Grunt by Nawaj/Zone Lyrics
Rzadko czuję się zwycięzcą, czy tam źródłem dumy matki
Nie wyspany całą wieczność, co dopiero budzić zachwyt..
Ja – robotnicza średnia, widok znad butli piwa
Tu gdzie Illmatic to biblia ja to pocztówki nagrywam..
Pisze życie, ja to staram się vaibu wlać w te teksty
Chcę tu hałas, nie oskara za scenariusz najlepszy
Nie pcham bajek za dolara – tych ma scena już na pęczki
I gdy szlajam się po barach, się suka buja z dziećmi..
To nie napad na rap jestem zwykłym gościem
Więc Fejm sobie darował posłać za mną listy gończe..
Naturalność, kurwa, dla mnie od lat drogowskaz
Choć te fale są retro jak Bogna Świątkowska
I coś nie chcę z nowych twarzy sobie dobrać ziomostwa
Stąd na zdjęciach z melanży stary obraz pozostał
Nie że w kurwę wymagam, żyć jest trudniej dziś dla nas
I w tym gównie chcę nadal więź czuć te zwykłą
Także mówię Ci nara, jak pchasz próżne mi bragga
To nie kumpel gdy gadać umiesz po dragach tylko
Do tych, co ponad słowa szczere bardziej cenią gram
To nie strzały w powietrze.. ja pozdrawiam wasze ego tam..
Szukasz wielkich refleksji, się na książki lepiej przestaw
Bardziej młody Redman, niż polski KRS-One
Ale swoje wiem i wiem łatwo w bagno wpaść można
Bo widzę jak słabości w tle zmieniają krajobraz
Gdzieś z przypadkową panną komuś dzieciak pyknął
I ma chłopak problem jak ja zlekka z dykcją
Albo jak chcę parę buchów gdzieś na szybko
A mam miasto duchów jakbym zwiedzał Detroit
No nie ma drugich szans biorę sprawy serio odkąd
Dni mijają jakby słońce chciało bawić się w stroboskop
W środku cały czas chłopcem muszę bawić się w dorosłość
Choć od piaskowinicy się czasami ciężko odciąć
Nie raz spierdoliłem tak jak ty spierdoliłeś
Jednak będzie dobrze powtarzam jak kendrick
I Jak Kendrick chciałbym drzew, co mi dadzą trochę hajsu
Lecz wątpię czy śnieg w maju to ich jakikolwiek zwiastun
Lecz te zmiany to nie łańcuch i zanim skończę w piasku
Się wykrzyczę zlekka i te plany popchnę naprzód
Nie mam wczuty aby uczyć, czy zarażać moim światem
Nawaj prosty ziomek, przy okazji zdolny raper
Jak za daleko odlecę – bracie strzel mi w pysk
Jak się stanę dla Was śmieciem – bracie strzel mi w pysk
Strzel mi w pysk bo na drodze chcę na dobre lecieć z bandą
I czasami móc odbić gdzieś w stronę El Segundo
Wiesz luźny vaib, dudni rap, pośród nich ja to pewniak
Jak te śmierć, podatki i obsuwki na koncertach
I chcę żebyś to czuł zawsze kiedy wjeżdża stillo
No i co? No i miłość!
Nie wyspany całą wieczność, co dopiero budzić zachwyt..
Ja – robotnicza średnia, widok znad butli piwa
Tu gdzie Illmatic to biblia ja to pocztówki nagrywam..
Pisze życie, ja to staram się vaibu wlać w te teksty
Chcę tu hałas, nie oskara za scenariusz najlepszy
Nie pcham bajek za dolara – tych ma scena już na pęczki
I gdy szlajam się po barach, się suka buja z dziećmi..
To nie napad na rap jestem zwykłym gościem
Więc Fejm sobie darował posłać za mną listy gończe..
Naturalność, kurwa, dla mnie od lat drogowskaz
Choć te fale są retro jak Bogna Świątkowska
I coś nie chcę z nowych twarzy sobie dobrać ziomostwa
Stąd na zdjęciach z melanży stary obraz pozostał
Nie że w kurwę wymagam, żyć jest trudniej dziś dla nas
I w tym gównie chcę nadal więź czuć te zwykłą
Także mówię Ci nara, jak pchasz próżne mi bragga
To nie kumpel gdy gadać umiesz po dragach tylko
Do tych, co ponad słowa szczere bardziej cenią gram
To nie strzały w powietrze.. ja pozdrawiam wasze ego tam..
Szukasz wielkich refleksji, się na książki lepiej przestaw
Bardziej młody Redman, niż polski KRS-One
Ale swoje wiem i wiem łatwo w bagno wpaść można
Bo widzę jak słabości w tle zmieniają krajobraz
Gdzieś z przypadkową panną komuś dzieciak pyknął
I ma chłopak problem jak ja zlekka z dykcją
Albo jak chcę parę buchów gdzieś na szybko
A mam miasto duchów jakbym zwiedzał Detroit
No nie ma drugich szans biorę sprawy serio odkąd
Dni mijają jakby słońce chciało bawić się w stroboskop
W środku cały czas chłopcem muszę bawić się w dorosłość
Choć od piaskowinicy się czasami ciężko odciąć
Nie raz spierdoliłem tak jak ty spierdoliłeś
Jednak będzie dobrze powtarzam jak kendrick
I Jak Kendrick chciałbym drzew, co mi dadzą trochę hajsu
Lecz wątpię czy śnieg w maju to ich jakikolwiek zwiastun
Lecz te zmiany to nie łańcuch i zanim skończę w piasku
Się wykrzyczę zlekka i te plany popchnę naprzód
Nie mam wczuty aby uczyć, czy zarażać moim światem
Nawaj prosty ziomek, przy okazji zdolny raper
Jak za daleko odlecę – bracie strzel mi w pysk
Jak się stanę dla Was śmieciem – bracie strzel mi w pysk
Strzel mi w pysk bo na drodze chcę na dobre lecieć z bandą
I czasami móc odbić gdzieś w stronę El Segundo
Wiesz luźny vaib, dudni rap, pośród nich ja to pewniak
Jak te śmierć, podatki i obsuwki na koncertach
I chcę żebyś to czuł zawsze kiedy wjeżdża stillo
No i co? No i miłość!