Song Page - Lyrify.me

Lyrify.me

NIE MA MNIE by Karim Koszmar Lyrics

Genre: rap | Year: 2015

Karim:
Miało być life, a choć muzyków nie ma muzyka gra
Prawda gdzieś z playbacku między ABW, a CBA
Czasem – szczery być może tylko znicz
Lepper już nie powie nic, Blida już nie powie nic
- przygniata ta bezsenność w Seattle gdy myślę o nich
A chciałbym być ponad tym jak Shawn Kemp Supersonics
Zanim rozdziobią nas kruki, wrony, ty pomyśl
(brrro) sprawa Olewnika to przypadek nie odosobniony
ACTA! tłumy na ulicach! Demokracja!
Jak możesz mieć sokoli wzrok nie widzieć, katarakta
Na mnie jak płachta, w kolorze róży, krwi
We wraku samolotu i na grobach gdzie umarły sny
Popiełuszko, śledztwo trwa, widziałeś film?
Pytanie to nie ile jest, a ile nie ma w nim
Chcę być zdrowy, pracować tu uczciwie na chleb
A NFZ? Ty weź nawet nie wkurwiaj mnie

Adk:
Dawno znieczulony na to co rano jak Amon wychodzę na front
Przeganą witam i na złość prostakom piszę ten raport
Jak ciekły azot wokół twarze bezbarwne
12 na 24 hand made, za tysiąc sprawdź mnie
Konferencja w Jałcie, sprzedali nas za flaszkę
By Stalin mógł jak chandrę wprowadzić czerwony bajzel
Strzał w tył głowy, dziura na dwa palce
Mały powiew historii byś wiedział kurwa, że masz szansę
Z dystansem patrzę na ten Polski dzień świra
Jeść, pracować, spać i najlepiej się nie odzywać
Każdy z nas to bohater tej platformowej gry
A ty walcz na kolejnym levelu zdobędziesz krzyż
Nie ma wiz PO/PIS ciągły beef
Sprzedaj sny, biedą milcz robisz wstyd
Problem w tym, że mamy ten zapis w genach
Ty i ja, oni ,czas gna czas coś zmieniać
Karim:
Nie ma mnie, wyjechałem stąd dawno mamo
Rozmawiamy przez telefon mówisz, że wciąż to samo
Ja nie zawiodłem bracie, to Polska mnie zawiodła
Ale nie licz na upadek, ja tu nie spadam z siodła
Kto patrzy w tył za dużo, stoi w ręce z winem
Wszystkie czerwone twarze między Moskwą, a Berlinem
I nigdy nie wyjadą, żyją totolotkiem
I co dnia krzyczą w lustro, że cytryny są słodkie
Matura, potem studia, rap na nielegalach
Zjeździłem całą Polskę, robiłem w klubach hałas
I poszedłem do pracy, przechodzę do sedna
Jak dostałem wypłatę, wiedziałem, że coś tu nie gra
I wybacz mi absencje, to, że już nie tęsknie
I rzadko, kiedy biegnę, celebruje powietrze
To dla tych, co na emigracji żywot wiodą
Nigdy nie dajmy satysfakcji naszym wrogom