Ja tak jak ty...jak ja by Osete Lyrics
Osete, (Ja Tak Jak Ty Jak Ja) Ja Tak Jak Ty Jak Ja
Wiesz muszę Ci to powiedzieć, słuchaj
(Osete, kiedy patrzę w Twoje oczy tato wiem o czym myślisz)
Jestem, bo ty chciałeś abym żył
Pierwsze dziecko wuefisty 10 02 19 83
Choć to tylko głupie cyfry, dla mnie bardzo ważny moment tego dnia
Błysk oczy od łez mokre, tego dnia zaniemówiłby malkontent
Widok przeciętej pępowiny, potem oblewanie syna ze znajomymi
Byłeś wszystkim, nieświadomie wierny twej religii ja
W pamięci przebłyski, pamiętasz? Słyszysz? Mówi teraz twój syn
Nie chciałem być, ale jestem prawie taki jak Ty
Trzyletni dzieciak, chory na nerki, nieprzyjemny sygnał erki
Pamiętam twój krzyk w drodze do szpitala i te męki
Chciałeś abym żył, będę zawsze za to Ci wdzięczny tato
Choć rzeczywistość chora, to Twój upór zimna wola
I ma wielka radość dziecka, kiedy odbierałeś go z przedszkola Babciny obiad, bo nie istniał McDonald, sieci Made in Poland
Młody byłeś pełen obaw, młody jestem w ręku browar, a nie Coca cola
Dumny jestem, bo nie myślę tylko o pieniąchach, jak Koldi
Oglądałeś świat po nocach, Jaruzelski miał swój plan
Wygrała z nim złotówka pchana w dolar, problemom stawi czoła
Przyjrzeć się im z bliska awantura domowa
W radiu Urszula Sipińska kto by pomyślał wtedy, że Osete to droga
Muzyki, i muzyki droga u Ciebie Beatlemania na szpulach, gramofonach
Na prywatkach byłeś kozak trzy korony, mistrz poroża
W starych związkach powijała się noga, we włosach obcy damski brokat
To powiem, to z ikrą to nie jak owad
W przeciwieństwie do Ciebie mam dziewczynę, którą kocham
Choć za to co zrobiłem, nie mogę spać po nocach
Powinna znienawidzić mnie do końca, to powielenie ojca
Dziękuję, że mogę z Tobą podróżować jak Mos Def i Honda
Zdmuchiwać świeczki z tortu, dziękuję, za miłość do sportu
Ja jednak wybrałem do hip hopu idę głosem monologu, wiesz?
Wierzyłem w Ciebie tato, nawet Ty zajęty pracą wracałeś bez pieniędzy
Mówiłeś tak, że płacą, nie obchodzi mnie to
Przepraszać nie ma za co, odziedziczyłem po Tobie uśmiech, podświadomy sukces
Ale tez do alkoholu inklinacje, ten procent tyle razy nas oszukał
Dalej raz na tydzień w gardłach susza, w głowie śruba, milion planów na sekundę
Ten bunt do świata w nas dwóch jest, w jakimś sensie można nas porównać
Tu gorycz, tam entuzjazm chyba jeszcze potrafimy sobie ufać, wiesz?
Jebać porzekadło jedna szyja, jedne gardło, zimne coś nad kartką
Te dzieciaki już nie płaczą wszystkiego nie opowiem, bo nie warto
Wypędziłeś sam z siebie z tego domu tato, tato
Kiedy patrzę w Twoje oczy tato wiem o czym myślisz
Jesteśmy identyczni, jak dwa momenty ciszy
Jestem inny niż wszyscy, bo zawsze mnie straszyłeś
Że będę nikim, tak jak Ty sceptycznym
Wychowany bez biblii, za to w duchu muzyki
To te stosy winyli i książki, które kazałeś sobie czytać, gdy zawiodły Cię oczy
Kto mnie bronił, gdy młody padałem ofiarą przemocy
To ten sam koszmar nocny mojej matki i siostry
Tak ciężko nam zrozumieć znoszenie samotności
W ciemności w sumie, nie wiem czy żyć z tym umiem
Choćby dziś, zawdzięczam Tobie tyle, że nie mogę być zły
Choć dałeś czasem przykład jak mam nie postępować, jako mężczyzna
To już moja blizna moja sprawa moje fatum
Po latach zrozumiałem jesteś jednym z przyjaciół
Skazani na siebie, choć Ty bardziej na mnie
Bez sensu, że bierzesz wszystko tak emocjonalnie
W tym mieście razem wzbudzamy kontrowersje
Ja tylko werbalnie, a Ty każdym gestem
Nic to, pokonałeś klątwę, z którą się zmagali Milton i Borges
Minął czasu odstęp, a my wciąż tacy sami, nie ma między nami granic
Znalazłem Twój notatnik całe życie romantyk
To uczucie do matki, które ja mam dziś do Marty
Pamiętam pracownie, tak się tworzy historie
