Wieści O Nocnym Człowieku by Kosecki Lyrics
[Refren]
Gdzie chcą mnie znaleźć, nie ma mnie od dawna - nowej lokacji nie są w stanie dostrzec
Wchodzę do sacrum, pożegnałem wasz świat i aż mam ciarki, że to takie proste
Niebo limitem, gdy boisz się latać, wszechświat się zwiększa i za mały ciągle
Bym miejsce w nim znalazł, a nie mam serca, by wasze Veritas, a swe kraty w proch zmieść
[Zwrotka 1]
Nawiedzam scenę, kiedy ta kuleje i żegnam łaków wejściówką do piekła
Mogę pokazać im, co to cierpienie, jestem podziemiem i to w stu procentach
Odwalam mogiłę, pomiędzy ludzi dążę wskazać komu jest bardziej potrzebna
Jazdy zawiłe, zatem to proste, że nie rozmawiają ze mną nawet media
Innych wciąż boli mój styl, jestem nieraz nieobliczalny, więc wzór ze mnie kiepski
Aureoli nie chcę, lecz to bez znaczenia - dam znać o sobie - wiedzą, co się święci
Dusza nieczysta, choć serce mam z lodu, jest w ogniu skąpana #WojciechŻukrowski
Moją utopią jest święty spokój, wszystko co posiadam to podłe skłonności
Dlatego odczuwam znów ból istnienia - jedynym wyjściem jest wyjście z ciała
Na drodze do przebycia hamulców nie mam, za wcześnie jeszcze na stypę, mała
Przeszywam was jako symbol strachu, moje ścierwo tu jest już mi niepotrzebne
Wasze wartości - jeden z etapów - stawać za nim murem i tak przez to przejdę
Po wjeździe w psychikę łapiesz się za skroń, na trochę zostanę - się nie żegnaj jeszcze
Przecież nie przeminę od gestów rąk, jak uciec dasz radę, ja poczekam w piekle
I twoim obawom nie pomoże krzyżyk - wierne klony cele podstawiają sami
Nigdy nie zwalniam po drodze na szczyty w świecie przewróconym do góry nogami
[Refren]
Gdzie chcą mnie znaleźć, nie ma mnie od dawna - nowej lokacji nie są w stanie dostrzec
Wchodzę do sacrum, pożegnałem wasz świat i aż mam ciarki, że to takie proste
Niebo limitem, gdy boisz się latać, wszechświat się zwiększa i za mały ciągle
Bym miejsce w nim znalazł, a nie mam serca, by wasze Veritas, a swe kraty w proch zmieść
[Zwrotka 2]
Materializmem gardzę od lat, jak trzeba - dowiodę, że mówię serio
Podana na tacę czysta brudna prawda - nie mam zbyt wiele podobieństw z materią
Zniewalam pomału, nie muszę mieć kajdan, opór jest zbędny - i tak dam radę
Też nie mam zwyczaju użyć prześcieradła - ofiary od razu pochłania Hades
Każdy, kto chciał dobrze, pozbędzie się złudzeń, na kogoś, jak ja zabraknie mu rad już
I choćbym cierpiał te wieczne katusze, nawet przy kacie trzymam łeb na karku
Wobec wartości wierny pozostanę, skąd to zdziwienie? Mam przecież w naturze
Stanąć przy swoim do grobowej deski, wartę nawet objąć o wcielenie dłużej
Nie na twój umysł, wiem, że to chore, lepiej odpuść, konsekwencji nie tłumacz
Wychodzę do ludzi, bo nie pozwolę, by dorobek po śmierci poległ mi w gruzach
Ponad chodnikami, jak Smarki, to proste - mógłbym zejść na ziemię, lecz nie mam powodów
W czym się zatracam, wiem bardzo dobrze, niesiony przez eter nie stawiam oporu
Powiało chłodem - ostudzam twój zapał, gdybyś przypadkiem próbował tych przynęt
Zostawiam po sobie ślad - ektoplazmę i czekam aż twoja noga się powinie
Szczery do bólu, że aż przezroczysty, widać przeze mnie, którzy to pionki
Nie mam zawiści, ja robię co mogę, dla was już i tak jestem wszechmogący
