3000 by Szach Mat Lyrics
Nie interesuje mnie jaki będzie rok 3000
Ja po prostu chcę wziąć te 3 tysie na rąsie
Chcę być jak Hugh Hefner i liczyć dolce
Nie przejmować się ile mam tego euro na koncie
Pytasz czego sobie życzę w tym kiepkim milenium
Pewnie tego żebym miał aż nadto problemów
Widzę ciągle, że lubicie słuchać teksty tych trenów
Kiedy daję upust, gdy krzyczą ej flachę zeruj
Pytasz czego sobie życzę gdy przekroczę dwadzieścia
Napewno nie życze sobie żony, dziecka i teścia
Napewno nie chcę tego co robię tu przestać
Ale bardzo bym prosił by podniosła się pensja
Bardzo sobie życzę by w papierach było artysta
A nie jakiś darmozjad kiepski iluzjonista
A nie taki co odbiera dzieciom świeżaki od pyska
I taki co się na niego spluwa, gdy wyłupia oczyska
Bardzo sobie życzę tego wozu dobrego ekonomicznie
Żebym nie musiał tutaj odmawiać modlitwę
Żebym nie musiał kochać cię tylko telefonicznie
Żebym pisał dalej o niczym, ale żeby tu było sprytnie
Pytasz czego tutaj nie chcę w następnym milenium
Pewnie bycia nieśmiertelnym, byłbym jak nudziarz i nierób
Pewnie bym nie pisał tekstów, przez to jebane serum
I w ogóle nie grał koncertów, przez brak nowych numerów
Pewnie bym w ogóle tu nie kochał ciebie
Życie nieśmiertelne, lecz śmiertelny przebieg
W moim samochodzie tego to nie jestem pewien
Liczby te astronomiczne, jak je czytać nikt tu nie jest pewien
Pewnie nie chcę dostać jaskry, a ni zejść na gangrene
Stracić tutaj rozum dla ponętnych emek
Bardzo chciałbym zapomnieć, że skrzywidziłem ciebie
Lecz niestety przez to nie jesteś aniołem w niebie
Bardzo chciałbym pewnie przestać wierzyć w siebie
Piłbym koniak, zgarniał paczki niczym Fedex
Myślał o tym że to jest bez sensu w takiej cenie
Wolałbym się tu położyć i zapomnieć ze istnieje
Nie interesuje mnie
Nie interesuje mnie
Dookoła biega pies, merda kosą niby śmierć
Nie chcę tutaj wiecznie żyć, ze sceny trzeba zejść
Pokazują tym środkowym palcem w kierdunku rapera
Moje małe miasto, zawsze potrafiłow słować nie przebierać
Muszę przebiec szybko w tych nowych sneakerach
Serce ze szkła cieżko jest z podłogi pozbierać
Chciałbym tylko mieszkać w rezydencji
Daleko od tego motłochu, nienawiści i księży
Banie ryją mi te wielkie pliki pieniędzy
Mahoń czy Buk, tylko one wysunują ten werdykt
Biją teraz w bębny, niby jaka defilada
Me nazwsiko Matelowski, morda może znana
Nie chcę mi się robić, szukam powodzenia w trackach
Czym zajmuje się twój syn? Nie wie co ma mówić tata
Ja po prostu chcę wziąć te 3 tysie na rąsie
Chcę być jak Hugh Hefner i liczyć dolce
Nie przejmować się ile mam tego euro na koncie
Pytasz czego sobie życzę w tym kiepkim milenium
Pewnie tego żebym miał aż nadto problemów
Widzę ciągle, że lubicie słuchać teksty tych trenów
Kiedy daję upust, gdy krzyczą ej flachę zeruj
Pytasz czego sobie życzę gdy przekroczę dwadzieścia
Napewno nie życze sobie żony, dziecka i teścia
Napewno nie chcę tego co robię tu przestać
Ale bardzo bym prosił by podniosła się pensja
Bardzo sobie życzę by w papierach było artysta
A nie jakiś darmozjad kiepski iluzjonista
A nie taki co odbiera dzieciom świeżaki od pyska
I taki co się na niego spluwa, gdy wyłupia oczyska
Bardzo sobie życzę tego wozu dobrego ekonomicznie
Żebym nie musiał tutaj odmawiać modlitwę
Żebym nie musiał kochać cię tylko telefonicznie
Żebym pisał dalej o niczym, ale żeby tu było sprytnie
Pytasz czego tutaj nie chcę w następnym milenium
Pewnie bycia nieśmiertelnym, byłbym jak nudziarz i nierób
Pewnie bym nie pisał tekstów, przez to jebane serum
I w ogóle nie grał koncertów, przez brak nowych numerów
Pewnie bym w ogóle tu nie kochał ciebie
Życie nieśmiertelne, lecz śmiertelny przebieg
W moim samochodzie tego to nie jestem pewien
Liczby te astronomiczne, jak je czytać nikt tu nie jest pewien
Pewnie nie chcę dostać jaskry, a ni zejść na gangrene
Stracić tutaj rozum dla ponętnych emek
Bardzo chciałbym zapomnieć, że skrzywidziłem ciebie
Lecz niestety przez to nie jesteś aniołem w niebie
Bardzo chciałbym pewnie przestać wierzyć w siebie
Piłbym koniak, zgarniał paczki niczym Fedex
Myślał o tym że to jest bez sensu w takiej cenie
Wolałbym się tu położyć i zapomnieć ze istnieje
Nie interesuje mnie
Nie interesuje mnie
Dookoła biega pies, merda kosą niby śmierć
Nie chcę tutaj wiecznie żyć, ze sceny trzeba zejść
Pokazują tym środkowym palcem w kierdunku rapera
Moje małe miasto, zawsze potrafiłow słować nie przebierać
Muszę przebiec szybko w tych nowych sneakerach
Serce ze szkła cieżko jest z podłogi pozbierać
Chciałbym tylko mieszkać w rezydencji
Daleko od tego motłochu, nienawiści i księży
Banie ryją mi te wielkie pliki pieniędzy
Mahoń czy Buk, tylko one wysunują ten werdykt
Biją teraz w bębny, niby jaka defilada
Me nazwsiko Matelowski, morda może znana
Nie chcę mi się robić, szukam powodzenia w trackach
Czym zajmuje się twój syn? Nie wie co ma mówić tata