Ebar Eilasor by Kosiar Lyrics
Przeciągnąłem ten wers, level up na follow upach
Moja linia życia? Lśnie, ale zaczynam dogasać
Prawdy uniwersalne, jebać te lewe prawa
Nie wiem jak mam to odbierać, ale lepiej brać niż dawać
Mam zakurzony obraz wczoraj i niepewne jutro
Prawdopodobnie dlatego, że zawsze brałem dzisiaj
Mam mały chaos na tonach, rozegrać to trudno
I ta osławiona niemoc, mój wspaniały czarny pijar
Na koniec błądzę wzrokiem i liczę że nie widać
Desperacko składam bronie, przybity jak do krzyża
Widać kolejny świt, marzenia też przejął
Śniący zawsze się budzą, jebana bezsenność
Duszę swoją duszę, uraz serca, kielich - taca
Świat był nie do przyjęcia, ale nie wypada zwracać
To nie jest zwykły wpierdol, trace humor bez walki
Nie słyszę tu Nic Śmiesznego, zamknąłem oczy Charlie
Chyba przejechałem wenę, nie mam jej i nagram
Prędzej stracę pewność siebie, niż wypowiem Gibraltar
Zaginąłem na bicie, nie chcę prędko sprawdzać wersów
Zabrakło mi paru liter, bo mam demo alfabetu
Rap to mało jednym słowem, przebieram w gatunkach
A tą homofobię dopiszą mi nawet na tęczówkach
Zaczyna mnie już wkurwiać, mojego bytu architekt
Mam za duży rozmiar buta, żebyś zwiedzał moje życie
Nie mam stygmatów, a mimo tego nie łapię
Czemu to jebane szczęście, przemyka się przez palce
Jak Mojżesz za chwilę, rozstąpię by opaść na dno
I jak może być winne, to morze wina za mną?
Jak bardzo jest naiwne, to że próbuję zasnąć
A jak powieki przewinę, to ciągle tu jest jasno
Nieświadomości sznyty i tak pewnie umrę
Gdy mnie opuściły siły, to zrobiło mnie się luźniej
Róże zastąpił cement, no i po co mity znów?
Przeszliśmy przez orchidee, aż wyrósł toksyczny bluszcz
I na co mi było walczyć, skoro znowu martwy usnę?
Pierdolony narcyz, zadeptujący nasturcje
Nie jesteśmy prości, więc chcę się tutaj zapruć
Bliżej mnie niż te fiołki, to leży kurwa kaktus
Na tym wszystkim wyrósł jaśmin, pierdolona Persefona
Po płatkach cykuty, do łóża z głową konia
Po raz kolejny konam i już nużą mnie te sceny
W South Parku nie znajdziesz Johna, o to chodziło Kenny?
To jak ślepy strzał Lennona, ta drogą którą kroczę
Bo nawet jak trafiam w sedno, to na osiemdziesiąt procent
Mam Venoma za maskę, a rap jest pojebany
Mylą Wenę z hajsem, mają w Reno, Smarki po Białym
Wybrałem lawinę przeszkód i chyba w dół mnie niesie
Droga jedna z dziesięciu, szkoda że dwa na dziesięć
Moja linia życia? Lśnie, ale zaczynam dogasać
Prawdy uniwersalne, jebać te lewe prawa
Nie wiem jak mam to odbierać, ale lepiej brać niż dawać
Mam zakurzony obraz wczoraj i niepewne jutro
Prawdopodobnie dlatego, że zawsze brałem dzisiaj
Mam mały chaos na tonach, rozegrać to trudno
I ta osławiona niemoc, mój wspaniały czarny pijar
Na koniec błądzę wzrokiem i liczę że nie widać
Desperacko składam bronie, przybity jak do krzyża
Widać kolejny świt, marzenia też przejął
Śniący zawsze się budzą, jebana bezsenność
Duszę swoją duszę, uraz serca, kielich - taca
Świat był nie do przyjęcia, ale nie wypada zwracać
To nie jest zwykły wpierdol, trace humor bez walki
Nie słyszę tu Nic Śmiesznego, zamknąłem oczy Charlie
Chyba przejechałem wenę, nie mam jej i nagram
Prędzej stracę pewność siebie, niż wypowiem Gibraltar
Zaginąłem na bicie, nie chcę prędko sprawdzać wersów
Zabrakło mi paru liter, bo mam demo alfabetu
Rap to mało jednym słowem, przebieram w gatunkach
A tą homofobię dopiszą mi nawet na tęczówkach
Zaczyna mnie już wkurwiać, mojego bytu architekt
Mam za duży rozmiar buta, żebyś zwiedzał moje życie
Nie mam stygmatów, a mimo tego nie łapię
Czemu to jebane szczęście, przemyka się przez palce
Jak Mojżesz za chwilę, rozstąpię by opaść na dno
I jak może być winne, to morze wina za mną?
Jak bardzo jest naiwne, to że próbuję zasnąć
A jak powieki przewinę, to ciągle tu jest jasno
Nieświadomości sznyty i tak pewnie umrę
Gdy mnie opuściły siły, to zrobiło mnie się luźniej
Róże zastąpił cement, no i po co mity znów?
Przeszliśmy przez orchidee, aż wyrósł toksyczny bluszcz
I na co mi było walczyć, skoro znowu martwy usnę?
Pierdolony narcyz, zadeptujący nasturcje
Nie jesteśmy prości, więc chcę się tutaj zapruć
Bliżej mnie niż te fiołki, to leży kurwa kaktus
Na tym wszystkim wyrósł jaśmin, pierdolona Persefona
Po płatkach cykuty, do łóża z głową konia
Po raz kolejny konam i już nużą mnie te sceny
W South Parku nie znajdziesz Johna, o to chodziło Kenny?
To jak ślepy strzał Lennona, ta drogą którą kroczę
Bo nawet jak trafiam w sedno, to na osiemdziesiąt procent
Mam Venoma za maskę, a rap jest pojebany
Mylą Wenę z hajsem, mają w Reno, Smarki po Białym
Wybrałem lawinę przeszkód i chyba w dół mnie niesie
Droga jedna z dziesięciu, szkoda że dwa na dziesięć