Song Page - Lyrify.me

Lyrify.me

Bohaterowie naszych czasów - Piotr Marecki rozmawia z Maciejem Pisukiem by Piotr Marecki Lyrics

Genre: misc | Year: 2008

Piotr Marecki: W jaki sposób natknąłeś się na Paktofonikę?

Maciej Pisuk: - Chciałem się spełnić zawodowo i szukałem współczesnej historii, bo zdawałem sobie sprawę, że jest wielka potrzeba kina o rzeczywistości. Ciągle narzekamy, że od 1989 roku nie powstały filmy, które by adekwatnie tę rzeczywistość komentowały. Nie ma obrazów na miarę „Człowieka z żelaza” czy „Człowieka z marmuru”. Może trudno było znaleźć wyraziste postacie bohaterów naszych czasów, osoby reprezentujące swoim losem przemiany, które się na naszych oczach odbywają.

Z góry uznałem, że wszelkie próby wymyślania takich historii z głowy będą chybione i sztuczne, że trzeba się zanurzyć w rzeczywistość. Poszukując odpowiedniej historii, przeglądałem poranną prasę, aż któregoś dnia wreszcie na taką trafiłem.

To był reportaż Lidii Ostałowskiej w "Dużym Formacie" z 21 grudnia 2001 r.

- Tak.

Rok po śmierci Magika.

- Żeby było ciekawiej, rozglądałem się za współczesną historią, ale nie w kręgach młodzieżowo hiphopowych. Nie słuchałem hip-hopu i wtedy nie ceniłem specjalnie tej muzyki. Natomiast, kiedy przeczytałem tekst, wstrząsnęła mną dramatyczna historia tych ludzi. Wydawało mi się, że jest tam wszystko, co potrzebne do dobrego scenariusza filmu fabularnego. Konkretni ludzie, którzy mają jakiś cel i wbrew rozmaitym przeciwnościom do niego zmierzają. A w grze jest ogromna stawka, bo okazuje się, że jest nią de facto: życie albo śmierć. Niesamowite było też to, że trójka chłopaków z technikum gdzieś z Bogucic i Mikołowa praktycznie bez jakichkolwiek kontaktów i wsparcia nagrywa w pokoju w bloku na najprostszym sprzęcie genialną płytę, która staje się głosem pokolenia. Sprzedaje się w nakładzie setek tysięcy egzemplarzy, ale tak się jakoś dzieje, ze chłopców zupełnie omija sukces finansowy.

A potem dzieje się ta straszna tragedia. Zrozumiałem, że ci chłopcy wiedzą coś, o czym nie mają pojęcia moi koledzy artyści z Warszawy. I to było odkrycie, że rzeczy naprawdę istotne dzieją się tam - na wielkich osiedlach i w małych miasteczkach. Od razu zrozumiałem, że muszę do tych ludzi dotrzeć i zagłębić się mocno w temat. Że bez ogarnięcia tego świata w całości nie mam co zabierać się za tę historię. Podstawowe zagrożenie wiązało się z sytuacją samobójczej śmierci głównego bohatera, czyli Magika. Wiedziałem, że w samym temacie tkwi pokusa oparcia głównego wątku filmu na tej właśnie historii. I tu, oczywiste, narzucają się analogie z tragicznie zmarłymi idolami. Za wszelką cenę chciałem uciec od tego. Tym bardziej że zdawałem sobie sprawę, że przyczyną problemów tego chłopaka i być może pośrednią przyczyną jego śmierci były, w ogromnym uproszczeniu, media. Albo współczesna świadomość kształtowana przez media. W jakimś sensie byłby to film o karierze. Kariera to jest zawsze coś fascynującego, to taki przejrzysty cel i widzowi zawsze łatwo się z tym utożsamić. Wiedziałem też, że obecnie świadectwem sukcesu jest bycie dostrzeżonym przez media. Nie jestem aktorem albo muzykiem, póki media o mnie nie napisały. Nie zostałem wielkim reżyserem, póki media tego nie zauważyły, nie jestem fajnym, modnym kolesiem, jeśli nie zostałem przez kogoś sfotografowany na ulicy.

