Zapach Chloru by Mody Dzban Lyrics
To dusza płacze kiedy spadła łza na strunę, ej
Działasz na mnie jak magnes też masz dwa bieguny, ej
Czuje się jakbym badał piękno świata dzisiaj
Wtedy gdy zjadłem kwasa dostałem w zamian bad tripa
Wychodzę z kąpieli zakładam szlafrok
Ona szarpie uczucia jak struny
Jej psiapsi w tle na garach gra wciąż
Tekstu nie zrozumiesz i nie zmienisz
Dostałem w głowę szklanką
Ten gatunek muzyki nazywam szlauf-rock
Łykam kęs konserwy
Odkąd wbiłem chuja w gluten nazywam na nowo chleb powszedni
Zakładam rękawice, ale nie do oktagonu
Poszedłem umyć kibel bo chilluje mnie ten zapach chloru
A w tle wciąż para ram para ram pam
Znowu makrele se zjemy w przerwie
To wszystko będzie nasze tylko najpierw kredyt wezmę
Zanim kurwa szczezne
Zabiorę Cię na słonce lecz na ciemna stronę pierwej
Podaj mi wiadro dobrze wiesz czemu się pytam ej
Bo kręcisz mnie tak, że zaraz się tu zerzygam ej
Z łezka w oku wspominam czasy kiedy płakałem
Kochanie, akceptuje Cię tak jak wyzwanie
Żeby przeżyć z Tobą życie i nie chcieć się powiesić
Schowaj nóż, to nie masło jest, to moje plecy
Gdy skacze rozum po głowie
Gdy marzenia tak płaskie, że jedyne co mogłyby zobaczyć w 3D to trzy D po XD wtedy o nich komuś opowiesz
Pakuje walizkę dobrze wiesz, że to zrobię i tak
Jutro wstaje do pracy
Będę robić hajs w plikach
Smolić cweli jak spliffa
A jak trzeba to też pchać przypał
Nie potrafię być ze stali ziomalem
Walizka mnie ocenia bo znów mylę słowo spakowałem ze spanikowałem
Dobrej nocki
W myślach się uśmiecham bo na śniadanie znów szprotki
Ból mocny
W myślach uciekam pisać zwrotki
Może nie dzisiaj, lecz jutro będę wolny
Może nie dzisiaj, lecz jutro dotknę forsy
Zgarnę propsy, wbije z szampanem na korty
W myślach uciekam pisać zwrotki
Może nie dzisiaj, lecz jutro będę wolny
Chciałbym na obiad choćby eskalopki
Moje marzenia, mojego szefa dziecka nocnik
Działasz na mnie jak magnes też masz dwa bieguny, ej
Czuje się jakbym badał piękno świata dzisiaj
Wtedy gdy zjadłem kwasa dostałem w zamian bad tripa
Wychodzę z kąpieli zakładam szlafrok
Ona szarpie uczucia jak struny
Jej psiapsi w tle na garach gra wciąż
Tekstu nie zrozumiesz i nie zmienisz
Dostałem w głowę szklanką
Ten gatunek muzyki nazywam szlauf-rock
Łykam kęs konserwy
Odkąd wbiłem chuja w gluten nazywam na nowo chleb powszedni
Zakładam rękawice, ale nie do oktagonu
Poszedłem umyć kibel bo chilluje mnie ten zapach chloru
A w tle wciąż para ram para ram pam
Znowu makrele se zjemy w przerwie
To wszystko będzie nasze tylko najpierw kredyt wezmę
Zanim kurwa szczezne
Zabiorę Cię na słonce lecz na ciemna stronę pierwej
Podaj mi wiadro dobrze wiesz czemu się pytam ej
Bo kręcisz mnie tak, że zaraz się tu zerzygam ej
Z łezka w oku wspominam czasy kiedy płakałem
Kochanie, akceptuje Cię tak jak wyzwanie
Żeby przeżyć z Tobą życie i nie chcieć się powiesić
Schowaj nóż, to nie masło jest, to moje plecy
Gdy skacze rozum po głowie
Gdy marzenia tak płaskie, że jedyne co mogłyby zobaczyć w 3D to trzy D po XD wtedy o nich komuś opowiesz
Pakuje walizkę dobrze wiesz, że to zrobię i tak
Jutro wstaje do pracy
Będę robić hajs w plikach
Smolić cweli jak spliffa
A jak trzeba to też pchać przypał
Nie potrafię być ze stali ziomalem
Walizka mnie ocenia bo znów mylę słowo spakowałem ze spanikowałem
Dobrej nocki
W myślach się uśmiecham bo na śniadanie znów szprotki
Ból mocny
W myślach uciekam pisać zwrotki
Może nie dzisiaj, lecz jutro będę wolny
Może nie dzisiaj, lecz jutro dotknę forsy
Zgarnę propsy, wbije z szampanem na korty
W myślach uciekam pisać zwrotki
Może nie dzisiaj, lecz jutro będę wolny
Chciałbym na obiad choćby eskalopki
Moje marzenia, mojego szefa dziecka nocnik