
Roszpunko wracam do domu
Mimo, iż to nie moja bajka, to spuszczam się na jej warkoczu
Jesteś naiwny, widzę jak idealizujesz tę czikę brat
A ona jak tylko znowu się odpala
To ciągle się jebie jak Cyberpunk
To GTA dziś, masz osiem gwiazdek to gonią cię psy, wow
Zabieraj kwit, godziny seniora, czy twój idol kupi se styl, he
Szybki jak [?], jak nie kumasz dziś, skumasz punche jutro, chill
Trochę techniki i człowiek się gubi, kurwa, czarne lustro
I dlatego wchodzę tak, nie pytam ciebie o bit
Bo wyjebany rap to tere deficyt
Podobnie jak konsole, bo potrafię za to wiele oferować
Zaraz [?] to rozjebią ryj
Lecę tyle, że to niemożliwe, ale to niesamowite
Tato zobacz, czego nauczył się syn
Walę sobie setę na raz, walę sobie setę na raz
A jak odbije się kiedyś, to zajebię sobie klin
[Zwrotka 4: Filipek]
Wow, QueQuality, prrr
O, mam dziarę na karku i odjebałem już swoje jak patrzę
Wspinam się na szczyt, na plecach mi wisi bagaż doświadczeń
Kiedy mi tu mówią, że minuty na wybicie, dawno mam za sobą
Mówię: spoko chłopak, oferuję fanom, jednak tutaj trochę więcej
Niż sezonowe dzieci z Tiktoka, o
Moi koledzy kreski na barze zmienili na etat
Pamiętam czasy, gdy piło się gorzką
A nie wrzucało flexa na Moëta, o
Ten co nie rzygał, był pojmowany jak jakiś asceta
Pamiętam czasy, gdy twoja kreacja
Była odbierana na blokach jak beka
Ja pięści mam twarde, a gardy nie musze tu trzymać
W ogóle przestałem narzekać na swoje losy
Gdy za rapy kupiłem sobie tu furę
Tobie majorsy dają zaliczki
Przez które cię stać na te szmaty z Vitkac'a
Ja robiąc miliony, z roku na roku
Ciągle pamiętam czym dla mnie jest praca, o
To nas poróżnia, to stawia mury między naszą rapgrą
Z małego miasta, tak jak Podsiadło
To ostra jazda, jak kiedyś Greg Hancock
Prawda niezmienna, jej nie zamażesz, jak tagów na murach
Zasad pamiętaj, są [?], nawet jeżeli inna koniunktura