I od grudnia 2001 r. zaczynasz przymiarki do pisania scenariusza.

- Kupuję płytę w sklepie. Słucham, uświadamiam sobie, że niektóre kawałki słyszałem w Radiostacji. Prędko zorientowałem się, że to nie są jakieś "historyjki spod trzepaka". Tam jest i dogłębna analiza rzeczywistości, i bardzo osobiste wyznanie. Na płycie znalazłem numer telefonu menedżera grupy - Robaka, chłopaka z Częstochowy. Postanowiłem przygotować jakąś propozycję. Więc dosłownie w jedną noc na kilku stronach zapisałem pomysł.

W ten projekt wsiąkasz na kilka lat.
- Przez dwa lata, jak miałem kilka dni wolnego, natychmiast się pakowałem i wyjeżdżałem na Śląsk. W pewnym momencie po prostu zacząłem uczestniczyć w życiu chłopaków i zacząłem się z nimi, siłą rzeczy, przyjaźnić. Obserwując tę rzeczywistość, dowiedziałem się co najmniej tyle samo, a może i więcej, ile podczas rozmów z chłopakami. Bywało też i tak, że nagle ni stąd ni zowąd przychodziły wspomnienia i sami z siebie zaczynali opowiadać o sytuacjach, które wydarzyły się w trakcie pracy nad pierwszą płytą zespołu, w czasach, kiedy Magik jeszcze żył. Równolegle cały czas usiłowałem zainteresować tym różnych producentów. Poszedłem najpierw do Macieja Karpińskiego. Próbowałem coś załatwić takim nieco prywatnym kanałem.

Wykorzystując to, że miałeś dobry dyplom po szkole scenariuszowej?

- Tak, szczególnie pod koniec studiów byłem lubiany przez profesorów. Pomyślałem, że poproszę o radę swojego mentora, który jednocześnie pracował w Agencji Filmowej TVP. Może się tym zainteresuje, a może Agencja Filmowa? Zacząłem opowiadać, że znalazłem bohatera naszych czasów, Mateusza Birkuta przełomu wieków, że oto mam historię, która streszcza w sobie to, co jest najistotniejsze dla pokolenia równolatków "Solidarności", pokolenia, które wkroczyło w dorosłość na przełomie wieków, że mam też historię o karierze, czyli to, na co wszyscy są teraz w młodym kapitalizmie najbardziej nakręceni. W dodatku mam przyzwolenie protoplastów swoich bohaterów, a to są osoby publiczne, znane wszystkim - budowałem napięcie - chodzi o zespół Paktofonika. Czekałem na zachwyt w oczach pana Karpińskiego. A pan Karpiński zadumał się, podrapał się w głowę i powiedział: "Paktofonika? Może tak, a może nie, może tak a może nie. Wie pan, ja nie słyszałem". Odpowiedział mi cytatem z Magika, bezwiednie, jak przypuszczam. I tak się mniej więcej skończyła ta rozmowa.

Dalej nie było lepiej.

- Szukałem producenta, ale szukałem też reżysera, bo zdawałem sobie sprawę ze specyfiki tematu. Ryzyko było takie, że będą chcieli wykorzystać tę historię, wycisnąć jak cytrynę. Słyszałem na przykład teksty: "Nie przesadzajmy, to są osoby publiczne, ich nie dotyczy ochrona wizerunku" albo "Nie będzie problemów, mamy dobrych prawników, oni to załatwią". A mnie zależało na tym, żeby podejść do tego na poważnie. Uważałem, że historia Magika i chłopaków z Paktofoniki zawiera w sobie i streszcza wszystkie niepokoje, aspiracje, pragnienia, dążenia współczesnych młodych ludzi, po części i mojego pokolenia, że to są historie związane i z czasem, i z miejscem, ale też uniwersalne.

