Możecie zdychać by Kriz (PL) Lyrics
Stoję we krwi, a dla nich to meksyk nieziemski
Do pętli dam wersy zabójcze jak rak piersi
Bo znowu mi tu pieprzy, że odkryciem dla sceny
A ja pierdolę leszczy, zabiorę się za mainstream
Wypadłem z bitu, a przy was wypadło nieźle
Wypada mi to jak zapytać panny o sextape
Dlatego wpadam w przywar zielongórskich scen
Gdzie, ta niewydana płyta w końcu ujrzy światło dzienne
Odpala znicza dzisiaj każdy smutny raper
No trochę przypał gdy wpadasz tu po terapię
Ej wszyscy gapie, co nagapili się z nami
Żeby nie widzieć tego wolę wyciąć sobie gały
Ty zapłakany, a my pizgamy rymami
Żeby trafić taką pizdę nie potrzebne okulary
Ani konto na Tinderze i moralne zasady
Zwłoki tak jak zakupy - spakowane do siatki
Co w jajach mam? Zgadnij i niе przerywaj
Obok klęczy twoja świnia co szykuje się po finał
Zajebista pantomima kiеdy dzieli nas ta szyba
Właśnie niszczę dwa życia, możecie zdychać
Skoro w ostatnich wersach mogłem dać nowe życie
To nazywaj mnie stwórcą pojebanych linijek
Spuszczam się na ryje, oto moja spuścizna
Nie szukaj zrozumienia, to nie akcja pro rodzinna
Pełny magazynek, rap ostry jak brzytwa
Gniecie cię jak młynek Kriza dogrywka
Zwolniłem na chwilę byście pizdy nadążyły
Postęp leci wam jak okres nastoletniej dziewczyny
Robimy hity nie na radio odbiorniki
Wasze życie oklepane tak jak Najmana wyniki
Tu nie liczy się kto ile hajsu wydaje na klipy
A przejebane numery przy których krwawią głośniki
W chuju mam liczby, bo tak mierzę sukces
Ty po takich rozkminach masz jedynie konwulsje
Stilo trenowane pod niejeden nekro-nudes
A na końcu zapoznam się ze śmierci pocałunkiem
Tak leczę nudę i wkurwienie na co dzień
Jak masz mnie ciągle pytać "A czemu tak potwornie?"
Rozrywam ci mordę, bo powiem nieskromnie
Dla ludzi to rozrywka, by trochę oprzytomnieć, bwoy
Do pętli dam wersy zabójcze jak rak piersi
Bo znowu mi tu pieprzy, że odkryciem dla sceny
A ja pierdolę leszczy, zabiorę się za mainstream
Wypadłem z bitu, a przy was wypadło nieźle
Wypada mi to jak zapytać panny o sextape
Dlatego wpadam w przywar zielongórskich scen
Gdzie, ta niewydana płyta w końcu ujrzy światło dzienne
Odpala znicza dzisiaj każdy smutny raper
No trochę przypał gdy wpadasz tu po terapię
Ej wszyscy gapie, co nagapili się z nami
Żeby nie widzieć tego wolę wyciąć sobie gały
Ty zapłakany, a my pizgamy rymami
Żeby trafić taką pizdę nie potrzebne okulary
Ani konto na Tinderze i moralne zasady
Zwłoki tak jak zakupy - spakowane do siatki
Co w jajach mam? Zgadnij i niе przerywaj
Obok klęczy twoja świnia co szykuje się po finał
Zajebista pantomima kiеdy dzieli nas ta szyba
Właśnie niszczę dwa życia, możecie zdychać
Skoro w ostatnich wersach mogłem dać nowe życie
To nazywaj mnie stwórcą pojebanych linijek
Spuszczam się na ryje, oto moja spuścizna
Nie szukaj zrozumienia, to nie akcja pro rodzinna
Pełny magazynek, rap ostry jak brzytwa
Gniecie cię jak młynek Kriza dogrywka
Zwolniłem na chwilę byście pizdy nadążyły
Postęp leci wam jak okres nastoletniej dziewczyny
Robimy hity nie na radio odbiorniki
Wasze życie oklepane tak jak Najmana wyniki
Tu nie liczy się kto ile hajsu wydaje na klipy
A przejebane numery przy których krwawią głośniki
W chuju mam liczby, bo tak mierzę sukces
Ty po takich rozkminach masz jedynie konwulsje
Stilo trenowane pod niejeden nekro-nudes
A na końcu zapoznam się ze śmierci pocałunkiem
Tak leczę nudę i wkurwienie na co dzień
Jak masz mnie ciągle pytać "A czemu tak potwornie?"
Rozrywam ci mordę, bo powiem nieskromnie
Dla ludzi to rozrywka, by trochę oprzytomnieć, bwoy