Ty dłutem jak piórem, zapisuje te zwrotkę dla jednego z ważniejszych pod słońcem
Wiesz muszę Ci to powiedzieć, słuchaj
(Osete, kiedy patrzę w Twoje oczy tato wiem o czym myślisz)
Jestem, bo ty chciałeś abym żył
Pierwsze dziecko wuefisty 10 02 19 83
Choć to tylko głupie cyfry, dla mnie bardzo ważny moment tego dnia
Błysk oczy od łez mokre, tego dnia zaniemówiłby malkontent
Widok przeciętej pępowiny, potem oblewanie syna ze znajomymi
Byłeś wszystkim, nieświadomie wierny twej religii ja
W pamięci przebłyski, pamiętasz? Słyszysz? Mówi teraz twój syn
Nie chciałem być, ale jestem prawie taki jak Ty
Trzyletni dzieciak, chory na nerki, nieprzyjemny sygnał erki
Pamiętam twój krzyk w drodze do szpitala i te męki
Chciałeś abym żył, będę zawsze za to Ci wdzięczny tato
Choć rzeczywistość chora, to Twój upór zimna wola
I ma wielka radość dziecka, kiedy odbierałeś go z przedszkola Babciny obiad, bo nie istniał McDonald, sieci Made in Poland
Młody byłeś pełen obaw, młody jestem w ręku browar, a nie Coca cola
Dumny jestem, bo nie myślę tylko o pieniąchach, jak Koldi
Oglądałeś świat po nocach, Jaruzelski miał swój plan
Wygrała z nim złotówka pchana w dolar, problemom stawi czoła
Przyjrzeć się im z bliska awantura domowa
W radiu Urszula Sipińska kto by pomyślał wtedy, że Osete to droga
Muzyki, i muzyki droga u Ciebie Beatlemania na szpulach, gramofonach
Na prywatkach byłeś kozak trzy korony, mistrz poroża
W starych związkach powijała się noga, we włosach obcy damski brokat
To powiem, to z ikrą to nie jak owad
W przeciwieństwie do Ciebie mam dziewczynę, którą kocham
Choć za to co zrobiłem, nie mogę spać po nocach
Powinna znienawidzić mnie do końca, to powielenie ojca
Dziękuję, że mogę z Tobą podróżować jak Mos Def i Honda
Zdmuchiwać świeczki z tortu, dziękuję, za miłość do sportu
Ja jednak wybrałem do hip hopu idę głosem monologu, wiesz?
Wierzyłem w Ciebie tato, nawet Ty zajęty pracą wracałeś bez pieniędzy
Mówiłeś tak, że płacą, nie obchodzi mnie to
Przepraszać nie ma za co, odziedziczyłem po Tobie uśmiech, podświadomy sukces
Ale tez do alkoholu inklinacje, ten procent tyle razy nas oszukał
Dalej raz na tydzień w gardłach susza, w głowie śruba, milion planów na sekundę
Ten bunt do świata w nas dwóch jest, w jakimś sensie można nas porównać
Tu gorycz, tam entuzjazm chyba jeszcze potrafimy sobie ufać, wiesz?
Jebać porzekadło jedna szyja, jedne gardło, zimne coś nad kartką
Te dzieciaki już nie płaczą wszystkiego nie opowiem, bo nie warto
Wypędziłeś sam z siebie z tego domu tato, tato
Kiedy patrzę w Twoje oczy tato wiem o czym myślisz
Jesteśmy identyczni, jak dwa momenty ciszy
Jestem inny niż wszyscy, bo zawsze mnie straszyłeś
Że będę nikim, tak jak Ty sceptycznym
Wychowany bez biblii, za to w duchu muzyki
To te stosy winyli i książki, które kazałeś sobie czytać, gdy zawiodły Cię oczy
Kto mnie bronił, gdy młody padałem ofiarą przemocy
To ten sam koszmar nocny mojej matki i siostry
Tak ciężko nam zrozumieć znoszenie samotności
W ciemności w sumie, nie wiem czy żyć z tym umiem
Choćby dziś, zawdzięczam Tobie tyle, że nie mogę być zły
Choć dałeś czasem przykład jak mam nie postępować, jako mężczyzna
To już moja blizna moja sprawa moje fatum
Po latach zrozumiałem jesteś jednym z przyjaciół
Skazani na siebie, choć Ty bardziej na mnie
Bez sensu, że bierzesz wszystko tak emocjonalnie
W tym mieście razem wzbudzamy kontrowersje
Ja tylko werbalnie, a Ty każdym gestem
Nic to, pokonałeś klątwę, z którą się zmagali Milton i Borges
Minął czasu odstęp, a my wciąż tacy sami, nie ma między nami granic
Znalazłem Twój notatnik całe życie romantyk
To uczucie do matki, które ja mam dziś do Marty
Pamiętam pracownie, tak się tworzy historie
Ty dłutem jak piórem, zapisuje te zwrotkę dla jednego z ważniejszych pod słońcem