Pewien znany reżyser po lekturze scenariusza powiedział mi, że za mało tam jest punk rocka: "No wiesz, na przykład punkrockową sceną byłaby taka jakby, wiesz, oni we trójkę zerżnęli jakąś laskę". Opadły mi ręce. Ale była też inna skrajność. Często słyszałem takie opinie: "Skoro z takim respektem i szacunkiem musimy tu podchodzić do tych chłopaków, to po co się mamy z nimi cackać, po prostu oderwijmy się od historii Paktofoniki i stwórzmy zespół z castingu, wtedy nie będzie problemów z prawami, nie będziemy mieli kłopotów ani wyrzutów sumienia". No i cóż, wzruszałem ramionami, ta historia nie miałaby wtedy w sobie tego ciężaru i potencjału, co historia oparta na faktach.

Trafiłeś w końcu do jednego z największych koncernów medialnych w Polsce.

- Od początku zdawałem sobie sprawę, że jest to firma komercyjna, ale łudziłem się, że w tym akurat przypadku znajdę z nimi porozumienie. Wiedziałem, że ten film może odnieść wielki sukces, również komercyjny. Ale żeby tak się stało, musi być filmem prawdziwym, który jest bliski temu pokoleniu, które utożsamia się z muzyką hiphopową. Umowę konsultowałem z chłopakami i z ojcem Magika. Doszło do jej podpisania. Pracowałem nad scenariuszem rok. Gdy go oddałem, firma producencka przedstawiła mi aneks do umowy, w którym się wycofała ze wszystkich kontrowersyjnych wynegocjowanych przeze mnie punktów. Stało się to, kiedy musiałem zakończyć współpracę z reżyserem, który bardzo mnie zawiódł. A ja byłem związany umową i nie mogłem dysponować scenariuszem, tzn. szukać innego producenta. Taka sytuacja trwała kilka lat.

W 2007 r. odzyskałeś prawa do tekstu...

- Ale wcześniej miałem jeszcze jedną ciekawą rozmowę. Pewnego dnia zadzwonił do mnie pan Michał Kwieciński, który przez czas jakiś był zainteresowany produkcją Paktofoniki. Spotkałem się z nim raz czy dwa, bardzo oficjalnie. Rozmawialiśmy ze sobą przez "proszę pana", "pan pozwoli" itd. Otóż pewnego dnia zadzwonił telefon i słyszę głos Kwiecińskiego: "Słuchaj, stary, powiedz mi, za ile możesz u mnie być?". To powiedziałem: "No mogę być za 20 minut". Wsiadłem w taksówkę, przyjechałem. W gabinecie siedzi Kwieciński w towarzystwie Andrzeja Wajdy. Zapraszają mnie, siadam przy stoliku obok nich. Wajda mówi: "Panie Maćku, czytałem ten pana scenariusz o tych chłopakach ze Śląska. To najlepszy scenariusz, jaki pojawił się w tym kraju w ciągu ostatnich lat". Serce mi biło, już słyszałem w swojej wyobraźni, jak Wajda ciągnie dalej, że dołoży wszelkich starań, aby ten film powstał, wyciągniemy go, pomożemy odzyskać panu prawa od firmy X. Niestety tak nie było. Wajda zaproponował mi współpracę. Miałem pracować nad scenariuszem do filmu o Jacku Kuroniu. Nic z tego nie wyszło, Wajda zajął się "Katyniem".

