Indica Mode by Many (PL) Lyrics
[Chorus: Many]
Klimat już wszedł, obok mnie ziomek
Kolejny wdech, znów hipochondria
Dopada mnie, patrzy w me przekrwione oczy i chyba chce bym kurwa zdechł
Mam tu 0,5 g, starczy na trzech?
No raczej nie, kolejny wdech
Utwierdza mnie w przekonaniu, że potrzebuje Mary więcej by zrobić więcej
[Verse 1: Many]
W duszy mi gra Antonio Vivaldi, bo niezależnie od pory roku
Bakamy se dużo, a na chatę nie bakamy, jesteśmy zbici z tropu
Czujesz tę cudowną woń, która unosi się wokół?
Siedzę na kanapie, gadam z mordami, jaramy sobie w niezłym lokum
Izomery tetrahydrokannabinolowe, nasz mózg się wygina, ziom
Gdy każdy z nas sobie po wiadrze walnie to rośnie nam broda Merlina, ziom
Po co się mordo dziś łapiesz za siebie, jak jutro możesz latać w siódmym niebie?
Ganję ci zakrzewię, dzieki niej wymienisz swój monochrom na polichrom
Odpal sobie jakiś vaporwave, wczuj się w ten vibe, leci za wave'em wave
Pokonuję te fale jak Andy Irons, choć rano pewnie opadnę na dno
Żarzy się kush i czeka już na mnie buch
Ogólnie trochę tu parno
[Bridge]
Zmiana tematu, ziom... zmiana tematu
Dorzuć tematu, trochę... dorzuć tematu
[Chorus x2]
[Verse 2: Many]
Wkurwiają mnie te pseudonimy, Lil, Young i A$AP
Ciągle wymyślają te pseudorymy; deficyt oryginalności
Trzeba mieć podobno zero pokory, w takim razie ja nie jestem raperem
Ja jestem waszym Panem Robotem i okaże się, kto jest jedynką, kto zerem
Ten track ci wejdzie na banie i nie masz nawet jak negocjować z tym
Wtrącam swoje grosze w rapgrę, by za parę lat wyekstrahować zysk
Ziomy ze mną palą trawę, równolegle siano zamienia się w dym
Nie ma co jarać już prawie, więc wpadnę tu z zapałkami i podpalę Rzym
Wczuj się w te klimat, robi się zadyma *fiu fiu*
Jednego już łapie kima
Na twarzy grymas powoli znika
Gdy wchodzi na banię Indica
W głowie mam mętlik, ale najbardziej lubię fazę introspektywną
Gdy przeglądam spektrum wydarzeń to nie ukryjecie swego oblicza pod przykrywką
[Bridge]
[Chorus x2]
[Verse 3: Many]
Czasem marny w rękach towiec, boję się tego nabijać do lufy
Gdy amunicja wystrzeli trzeba odlepiać od wyobraźni strupy
Płynę w tym tripie, złych myśli się staram unikać, choć czasem uderzają wczuty
Jebać resztę drugów, bo od trefnego tematu przebyłem zbyt należne trudy
Wbijam chuja w tych co głoszą że marihuana to jest taki gateway drug
Odpal odrobinę samokontroli, nie bądź następnym, który połknie hak;
Dobra ma gadka, więc przestań pierdolić, no ziomek, chyba nie chcesz zostać sam?
Podaj mi colę i lufę i worek to pokruszę to gówno, które tu masz
Błogosławieństwo Boba Marleya, tu na nas spływa
Nikogo wina, że ta nadzieja, którą straciłeś kosztem ignorancji, już cię nie odwiedza
Dla mnie to rybka, jakie masz zdanie, bo swojego nie zmieniam na zawołanie
A jedyne co łączy cię i tą zieleń to fakt, że każde z was w chuj czasu mi kradnie
[Bridge]
[Chorus x2]
Klimat już wszedł, obok mnie ziomek
Kolejny wdech, znów hipochondria
Dopada mnie, patrzy w me przekrwione oczy i chyba chce bym kurwa zdechł
Mam tu 0,5 g, starczy na trzech?
No raczej nie, kolejny wdech
Utwierdza mnie w przekonaniu, że potrzebuje Mary więcej by zrobić więcej
[Verse 1: Many]
W duszy mi gra Antonio Vivaldi, bo niezależnie od pory roku
Bakamy se dużo, a na chatę nie bakamy, jesteśmy zbici z tropu
Czujesz tę cudowną woń, która unosi się wokół?
Siedzę na kanapie, gadam z mordami, jaramy sobie w niezłym lokum
Izomery tetrahydrokannabinolowe, nasz mózg się wygina, ziom
Gdy każdy z nas sobie po wiadrze walnie to rośnie nam broda Merlina, ziom
Po co się mordo dziś łapiesz za siebie, jak jutro możesz latać w siódmym niebie?
Ganję ci zakrzewię, dzieki niej wymienisz swój monochrom na polichrom
Odpal sobie jakiś vaporwave, wczuj się w ten vibe, leci za wave'em wave
Pokonuję te fale jak Andy Irons, choć rano pewnie opadnę na dno
Żarzy się kush i czeka już na mnie buch
Ogólnie trochę tu parno
[Bridge]
Zmiana tematu, ziom... zmiana tematu
Dorzuć tematu, trochę... dorzuć tematu
[Chorus x2]
[Verse 2: Many]
Wkurwiają mnie te pseudonimy, Lil, Young i A$AP
Ciągle wymyślają te pseudorymy; deficyt oryginalności
Trzeba mieć podobno zero pokory, w takim razie ja nie jestem raperem
Ja jestem waszym Panem Robotem i okaże się, kto jest jedynką, kto zerem
Ten track ci wejdzie na banie i nie masz nawet jak negocjować z tym
Wtrącam swoje grosze w rapgrę, by za parę lat wyekstrahować zysk
Ziomy ze mną palą trawę, równolegle siano zamienia się w dym
Nie ma co jarać już prawie, więc wpadnę tu z zapałkami i podpalę Rzym
Wczuj się w te klimat, robi się zadyma *fiu fiu*
Jednego już łapie kima
Na twarzy grymas powoli znika
Gdy wchodzi na banię Indica
W głowie mam mętlik, ale najbardziej lubię fazę introspektywną
Gdy przeglądam spektrum wydarzeń to nie ukryjecie swego oblicza pod przykrywką
[Bridge]
[Chorus x2]
[Verse 3: Many]
Czasem marny w rękach towiec, boję się tego nabijać do lufy
Gdy amunicja wystrzeli trzeba odlepiać od wyobraźni strupy
Płynę w tym tripie, złych myśli się staram unikać, choć czasem uderzają wczuty
Jebać resztę drugów, bo od trefnego tematu przebyłem zbyt należne trudy
Wbijam chuja w tych co głoszą że marihuana to jest taki gateway drug
Odpal odrobinę samokontroli, nie bądź następnym, który połknie hak;
Dobra ma gadka, więc przestań pierdolić, no ziomek, chyba nie chcesz zostać sam?
Podaj mi colę i lufę i worek to pokruszę to gówno, które tu masz
Błogosławieństwo Boba Marleya, tu na nas spływa
Nikogo wina, że ta nadzieja, którą straciłeś kosztem ignorancji, już cię nie odwiedza
Dla mnie to rybka, jakie masz zdanie, bo swojego nie zmieniam na zawołanie
A jedyne co łączy cię i tą zieleń to fakt, że każde z was w chuj czasu mi kradnie
[Bridge]
[Chorus x2]