Ogrody the end of feeling by Kukon Lyrics
[Intro]
Byliśmy razem jak wszyscy chcieli nas zabić
Między blokami innych twarzy jak wasabi
Dziś na to już raczej nie widzę szans ale nie mogę nie wspomnieć jak trwało to tyle lat
Ile razy hajs nam przechodził przez łapy, ile razy musiałem o niego prosić
Ile razy byliśmy krok od tej kasy, ile razy musiałem się z tym pogodzić
[Zwrotka 1]
Nasze fury dzisiaj oddzielnie na mieście są, co by nie stało się to było to osiedle wciąż
Najbardziej kojarzeni bo w okół nas tyle szumu, mieliśmy do czego wracać jakby nie pykło znowu
Żegnam Polskę z clockworkiem i macham siema, chcieliśmy zrobić coś wielkiego a nic się nie zmienia
Co się stało dzisiaj z nami skoro mogłeś zabić, wszystko między nami, sentymenty skoro się nie znamy
Psychika zdarta i troche więcej się modlę, stary krzyczała [?] jak kiedy brałem pierwszy oddech
Nie było napisane w kartach skoro to był problem, nikt się nie poobrażał tylko dłużej tak nie mogłem
Byliśmy ekipą na pogrzeb jak i pewny wpierdol, ja krzyczałem rodzina, kurwa brałem to na serio
Wtedy wisiałem często siano bo nie było skąd brać i że tym zawinął towar musiałem spłacać hajs
[Zwrotka 2]
Zweryfikował nas czas ale dopiero teraz
Jakbym pisał ogrody teraz sporo bym pozmieniał
Dzisiaj żyje tak jak chciałem wtedy z wami
A ci z których się smiałeś, teraz jesteście kuplami
Warsa, myślałeś, że za tobą pójdą
Karma wraca, nie opłacałoby mi się być kurwą
Wiedziałem o każdym ruchu krzywym z twojej strony
Przypał bo nie każdy wtedy grał na dwie strony
Kruszone topy i jechaliśmy przez las
Tyle razy blisko śmierci, nie piszę, że przegram
Tutaj wszystko miało swój początek i koniec
Coraz większy hajs się kręci, ogrody zawsze domem
Furą za miastem krążyliśmy jak sępy, wtedy nie było nic na co nie byliśmy chętni
Nowe patenty i zerowa moralność, wiesz, że mam taki hak i żebyś pożałował bardzo
Po co było krzyczeć, że jesteśmy rodziną, skoro tak wyginęli, ci bracia których miałem
I dzisiaj z każdą chwilą, już widzę tylko więcej, razem całe życie i nagle typie nie ma
Byliśmy razem jak wszyscy chcieli nas zabić
Między blokami innych twarzy jak wasabi
Dziś na to już raczej nie widzę szans ale nie mogę nie wspomnieć jak trwało to tyle lat
Ile razy hajs nam przechodził przez łapy, ile razy musiałem o niego prosić
Ile razy byliśmy krok od tej kasy, ile razy musiałem się z tym pogodzić
[Zwrotka 1]
Nasze fury dzisiaj oddzielnie na mieście są, co by nie stało się to było to osiedle wciąż
Najbardziej kojarzeni bo w okół nas tyle szumu, mieliśmy do czego wracać jakby nie pykło znowu
Żegnam Polskę z clockworkiem i macham siema, chcieliśmy zrobić coś wielkiego a nic się nie zmienia
Co się stało dzisiaj z nami skoro mogłeś zabić, wszystko między nami, sentymenty skoro się nie znamy
Psychika zdarta i troche więcej się modlę, stary krzyczała [?] jak kiedy brałem pierwszy oddech
Nie było napisane w kartach skoro to był problem, nikt się nie poobrażał tylko dłużej tak nie mogłem
Byliśmy ekipą na pogrzeb jak i pewny wpierdol, ja krzyczałem rodzina, kurwa brałem to na serio
Wtedy wisiałem często siano bo nie było skąd brać i że tym zawinął towar musiałem spłacać hajs
[Zwrotka 2]
Zweryfikował nas czas ale dopiero teraz
Jakbym pisał ogrody teraz sporo bym pozmieniał
Dzisiaj żyje tak jak chciałem wtedy z wami
A ci z których się smiałeś, teraz jesteście kuplami
Warsa, myślałeś, że za tobą pójdą
Karma wraca, nie opłacałoby mi się być kurwą
Wiedziałem o każdym ruchu krzywym z twojej strony
Przypał bo nie każdy wtedy grał na dwie strony
Kruszone topy i jechaliśmy przez las
Tyle razy blisko śmierci, nie piszę, że przegram
Tutaj wszystko miało swój początek i koniec
Coraz większy hajs się kręci, ogrody zawsze domem
Furą za miastem krążyliśmy jak sępy, wtedy nie było nic na co nie byliśmy chętni
Nowe patenty i zerowa moralność, wiesz, że mam taki hak i żebyś pożałował bardzo
Po co było krzyczeć, że jesteśmy rodziną, skoro tak wyginęli, ci bracia których miałem
I dzisiaj z każdą chwilą, już widzę tylko więcej, razem całe życie i nagle typie nie ma