Song Page - Lyrify.me

Lyrify.me

KAPSAICYNA by TEKTONIKA Lyrics

Genre: rap | Year: 2021

Warszawskie lato
Bloki się pocą, pod pachą gada Platon
Uczta
Stoisz w tłumie, pijesz ten swój zajzajer
Obcinam wzrokiem jedząc ramen
Zdejmę cie jak dobry sweter w lumpexie
Będę szybszy niż ten frajer
Który się zawiesił w metrze
Przedpociemek, cisza przed burzą
W powietrzu ozon
Na niebie chmury od tych blantów, które se chłopaki kurzą
Noc elektryczna, kapsaicyna
Pachnie rzeka, za winklem jebie sztyna
Pierwsze dni lata
Śródziemnomorski klimat
Antropocen, koniec świata

Chłodzą skroń te dźwięki, oligocen
Rеspirator, dwa głębokie hausty nad Balaton
Nie muszę nic nikomu udowadniać oprócz siebiе
Stereotypia, kręcę się wokół ciebie
Ta wiedźma rozjebała mi łeb, podziurawiony czosnek mam jak flet
Nigdy nie gram z nut, improwizuję, mów mi Baker Chet
Im coś więcej kosztuje, tym jest mniej warte
To na muchy lep
W piździe byłeś, chuj widziałeś
Wiem to, bo akurat tam wsadzałem
Jesteś pędzel, my never surrender
White trash talk, na szczyt za krokiem krok
Mama zawsze mi mówiła żebym płynął z fartem, z fartem
9 liter: TEKTONIKA, reszta jest chuj warte
John Coltrane - Więcek
Glenn Gould - Masecki
Podbijam do niej, pytam o bletki
Ma mokre włosy, dzwoneczki
Klepie czeremcha i pyli lipa
Zbieram ten sygnał jak satelita
Biorę ją na dach, palimy spliffa
Gęsty mach, sativa, pełnia księzyca
Letni wieczór, słodki jak mirabelka
Gumy palą bumy, praska gangsterka
Chodzi Zbawix, trzęsie się Rotunda
Nocne pląsy, samba i La Rhumba
La Rhumba

Znów się pruje do mnie jakaś kurwa
No to mówię kurwie: Weź wykruwiaj
Miejski szaman
Nikogo nie wpierdalam, tylko smacznie sobie szamam
Latam pod patykiem, Simon Ammann
W powietrzu zaduch, capi eterem
40% pite w bramie pod hipsterpenerem
Intencje szczere, nieco gorzej z wykonaniem
Wiem dobrze czym to piekło jest wybrukowane
Nad ranem

Jebać jazz, teraz wjeżdża tu techenko
Zwiększam tempo, tupią skoki na flamenco
Paroksyzmy, blizny, wulgaryzmy
Insta kariery w stylu Nikodema Dyzmy
Serce wybija rytm jak sygnał Morse'a
Rezonans magnetyczny i agorafobia
Długie godziny, puste ulice
Idę przez miasto rapu niosąc nawałnice
Mam garście panczy, gram w scrabble bez planszy
Wiatraki padają, wrócił Don z La Manchy
Flow tłuste jak bryzol
Dawaj sos, bo leje lizol
Przewózka, trasa Zakopane-Ustka
Nie będę się pierdolił, zamknę komu trzeba usta
Bujam się kuszetą, tako rzecze Zaratustra
Only 37 and I'm only gettin' better (x2)
Mamy cały czas
Czas nie goni nas
Płynę pod ten bas
Beztrosko jak kwas

Warszawskie lato
Nadwiślański świt penetruje oczy jak wibrator
Kaszmirowy sweter na ażurowym krześle
Wyszła przed śniadaniem, ale wróci jak najwcześniej
Ciemne okulary, aktorka Nowej Fali
Duże czereśniowe usta jak Anna Magnani
Nasze noce są piękniejsze niż wasze dni
Be careful what you wish for, uważaj o czym śnisz ty
Promienie słońca świecą skyline na miedziano
Kapsaicyna
Pora spać (Dobranoc)
Uśmiecham się pod nosem
Bo wieczorem znów w miasto andiamo
Antropocen, koniec świata