@majkelonthestreets by Micha/Majkel Lyrics
Od spokoju przy obrazkach, z damskiego, nie damskich
Święty spokój rodziców nadal tylko w wakacje
Przed dziurawe sufity klas, do których zdałem późno
I poświęcony czas na książkę, jak tym kurwom
Do trzech razy sztuka, sztuka w stronach
Nic tu nie z przypadku jak historia o mych kotach
Małą zgarnąłem ja, czemu szła za mną to nie wiem
Jej brata moja mama, ty no chyba przeznaczenie
Wygramy w chuuu jak janek, wierzę nieprzerwanie
Dni otwarte jak ramiona- byłem sam jak palec
Nowe kiksy, stare przyjaźnie, drobne gesty, spore blizny i pamiętam tą pannę
Kumple, tripy i outfity, od zawsze to kminię
Stara ośka, życie też no-filter
Dzisiaj z dumą wpierdalam to na pętle
Swoje już przeżyłem, pora na moje jak Walter Bentley
Dalej się zmieniło trochę, tripy w znaczeniu innym
W tym czasie zmienilem tez obiektywy
Dwuznacznie, potem wracam- jest normalnie
Urodziny- dwadzieścia mi pękło, idealnie, paradoksalnie, he
I leci to wspomnienie dalej, brudne serca, w czasie jak opuszczam klatkę- czas stąd zjeżdżać
Daję sobie radę jakoś, chociaż lekko nie jest
Brak mi równowagi- znowu to cztery siedem
Dzisiaj nie mogę powiedzieć, że nie było dobrych przy mnie
To nie otoczenie- to ja łapałem brzytwę
Klatki z instagrama jak pieprzony pamiętnik
Możesz to zobaczyć, ale nie poczujesz- pewnik
Samemu to smutno nawet kawę pić, jak Żuber
To walę na dwa i się turlam autobusem
Do szkoły, przed wejściem dopalam peta
Zbijam piony, jeszcze poprawiam plecak
Święty spokój rodziców nadal tylko w wakacje
Przed dziurawe sufity klas, do których zdałem późno
I poświęcony czas na książkę, jak tym kurwom
Do trzech razy sztuka, sztuka w stronach
Nic tu nie z przypadku jak historia o mych kotach
Małą zgarnąłem ja, czemu szła za mną to nie wiem
Jej brata moja mama, ty no chyba przeznaczenie
Wygramy w chuuu jak janek, wierzę nieprzerwanie
Dni otwarte jak ramiona- byłem sam jak palec
Nowe kiksy, stare przyjaźnie, drobne gesty, spore blizny i pamiętam tą pannę
Kumple, tripy i outfity, od zawsze to kminię
Stara ośka, życie też no-filter
Dzisiaj z dumą wpierdalam to na pętle
Swoje już przeżyłem, pora na moje jak Walter Bentley
Dalej się zmieniło trochę, tripy w znaczeniu innym
W tym czasie zmienilem tez obiektywy
Dwuznacznie, potem wracam- jest normalnie
Urodziny- dwadzieścia mi pękło, idealnie, paradoksalnie, he
I leci to wspomnienie dalej, brudne serca, w czasie jak opuszczam klatkę- czas stąd zjeżdżać
Daję sobie radę jakoś, chociaż lekko nie jest
Brak mi równowagi- znowu to cztery siedem
Dzisiaj nie mogę powiedzieć, że nie było dobrych przy mnie
To nie otoczenie- to ja łapałem brzytwę
Klatki z instagrama jak pieprzony pamiętnik
Możesz to zobaczyć, ale nie poczujesz- pewnik
Samemu to smutno nawet kawę pić, jak Żuber
To walę na dwa i się turlam autobusem
Do szkoły, przed wejściem dopalam peta
Zbijam piony, jeszcze poprawiam plecak