Song Page - Lyrify.me

Lyrify.me

Rówieśnicy by THS Klika Lyrics

Genre: rap | Year: 2006

[Zwrotka 1: Romek THS]
Dwaj rówieśnicy, dwóch chłopaków
Z pobliskich bloków, dwóch różnych domów
Łączy ich wiek, dzieli różnica poglądów
Ten pierwszy przyjmijmy lepszy
Umysł ścisły, dryg do matematyki
W nauce dobre wyniki
Cichy jedynak, krępy i niski
Syn ojca posła, matki feministki
W szkole prace domowe odrabiał wszystkim
No cóż bywa na niego padło
Zawsze znajdzie się ktoś w klasie - klasowe popychadło
Średnia 5.0, ręce non-stop ujebane kredą
Zresztą z WF'u noga, podbite stopnie
W piłkę to może on i kopnie
W sieci na kompie nawet przewrotu w przód nie zrobi dobrze
Wyobraź sobie zawsze po szkole w domu na stole ciepły obiadek
I zza oceanu mnóstwo całusów, zabawek
Gum i czekoladek przesyłał dziadek
Co chciał miał pod nos podane
Co się stało - za chwilę, co było dalej?
O tym opowiem zaraz w kolejnym rozdziale
[Zwrotka 2: Suja]
Ten drugi nie lubił chodzić do budy
Nie miał głowy chłopak do nauki
Z każdego przedmiotu od góry do dołu w dzienniku same sztuki
Prace domowe, lektury, on nie miał czasu na takie bzdury
Jak mało który w jego wieku
Człowieku dres markowy, obóz sportowy
Typowy obrotny dzieciak z podwórka
Motorolli komórka, na chuj mu maturka?
Akurat, bo i po co mu to? obejdzie się
Bez tego w życiu też będzie miał syto
Imponowało mu wszystko to co na lewo
Łatwo i szybko da się załatwić
Dobrze sianem sypnąć wystarczy tylko przecież zapłacić
Na zaś od razu z góry, po co się martwić
Motać jak zdać, dostać promocję do następnej klasy
Nie pomagały nagany, prośby mamy
Z koleżkami wagary, wolał w parku łoić browary

[Zwrotka 3: Romek THS]
W tym czasie pierwszy się nie ociągał
Głodny wiedzy zakuwał jak zły
Minęły cztery lata dostał się na studia
Któregoś grudnia gdy z uczelni wracał wieczorem
Pod samym domem w bramie zaraz za rogiem
Dopadły go łobuzy z łomem
Z telefonem szybko raz dwa pożegnał się
Dosłownie zrównany z błotem, wyłapał porządny oklep
I chyba to było przełomem w jego życiu, sytuacji zwrotem
On porażony jak gromem pod wpływem chwili
Trzeci rok politechniki, wydział matematyki rzucił
Z sumieniem się nie kłócił długo
Postanowił zostać psem skurwiel
Chciał się odkuć za tamten dzień
Za każdy dzień swych niepowodzeń
[Zwrotka 4: Suja]
Cisza, nocą ulica, bezdomny w kartonie kima
Obok krawężnika rozbita latarnia, srebrna klamka
Dźwięk otwieranego zamka, czarna sportowa Lancia
Odpalona z miejsca, spokojnie odjeżdża
Pamiętasz kolesia? jeszcze niedawno latał po osiedlu w dresach
Teraz stary wyga, grubsza ryba, na robocie nie dyga
No chyba, juma fury na zamówienie, nieźle mu się wiedzie
Apartament w mieście, spora suma na koncie
Obwieszony w złocie tylko i wyłącznie
Drogie kolorowe alkohole w salonie na stole
Lustro upierdolone w mące
Dobrze lubi dać po nosie, na jednej torbie maraton nocny
Nigdy się nie kończy, wykozaczony w człowieku z blizną
Jak a'la Al Pacino buńczuczny, coraz bardziej nerwowy i nierozważny
W tym co robi, ostatniej roboty żeby nie fart i umiejętności
Na dołku u mostowskich o niski wymiar kary teraz by się modlił

[Zwrotka 5: Romek THS]
Pobladłe światło jarzeniówki, akta, papiery, długopis, ołówki
Za biurkiem siedzi pies, wiesz kto to jest?
Ten lamus z podstawówki, pieprzona menda
Stara podwarszawska komenda (uuu) coś nie udała mu się zemsta
Całe noce i dnie w aktach, dłubie w papierach
Miał chłopak kompleks to teraz ma lanca fuchę frajera
[Zwrotka 6: Suja]
Ten drugi natomiast w pewnym momencie się obudził
Nawrócił, wyszedł na ludzi, porzucił fach w którym swe ręce brudził
Jak to zwykle jest, w tej branży bywa na ogół sami wiecie
Znudziło mu się tkwić w tym interesie
W ciągłym strachu, stresie zwłaszcza, że można skończyć w areszcie
Na jego szczęście poznał kobietę, poukładała mu we łbie
I teraz z nią spokojny żywot wiedzie

[Outro] (x2)
Nie wie tego nikt, nikt tego nie wie
Życie płata figle, bardzo różnie mogą się potoczyć dzieje
Śmiejesz się, bo dobrze ci się wiedzie
Uważaj, jutro możesz zamiatać śmiecie