Takich anegdot mógłbym opowiedzieć wiele. Z wieloma osobami się spotykałem, do wielu osób usiłowałem dotrzeć. Cały czas myślałem, że nazwisko znanego i wpływowego reżysera coś zmieni, że jeśli, powiedzmy, pan Krzysztof Krauze zajmie się tym, to firma X zgodzi się w końcu na moje warunki. Uważam, że to jeden z najwybitniejszych współczesnych polskich reżyserów, który się nie boi współczesnych tematów. Zadzwoniłem do niego. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że natychmiast mnie skojarzył, bardzo mu się podobała moja sztuka, którą widział w Teatrze Telewizji, i podekscytowany mówi: „Proszę do mnie przyjechać z tym tekstem”. Pech chciał, że miałem popsutą drukarkę. Zaproponowałem spotkanie na następny dzień. On mówi: „Świetnie, ja jutro biegam po mieście, to w którymś momencie się spotkamy. Zadzwonię do pana rano”. Późnym popołudniem, kiedy nie dostałem telefonu, zadzwoniłem sam i on mi powiedział: „No tak, ale czy ten scenariusz, który mi chce pan zaproponować, nosi tytuł »Jesteś Bogiem «?”. Potwierdziłem. Krauze: „Pan ma umowę z firmą X na ten temat?”. „Tak, ale zastrzegałem sobie prawo wyboru reżysera”. „No tak, ale ja rozmawiałem z kierownikiem produkcji tej firmy...” - okazało się, że są zaprzyjaźnieni - „...i pan zerwał już współpracę z poprzednim reżyserem, poza tym pan już nie ma praw do tego tekstu, więc nie może mi go pan proponować”. Dał mi do zrozumienia, że to byłaby sytuacja dla niego dwuznaczna i nie chce już nawet tego czytać. Potwornie mnie to zabolało, chciałem krzyczeć, że panie reżyserze, panie twórco, przecież to nasi wrogowie, to my, artyści, robotnicy, twórcy emocji, powinniśmy być solidarni, walczyć z dystrybutorami tych emocji. Za co się teraz płaci, co jest największym produktem? Emocje!!! A kto na tym żeruje? Dystrybutorzy tych emocji. Płacimy teraz za dostęp, wiek XXI jest wiekiem dostępu. Chciałem go uświadomić politycznie i klasowo, niestety, był nieczuły na wszelkie tego rodzaju argumenty.

Wróćmy do samego scenariusza. Czy można nazwać go fabularyzowaną historią?

- Nie przedstawiam faktów idealnie, nie pokazuję ich lustrzanego odbicia. Wiele, może nawet większość rzeczy przedstawionych w tym scenariuszu rzeczywiście wydarzyło się tak, jak to opisałem lub bardzo podobnie. Natomiast ze względu na specyfikę dzieła, jakim jest film, gdzie w ciągu dwóch godzin czasami musimy opowiedzieć czyjeś życie, musimy często opowiadać na poziomie metafory.
Ale jest to prawdziwy obraz. Zgodzili się z tym chłopcy, mam ich autoryzację. Starałem się nie eksponować przesadnie śmierci Magika, ale też jeżeli mówimy prawdę o tym człowieku i pokazujemy dramat jego życia, to nie sposób tego przemilczeć. Długo się zastanawiałem, czy uczynić Magika głównym bohaterem, czy nie lepszy byłby np. Fokus. Ale uznałem, że to jest ucieczka od sprawy najistotniejszej. Magik jest postacią najbardziej dramatyczną i musi być postacią centralną. Przyjąłem założenie, że narracja nigdy nie jest prowadzona przez niego. Skoro ten facet nie żyje, czy mam prawo stać z nim na parapecie okna? Nikogo z nim wtedy nie było, więc nie mam takiego prawa. Magik nigdy nie jest pokazany sam, zawsze opowiadamy o nim od strony jakiejś innej osoby. Na początku widz utożsamia się na zmianę z Fokusem albo Rahimem.

Albo innymi bohaterami, którzy opowiadają o Magiku.

