Song Page - Lyrify.me

Lyrify.me

Serwer by Kemoi Lyrics

Genre: rap | Year: 2016

[Zwrotka 1]
Wokół ludzie ściągają te chmury, a ja pomiędzy nimi sobie latam tak
Odwiedzam to niebo, a z kościołem to nie jestem człowiek (ha ha) za pan brat
Wbijam w te rymy, czuję że muszę powiedzieć im teraz
Żeby podsunęli jakieś fale uderzenia
Chociaż polecenia rozbijam o przemyślenia
A te mi mówią, żeby wybiec poza schemat
Ponoć szanse mam tu
Muszę zrobić z nich ofiary gwałtów
Ciężkie słowa, nie ma żartów
W chmurach głowa, ale na karku
Chwycisz tu boga za nogi łudzi pancerny sen
Znowu wabi masowo nas ludzi cholerny zew (cholerny zew)
Ja zasuwam dalej, mimo że to chyba tylko z piasku zamek
Sobie go buduję, bo nie widzę tu niczego co by regenerowało w tym fiasku stamę
Czasem miewam na bani tysiące chorych faz
Niepotrzebny mi do tego grass ani kwas
Na chwile wyrzucam sobie z głowy słowo pass
Moi ludzie wiedzą, że mnie to jara im dalej w las
Coś jak Hajto, bo tonę w tym
Głośniej daj to, bo wiodę prym
Nie mam sajko, a robię dym
Dawaj alko, lecimy z tym
Odpalony tryb melo man, przejął nade mną stery, wiem
Latam po mieście jak Spiderman, gdzie moja Mary Jane
[Refren]
Coś tu wpływa na mnie, coś wypływa ze mnie
Przy tym upadam, wstaje jak pieprzony serwer
Coś tu wpływa na mnie, coś wypływa ze mnie
Wszystko sterowane, nic nie jest pewne x2

[Zwrotka 2]
Nie będę tu robił na ich konto jak ajent
Muszę wybierać jak Król Apsare
A ty dajesz wiarę, coś jak w niebo flare
A te mocne fale cię wciągną dalej
Nie mogę być jak kamień w dominie
Już wole to maszerowanie po linie
Zrobię nowy track albo zrobię dwa
Potem czteropak, dalej to leci jak o tych numerach
Biegamy razem ale nie kumam reszty
Dlatego czasem bywam aspołeczny
Sobie nawijam teksty
To moja chwila refleksji
I nadal nie wiem czy to trafny kierunek
A dalej robię to na własny rachunek
Jeden warunek nie biorę tu chwilówek
Nie da mi to niczego poza długami na stówę
Nie mam na to miejsca, wystarczy mi na razie jeden majk
Nie mogę wrócić z tej wojny na tarczy, chce wrócić unosząc wywalczony skalp
Pożądany jak skarb, nie podrabiany jak nike
Nawet jak zamulam w weekend, wszędzie widzę lipę nie wpływa na cele ten stan
Schodzę na ziemie po antenie
Tego nie zmienię co ma dla nich znaczenie
Cholerne oczu mydlenie to spełnienie
Może to tylko wrażenie, a może nie
Ich handicap to artefakt, mam własny szlak
A te parę strat sobie cenie jak pełny bak
[Refren]