Ciasto by Temzki Lyrics
Znalazł w książce przepis świetny
Zakupił produkty i ustawił sprzęty
Wbił osiem jaj, wsypał dziesięć garści mąki
Dodał aromat i dwadzieścia deko drożdży
Zaczynił ciasto, wymieszał dokładnie
Rozpuścił w drugim garnku mleczną czekoladę
Natarł formę margaryną trochę lepszą
Podsypał tartą bułką by się nic nie przypiekło
W ciasto wmieszał trochę słodkich rodzynek
Oraz drobne kawałki skórki od mandarynek
Dodał cukier i do smaku tajny składnik
Wszystko mieszał kilka minut bardzo dokładnie
Potem wlał to w formę w miarę równomiernie
Resztę wybrał łyżką i wygładził powierzchnię
Ostawił na bok by całość podrosła
I ustawił piekarnik na odpowiedni program
160 stopni, w temperaturze takiej
Piekł ciasto prawie przez godzinę z hakiem
Potem wyjął i polał wymieszaną polewą
Odstawił by wyschło i nasiąkło tym nieco
Wtedy zaczął dzwonić po ludziach i zapraszać
Na parapet u siebie przy herbacie i kapciach
Wydzwonił tuzin osób i kilka szczególnych
Które mu podpadły w tym roku niezbyt chlubnie
Piątek 19:00, wpadajcie na ciasto
Weźcie wódę, weźcie łychę może będzie chlańsko
Większość potwierdziła, ucieszył się bardzo
Zacierał ręce i odliczał już czas bo
Nie mógł się doczekać reakcji na swój debiut
Pierwsze ciasto w życiu, skosztujcie mych wypieków!
Nastał piątek. Ludzie zjawili się tłumie
Dwadzieścia osób, tłok prawie jak w klubie
Legli na kanapach i na starych fotelach
Każdy butelkę otwierał, rozpoczął się melanż
On wyjął ciasto, pokroił na kawałki
20 porcji poukładał na dwie tacki
Wyniósł do salonu na drewniany stolik
Krzyknął życzę smacznego drogie, drodzy moi!
Zaskoczeni goście nie kryjąc podziwu
Rzucili się z widelcami do maleńkich talerzyków
Każdy nałożył porcję i jak na strzał sędziego
Zjedli ciasto w mig mówiąć: to coś pysznego
On stał uradowany z dziwnym uśmiechem
Wszyscy mu gratulowali, zwali master chefem
On zrobił sobie drinka, rozwalił się w fotelu
Nikt nie skumał że sam nie jadł nic, czyżby nie mógł?
Ależ mógł ale wiedział że jeden smakowy składnik
Nie brał udziału w przepisie z tej książki kucharskiej
Był to płyn do czyszczenia mocno zatkanych zlewów
I po chwili zebrał żniwo czarne jak nocą niebo
Jeden po drugim padali i wili się w agonii
Krzyczeli straszliwie że coś pali ich żołądki
Jedna porcja a starczyła by wykończyć tę zgraję
Czemu on to im zrobił? do dziś się nie przyznaje
Zakupił produkty i ustawił sprzęty
Wbił osiem jaj, wsypał dziesięć garści mąki
Dodał aromat i dwadzieścia deko drożdży
Zaczynił ciasto, wymieszał dokładnie
Rozpuścił w drugim garnku mleczną czekoladę
Natarł formę margaryną trochę lepszą
Podsypał tartą bułką by się nic nie przypiekło
W ciasto wmieszał trochę słodkich rodzynek
Oraz drobne kawałki skórki od mandarynek
Dodał cukier i do smaku tajny składnik
Wszystko mieszał kilka minut bardzo dokładnie
Potem wlał to w formę w miarę równomiernie
Resztę wybrał łyżką i wygładził powierzchnię
Ostawił na bok by całość podrosła
I ustawił piekarnik na odpowiedni program
160 stopni, w temperaturze takiej
Piekł ciasto prawie przez godzinę z hakiem
Potem wyjął i polał wymieszaną polewą
Odstawił by wyschło i nasiąkło tym nieco
Wtedy zaczął dzwonić po ludziach i zapraszać
Na parapet u siebie przy herbacie i kapciach
Wydzwonił tuzin osób i kilka szczególnych
Które mu podpadły w tym roku niezbyt chlubnie
Piątek 19:00, wpadajcie na ciasto
Weźcie wódę, weźcie łychę może będzie chlańsko
Większość potwierdziła, ucieszył się bardzo
Zacierał ręce i odliczał już czas bo
Nie mógł się doczekać reakcji na swój debiut
Pierwsze ciasto w życiu, skosztujcie mych wypieków!
Nastał piątek. Ludzie zjawili się tłumie
Dwadzieścia osób, tłok prawie jak w klubie
Legli na kanapach i na starych fotelach
Każdy butelkę otwierał, rozpoczął się melanż
On wyjął ciasto, pokroił na kawałki
20 porcji poukładał na dwie tacki
Wyniósł do salonu na drewniany stolik
Krzyknął życzę smacznego drogie, drodzy moi!
Zaskoczeni goście nie kryjąc podziwu
Rzucili się z widelcami do maleńkich talerzyków
Każdy nałożył porcję i jak na strzał sędziego
Zjedli ciasto w mig mówiąć: to coś pysznego
On stał uradowany z dziwnym uśmiechem
Wszyscy mu gratulowali, zwali master chefem
On zrobił sobie drinka, rozwalił się w fotelu
Nikt nie skumał że sam nie jadł nic, czyżby nie mógł?
Ależ mógł ale wiedział że jeden smakowy składnik
Nie brał udziału w przepisie z tej książki kucharskiej
Był to płyn do czyszczenia mocno zatkanych zlewów
I po chwili zebrał żniwo czarne jak nocą niebo
Jeden po drugim padali i wili się w agonii
Krzyczeli straszliwie że coś pali ich żołądki
Jedna porcja a starczyła by wykończyć tę zgraję
Czemu on to im zrobił? do dziś się nie przyznaje