Jak Wiele Szans by Noeq Lyrics
[Verse1: Noeq]
Jak wiele szans za mną, jak Pod Górę
Ale nerwy mi nie pękają jak Durex
Ostatnio często dziwne dni mnie spotykają
Nie ważne, nie jestem na dnie umierając
Polegać możesz na mnie jak na Zawiszy
Bo ja buduję coś, co nikt tego nie zniszczy
Na przykład swoją szanse, której nie masz
Wiesz co to znaczy tracić? Raczej nie słowo przebacz
Mówią, że musisz mieć hajsu jak lodu
Jak nie masz lodu, to nie masz czasu na rozwód
Ja robie nagły zwód, to jest taki szybki ruch
W twym przypadku zauważyć to, to jest wielki cud
Mam teraz szanse by opłynąć świat jak Magellan
Ale ja przetrwam i nigdy nie zginę po marzeniach
Zabieram się tam, gdzie szansa na życie jest lepsza
Za granice, ale sam nie chcę stąd uciekać
[Verse2: Niedźwiedź]
Wpadam teraz w trans, gdy myśle jestem oczarowany
Jak wiele szans zostało tutaj zmarnowanych
Ale nie żałuje niczego, to jest moje kredo
I myśle kolego, co jest tutaj umysłową biedą
Mam zastygnąć, żyć monotonie, w ciągłym bezruchu
Tak nie mogę, bo tak nie dam rady ciągnąć buchów
Nie dam rady tak, trzeba wychylić kielicha
To są moje wady, mimo to woda cicha
Ale żebym mógł tutaj brzegi rwać
Nie jestem wcale tłuk, nie musze wódy chlać
Koniec już o tych pieprzonych nałogach
Mam wiele szans, przede mną daleka droga
Wiem, że ten numer jest na lekkiej wczucie
Ale ten numer jest też dla was ludzie
Myślcie ile codziennie macie szans
Teraz przeze mnie wpadniecie tutaj w trans
[Verse3: Zose]
Chcę zrobić płytę, dać liter ile mogę
Zanim się nie zniechęci koleś co nosi odpowiedź
Musisz być gotowy jak chcesz zajrzeć w mój umysł
Nic nie warte są ozdoby, gdy wartości tłumisz
Oddalam się od miejsca, tu gdzie znają moją ksywę
Mój azyl to sześcian, słuchaj mogę cię tu przywieźć
Dostałem bilet, a mam związane dłonie
Dlatego nie żyje na sto, wiem że to nie koniec
Szczęście może być jutrem, wtedy będzie spoko
Ale dziś mam chwilę smutne, sięgam po alkohol
Mimo, że wiem gdzie mam iść, inni pytają się dokąd
Tylko muza niesie mnie jak wiatr liścia gdzieś wysoko
Otwieram okno bit, ulatuje z membrany
To jest to miejsce w którym nie mogą mnie zranić
Pakuje graty, zabieram plany
Nic poza tym, zamykam powieki
Jak wiele szans za mną, jak Pod Górę
Ale nerwy mi nie pękają jak Durex
Ostatnio często dziwne dni mnie spotykają
Nie ważne, nie jestem na dnie umierając
Polegać możesz na mnie jak na Zawiszy
Bo ja buduję coś, co nikt tego nie zniszczy
Na przykład swoją szanse, której nie masz
Wiesz co to znaczy tracić? Raczej nie słowo przebacz
Mówią, że musisz mieć hajsu jak lodu
Jak nie masz lodu, to nie masz czasu na rozwód
Ja robie nagły zwód, to jest taki szybki ruch
W twym przypadku zauważyć to, to jest wielki cud
Mam teraz szanse by opłynąć świat jak Magellan
Ale ja przetrwam i nigdy nie zginę po marzeniach
Zabieram się tam, gdzie szansa na życie jest lepsza
Za granice, ale sam nie chcę stąd uciekać
[Verse2: Niedźwiedź]
Wpadam teraz w trans, gdy myśle jestem oczarowany
Jak wiele szans zostało tutaj zmarnowanych
Ale nie żałuje niczego, to jest moje kredo
I myśle kolego, co jest tutaj umysłową biedą
Mam zastygnąć, żyć monotonie, w ciągłym bezruchu
Tak nie mogę, bo tak nie dam rady ciągnąć buchów
Nie dam rady tak, trzeba wychylić kielicha
To są moje wady, mimo to woda cicha
Ale żebym mógł tutaj brzegi rwać
Nie jestem wcale tłuk, nie musze wódy chlać
Koniec już o tych pieprzonych nałogach
Mam wiele szans, przede mną daleka droga
Wiem, że ten numer jest na lekkiej wczucie
Ale ten numer jest też dla was ludzie
Myślcie ile codziennie macie szans
Teraz przeze mnie wpadniecie tutaj w trans
[Verse3: Zose]
Chcę zrobić płytę, dać liter ile mogę
Zanim się nie zniechęci koleś co nosi odpowiedź
Musisz być gotowy jak chcesz zajrzeć w mój umysł
Nic nie warte są ozdoby, gdy wartości tłumisz
Oddalam się od miejsca, tu gdzie znają moją ksywę
Mój azyl to sześcian, słuchaj mogę cię tu przywieźć
Dostałem bilet, a mam związane dłonie
Dlatego nie żyje na sto, wiem że to nie koniec
Szczęście może być jutrem, wtedy będzie spoko
Ale dziś mam chwilę smutne, sięgam po alkohol
Mimo, że wiem gdzie mam iść, inni pytają się dokąd
Tylko muza niesie mnie jak wiatr liścia gdzieś wysoko
Otwieram okno bit, ulatuje z membrany
To jest to miejsce w którym nie mogą mnie zranić
Pakuje graty, zabieram plany
Nic poza tym, zamykam powieki