MIĘDZY TYM A TYM by Karim Koszmar Lyrics
Między tym, i tym jest ta, której chce słuchać
I każdy ma takie kwestie, których nie chciałby poruszać
To nie jest dziwne, bo co jest dziwne, co normalne tutaj
Znajdź w sobie siłę i tych znaczeń poszukaj
Nie ma pytań bez odpowiedzi, tych drugich bez pytań
Są rozmowy bez słów i tam konkluzją jest cisza
Chcę patrzyć w oczy jesieni, gdy lecą liście
Tracić kolor jak ona i w końcu niech spadną wszystkie
Poczuć zapach zimy, który kłuje w oczy
Poznać swoje złe strony i cień ich mocy w nocy
Krzyk pomocy bezgłośny, gdy krzyczy twarz
I to jest jedna z tych chwil, które chcesz przeżyć tylko raz
Umieć tu wspomnieć lato, kosz z owocami
Ta wiosna była latem, sześcioma latami
I kiedy łamie się bez, zostaje ci kilka łez
Minęło już tyle czasu, ten obraz dalej tam jest
Przyciąga wzrok, jest zniszczony starą farbą
Namalować go na nowo wcale nie jest tak łatwo
Ja w starym pokoju patrzę w niego przez dym
A wina jest między tym, a tym
Na nic te słowa tną, kiedy tu deklaracje są
Między kłótnią, a krwią, między krzykiem, a wybuchem bomb
Pomiędzy jawą i snem przyjaciela i wroga
Co mniejsze niż gniew, a co jest większe niż kocham
Między czarnym, a białym i piekłem, a niebem
I jeśli jest gdzieś granica czy tylko ja o niej nie wiem
Między stadionem publiki, i freestylem w piwnicy
A jeśli istnieje sukces, to kto, i na co tu liczy
Na bogato, cały ten świat jest chory na to
Mamo, tato, bracie, siostro, za co?!
Temperament ulicy to jest to coś teraz
Rośnie temperatura zniczy i dzieciaki chcą strzelać
Dzielnica się zmienia, mija kolejny sezon
I jest zarazem taka sama tłumacz tym, co nie wiedzą
Dla kogoś z okna, cały ten widok i tak jest inny
Gdy życie leci przez palce i nikt tu nie jest winny
Gdy zegar twoim wrogiem, ja nic zrobić nie mogę
A chciałbym zdjąć to z ciebie i dać ci jakąś swobodę
Zazwyczaj ty tam jesteś, ja zwykle tam chodzę
Tylko dzisiaj, oboje mamy nie po drodze
I każdy ma takie kwestie, których nie chciałby poruszać
To nie jest dziwne, bo co jest dziwne, co normalne tutaj
Znajdź w sobie siłę i tych znaczeń poszukaj
Nie ma pytań bez odpowiedzi, tych drugich bez pytań
Są rozmowy bez słów i tam konkluzją jest cisza
Chcę patrzyć w oczy jesieni, gdy lecą liście
Tracić kolor jak ona i w końcu niech spadną wszystkie
Poczuć zapach zimy, który kłuje w oczy
Poznać swoje złe strony i cień ich mocy w nocy
Krzyk pomocy bezgłośny, gdy krzyczy twarz
I to jest jedna z tych chwil, które chcesz przeżyć tylko raz
Umieć tu wspomnieć lato, kosz z owocami
Ta wiosna była latem, sześcioma latami
I kiedy łamie się bez, zostaje ci kilka łez
Minęło już tyle czasu, ten obraz dalej tam jest
Przyciąga wzrok, jest zniszczony starą farbą
Namalować go na nowo wcale nie jest tak łatwo
Ja w starym pokoju patrzę w niego przez dym
A wina jest między tym, a tym
Na nic te słowa tną, kiedy tu deklaracje są
Między kłótnią, a krwią, między krzykiem, a wybuchem bomb
Pomiędzy jawą i snem przyjaciela i wroga
Co mniejsze niż gniew, a co jest większe niż kocham
Między czarnym, a białym i piekłem, a niebem
I jeśli jest gdzieś granica czy tylko ja o niej nie wiem
Między stadionem publiki, i freestylem w piwnicy
A jeśli istnieje sukces, to kto, i na co tu liczy
Na bogato, cały ten świat jest chory na to
Mamo, tato, bracie, siostro, za co?!
Temperament ulicy to jest to coś teraz
Rośnie temperatura zniczy i dzieciaki chcą strzelać
Dzielnica się zmienia, mija kolejny sezon
I jest zarazem taka sama tłumacz tym, co nie wiedzą
Dla kogoś z okna, cały ten widok i tak jest inny
Gdy życie leci przez palce i nikt tu nie jest winny
Gdy zegar twoim wrogiem, ja nic zrobić nie mogę
A chciałbym zdjąć to z ciebie i dać ci jakąś swobodę
Zazwyczaj ty tam jesteś, ja zwykle tam chodzę
Tylko dzisiaj, oboje mamy nie po drodze