Ostatnie Słuchanie by Noeq Lyrics
[VERSE1]
Słyszysz mnie ostatni raz, tu i w tej chwili
Widzisz mnie ostatni raz, tu i w tej chwili
Składam hołd słowu by pokazać jego wartość
Nie mam na tyle czasu, żeby było miło
Wszystko jest czarne i lekkie jak pył
Dmuchasz w to byle jak, dokładnie jak byś się krył
Nie gniewaj się na mnie, że jestem taki zły
Gdy zacznie padać deszcz uciekaj ile w nogach sił
Dla nie których te wersy są słabe i asłuchalne
Bez cenzury, kurwa, drętwy powie, że to dobre nawet
Flow oryginalne, teksty idealne, głos taki sobie
Moje motto to zmieścić myśli w szesnasce
Gdybym miał w rękach to co ty teraz masz
Nie pisał bym na stronach o posiadanych pannach
Bywa dziwnie i raczej nigdy nie przestanie
Gdy kobieta płacze liczy na twoje jebane zdanie
[VERSE2]
Ostatnie sluchanie czy widzenie, chyba bezróżnicy
I tak nie wiem jak będzie w czasie rzeczywistym
Nie jestem idealny, choć znam takich ludzi
Którzy są normalni i nikt się z nimi nie trudzi
Gdy ide ulicami tego naszego, pięknego miasta
Myśle czego tu brakuje i jaka jest tego cena
Nie zabijam smutków w alkoholu, żyje tu świadomy
Tak jak ty kurwa czujesz się trochę zniesmaczony
Codziennie nowe znajomości, nie liczone myśli
Nie jestem bez wartości, nie pisze jak na wyścig
Jakbym tak pisał, miałbyś cztery tysiące tracków
Tyle samo jak spadło nad Arkansą ptaków
Info z pierwszej ręki ode mnie nie dostaniesz
Po moim trupie, nawet nie pomoże ci pacierz
Zabieram się stąd, razem z moją kochaną EP'ką
Odpalam tu lont i zostawiam za sobą przeszłość
Słyszysz mnie ostatni raz, tu i w tej chwili
Widzisz mnie ostatni raz, tu i w tej chwili
Składam hołd słowu by pokazać jego wartość
Nie mam na tyle czasu, żeby było miło
Wszystko jest czarne i lekkie jak pył
Dmuchasz w to byle jak, dokładnie jak byś się krył
Nie gniewaj się na mnie, że jestem taki zły
Gdy zacznie padać deszcz uciekaj ile w nogach sił
Dla nie których te wersy są słabe i asłuchalne
Bez cenzury, kurwa, drętwy powie, że to dobre nawet
Flow oryginalne, teksty idealne, głos taki sobie
Moje motto to zmieścić myśli w szesnasce
Gdybym miał w rękach to co ty teraz masz
Nie pisał bym na stronach o posiadanych pannach
Bywa dziwnie i raczej nigdy nie przestanie
Gdy kobieta płacze liczy na twoje jebane zdanie
[VERSE2]
Ostatnie sluchanie czy widzenie, chyba bezróżnicy
I tak nie wiem jak będzie w czasie rzeczywistym
Nie jestem idealny, choć znam takich ludzi
Którzy są normalni i nikt się z nimi nie trudzi
Gdy ide ulicami tego naszego, pięknego miasta
Myśle czego tu brakuje i jaka jest tego cena
Nie zabijam smutków w alkoholu, żyje tu świadomy
Tak jak ty kurwa czujesz się trochę zniesmaczony
Codziennie nowe znajomości, nie liczone myśli
Nie jestem bez wartości, nie pisze jak na wyścig
Jakbym tak pisał, miałbyś cztery tysiące tracków
Tyle samo jak spadło nad Arkansą ptaków
Info z pierwszej ręki ode mnie nie dostaniesz
Po moim trupie, nawet nie pomoże ci pacierz
Zabieram się stąd, razem z moją kochaną EP'ką
Odpalam tu lont i zostawiam za sobą przeszłość