ENDORFINY by PANTOM Lyrics
W studiu robię ogień, przy tym se palę konopie
Ten biały proszek też mnie kopie, chociaż wolę Twoje dłonie
Mieszam dobre buchy z odrobiną leków w bloku
Taka narkoza, moje ciało codzień bywa w szoku
Płuca osmolone, serca dawno pozbawiony
Uwaga na me szpony, bo w tym roku zbieram plony
Budzę się do życia, zapowiadam ludziom plage
Będę Panem, duszę nękać będę stale i nie tylko, tym towarem
Uwaga, bo niebawem zrobię pierdolony zamęt
Usłyszy o mnie, każdy osiedlowy nocny Marek
Mam talent do składania liter, wejdę na tą górę
Kiedy poprosisz mnie o pomoc, również się odwróce
Morfeusz z mitologii, to mój ulubiony konik
Rekordy na piguły, po nich czuję się, jak Sonic
I wiem, że Charon tylko czeka
Ej dziadek, widzę że Ty równie pojebane schizy miewasz
Kurwa, jak ja kocham psychodele, kokaina tania nie jest
Nie tykam hipokryzji, kartą nadal ściechy dzielę
Kiedyś na blacie mefa, dzisiaj kurwy tutaj nie ma
Jako jedynej powiedziałem Sayo, do widzenia
Ekstazy już nie działa, spoko - mam tu grude koki
I ślinie się jak Yogi, kiedy widzę to na dłoni
Cmentarze zapoznania, pewnych ludzi tutaj nie ma
Wspomnienia miewam nie raz, teraz to się możesz jebać
Mam album na finiszu i niebawem podam datę
A na nim tylko ja, młody i nie skromny talent
I niech do tego buja, każda niunia
Z Krakowa i Radomia, przez Warszawę do Torunia
Nieważne, czy pod gołym niebem, w klubie, na domówie
Bo ważne, że to łapiesz no i przede wszystkim czujesz
Samare z rana biorę, kiedy ciało gubi duszę
Muzyka rusza moją duszę, przy niej się nie dusze
Muzyka bywa lekiem, hipnotyzujemy dźwiękiem
Na ciele czujesz dreszcze, to rozumiesz czym jest szczęście
Dziewczyny no i dragi kocham, może temu błądze
Pieniądze i pieniądze, ciągle górą te emocje
Topy, dzikie topy, pokój cały zadymiony
Mam czerwone oczy, ślę Jakubie Ci pokłony
Buchy z lufy, szybkie buty, osiedlowe duchy
Czarne OCB, nie ma liby, ani nudy
Ten biały proszek też mnie kopie, chociaż wolę Twoje dłonie
Mieszam dobre buchy z odrobiną leków w bloku
Taka narkoza, moje ciało codzień bywa w szoku
Płuca osmolone, serca dawno pozbawiony
Uwaga na me szpony, bo w tym roku zbieram plony
Budzę się do życia, zapowiadam ludziom plage
Będę Panem, duszę nękać będę stale i nie tylko, tym towarem
Uwaga, bo niebawem zrobię pierdolony zamęt
Usłyszy o mnie, każdy osiedlowy nocny Marek
Mam talent do składania liter, wejdę na tą górę
Kiedy poprosisz mnie o pomoc, również się odwróce
Morfeusz z mitologii, to mój ulubiony konik
Rekordy na piguły, po nich czuję się, jak Sonic
I wiem, że Charon tylko czeka
Ej dziadek, widzę że Ty równie pojebane schizy miewasz
Kurwa, jak ja kocham psychodele, kokaina tania nie jest
Nie tykam hipokryzji, kartą nadal ściechy dzielę
Kiedyś na blacie mefa, dzisiaj kurwy tutaj nie ma
Jako jedynej powiedziałem Sayo, do widzenia
Ekstazy już nie działa, spoko - mam tu grude koki
I ślinie się jak Yogi, kiedy widzę to na dłoni
Cmentarze zapoznania, pewnych ludzi tutaj nie ma
Wspomnienia miewam nie raz, teraz to się możesz jebać
Mam album na finiszu i niebawem podam datę
A na nim tylko ja, młody i nie skromny talent
I niech do tego buja, każda niunia
Z Krakowa i Radomia, przez Warszawę do Torunia
Nieważne, czy pod gołym niebem, w klubie, na domówie
Bo ważne, że to łapiesz no i przede wszystkim czujesz
Samare z rana biorę, kiedy ciało gubi duszę
Muzyka rusza moją duszę, przy niej się nie dusze
Muzyka bywa lekiem, hipnotyzujemy dźwiękiem
Na ciele czujesz dreszcze, to rozumiesz czym jest szczęście
Dziewczyny no i dragi kocham, może temu błądze
Pieniądze i pieniądze, ciągle górą te emocje
Topy, dzikie topy, pokój cały zadymiony
Mam czerwone oczy, ślę Jakubie Ci pokłony
Buchy z lufy, szybkie buty, osiedlowe duchy
Czarne OCB, nie ma liby, ani nudy