Gdzie chcą mnie znaleźć, nie ma mnie od dawna - nowej lokacji nie są w stanie dostrzec
Wchodzę do sacrum, pożegnałem wasz świat i aż mam ciarki, że to takie proste
Niebo limitem, gdy boisz się latać, wszechświat się zwiększa i za mały ciągle
Bym miejsce w nim znalazł, a nie mam serca, by wasze Veritas, a swe kraty w proch zmieść
[Zwrotka 1]
Nawiedzam scenę, kiedy ta kuleje i żegnam łaków wejściówką do piekła
Mogę pokazać im, co to cierpienie, jestem podziemiem i to w stu procentach
Odwalam mogiłę, pomiędzy ludzi dążę wskazać komu jest bardziej potrzebna
Jazdy zawiłe, zatem to proste, że nie rozmawiają ze mną nawet media
Innych wciąż boli mój styl, jestem nieraz nieobliczalny, więc wzór ze mnie kiepski
Aureoli nie chcę, lecz to bez znaczenia - dam znać o sobie - wiedzą, co się święci
Dusza nieczysta, choć serce mam z lodu, jest w ogniu skąpana #WojciechŻukrowski
Moją utopią jest święty spokój, wszystko co posiadam to podłe skłonności
Dlatego odczuwam znów ból istnienia - jedynym wyjściem jest wyjście z ciała
Na drodze do przebycia hamulców nie mam, za wcześnie jeszcze na stypę, mała
Przeszywam was jako symbol strachu, moje ścierwo tu jest już mi niepotrzebne
Wasze wartości - jeden z etapów - stawać za nim murem i tak przez to przejdę
Po wjeździe w psychikę łapiesz się za skroń, na trochę zostanę - się nie żegnaj jeszcze
Przecież nie przeminę od gestów rąk, jak uciec dasz radę, ja poczekam w piekle
I twoim obawom nie pomoże krzyżyk - wierne klony cele podstawiają sami
Nigdy nie zwalniam po drodze na szczyty w świecie przewróconym do góry nogami
[Refren]
Gdzie chcą mnie znaleźć, nie ma mnie od dawna - nowej lokacji nie są w stanie dostrzec
Wchodzę do sacrum, pożegnałem wasz świat i aż mam ciarki, że to takie proste
Niebo limitem, gdy boisz się latać, wszechświat się zwiększa i za mały ciągle
Bym miejsce w nim znalazł, a nie mam serca, by wasze Veritas, a swe kraty w proch zmieść
[Zwrotka 2]
Materializmem gardzę od lat, jak trzeba - dowiodę, że mówię serio
Podana na tacę czysta brudna prawda - nie mam zbyt wiele podobieństw z materią
Zniewalam pomału, nie muszę mieć kajdan, opór jest zbędny - i tak dam radę
Też nie mam zwyczaju użyć prześcieradła - ofiary od razu pochłania Hades
Każdy, kto chciał dobrze, pozbędzie się złudzeń, na kogoś, jak ja zabraknie mu rad już
I choćbym cierpiał te wieczne katusze, nawet przy kacie trzymam łeb na karku
Wobec wartości wierny pozostanę, skąd to zdziwienie? Mam przecież w naturze
Stanąć przy swoim do grobowej deski, wartę nawet objąć o wcielenie dłużej
Nie na twój umysł, wiem, że to chore, lepiej odpuść, konsekwencji nie tłumacz
Wychodzę do ludzi, bo nie pozwolę, by dorobek po śmierci poległ mi w gruzach
Ponad chodnikami, jak Smarki, to proste - mógłbym zejść na ziemię, lecz nie mam powodów
W czym się zatracam, wiem bardzo dobrze, niesiony przez eter nie stawiam oporu
Powiało chłodem - ostudzam twój zapał, gdybyś przypadkiem próbował tych przynęt
Zostawiam po sobie ślad - ektoplazmę i czekam aż twoja noga się powinie
Szczery do bólu, że aż przezroczysty, widać przeze mnie, którzy to pionki
Nie mam zawiści, ja robię co mogę, dla was już i tak jestem wszechmogący