- Magik jest odkryciem dla Fokusa, bo pokazuje, jak można coś znaczyć. Fokus ma taki problem, że ludzie go nie zauważają, jego rodzina go nie dostrzega. Z kolei Rahimowi Magik pokazuje, jak być niezależnym, bo Rahim ma nadopiekuńczych rodziców. Były zarzuty ze strony producentów, że ten film nie odniesie sukcesu, bo widz nie będzie wiedział, z kim się utożsamić. A przecież w epoce gier komputerowych tożsamość nie stanowi problemu, a motywacje bohaterów są absolutnie jasne i przejrzyste. Potem poznajemy Magika od strony kolejnych osób, jego dziewczyny, żony, Gustawa. Zaczynamy się tak naprawdę utożsamiać z Magikiem, kiedy wchodzimy w jego problemy.

Wydaje mi się, że odczarowałeś wiele mitów związanych z jego samobójczą śmiercią, z tym, że był wówczas naćpany i że to był główny powód.

- To przykre i oburzające, jakie bzdurne informacje krążyły na forach internetowych. Bardzo upraszczając, powiem wprost: jedną z istotnych przyczyn, dla których Magik zginął, była polska rzeczywistość przełomu wieków.

Z twojego tekstu wynika, że nie miał pieniędzy na zakup prezentu dla dziecka!

- Tak rzeczywiście było. I to było dla mnie wstrząsające odkrycie. Koledzy chłopaków z PFK zastanawiali się, co oni robią z kasą. Nie mieściło się nikomu w głowie, że osoby, które są gwiazdami, nie mają co kupić dziecku na gwiazdkę.

W tym tkwi moim zdaniem klucz do zrozumienia, dlaczego oni są "bohaterami naszych czasów".

- Bohater to ktoś, kto ucieleśnia zbiorowe lęki i nadzieje. Trzeba się zastanowić, co teraz jest takim celem zbiorowych dążeń i co jest wspólnym zagrożeniem. Polska przełomu wieków, kiedy rozgrywają się przedstawione w fabule wydarzenia, to kraj nie tylko dokonującej się transformacji ustrojowej, ale przede wszystkim kraj ekspansji mediów i kultury masowej oraz ogromnego technologicznego przyśpieszenia. Sieci telewizji kablowych najszybciej oplotły wielkie blokowiska, jak w Bogucicach, gdzie mieszkali Magik i Fokus. Krajobraz za oknami pozostawał jak zawsze ponury, ale ludzie mieli do wyboru kilkadziesiąt kanałów kolorowej TV. To wszystko zmieniło mentalność i psychikę. Sukces staje się podstawowym celem dążeń wielu ludzi w tym kraju.

Magik, Fokus i Rahim to zwykli chłopcy z osiedla, a jednocześnie osoby rozpoznawalne i gwiazdy mediów.

- Dokładnie tak. Chcąc robić to, co robią, czyli dalej wyrażać siebie poprzez sztukę, muszą godzić się na status osoby publicznej, a jednocześnie walczyć o zachowanie swojego ja. Istotne jest też to, że moi bohaterowie to artyści, dostarczyciele emocji i symboli - wytwórcy kultury. Dziś emocje i symbole są najbardziej poszukiwanym towarem, a przemysł dóbr kultury jest najszybciej rozwijającym się przemysłem w światowej gospodarce. Niesamowite, że to oni, chłopcy z PFK, mieli jako pierwsi w pełni korzystać z dobrodziejstw demokracji i wolnej konkurencji. To pokolenie testu, więc ich sukces lub porażka nabierają znaczenia symbolicznego, stają się sukcesem lub porażką współczesnej Polski.

Tragiczne jest z kolei to, że Magik kolejny raz wiązał z czymś wielką nadzieję. Płyta "Kinematografia" to miało być coś, co wszystko zmieni. A uświadomił sobie, że to nie zmieni nic, nie zmieni podstawowych aspektów jego życia. On po prostu uświadomił sobie, że wykonując tak ogromną pracę, nie jest w stanie zapewnić bytu osobom, które najbardziej kocha.