KTOŚ by Karim Koszmar Lyrics
Karim:
Kiedyś, ktoś, gdzieś, teraz my tu na fali
Choć pokaże Ci jak Amsterdam się pali
Romantyczny jak Paryż, jak interes to Kolumbia
Ma zwyczaje jak z Palermo kiedy bierzesz go za durnia
Kiedy łapie go furia, pije wódkę jak Moskwa
Jak Havana do tej pory też przy swoim pozostał
I w rozsypce jak Izrael, wkurwiony jak Meksyk
Ale daje wiarę w te werble i w te teksty
Ma trochę z gangsta, trochę z hustla jak Brooklyn
Ciągnie go w nielegal, chociaż wie jakie są skutki
Imprezuje jak Ibiza, jak Las Vegas płonie
Gdy zasypia to z otwartym okiem jak Sierra Leone
Jak całe Memphis modli się nad grobеm króla
Ale jak do niego mówić, tego niе wie akurat
Rozdarty na styku dwóch światów jak Panama
Gość z klasą, do El Paso, Rio Grande płynie fama
Amant co w Hollywood szuka swojej Miss
Preferuje to studenckie życie jak w Beverly Hills
Ktoś, taki ktoś, swój chłop ale gość
Każdy wie kto jest kto, ale nikt nie wie kto
UZR:
Trzęsę stylem jak Haiti, wybucham jak Hiroszima
Zalewam jak Missisipi, kielony zrobione w Chinach
Gorący jak Argentyna, Sycylia, Las Palmas, Egipt
Wersy czarne, choć nie z kraju, gdzie zginął Kennedy
Syf z dodatkiem tragedii, rysopis odpowiedni
Dość tych bredni, klasyk jak Warszawa, Chleb Powszedni
Z dala od medii jak trzeciego świata ludzie biedni
Bo mój rap to pewnik co leci wśród dzielni
Nieskazitelny tak jak Amazonka
Otwarty nie zamknięty jak zakład we Wronkach
Ty posłuchaj ziomka co ma pałe jak Mur Chiński
W rapie zrobi większy rebel niż wypadek z Kaczyńskim
Jak ogień olimpijski ten rap daje mi światło
Lecz nikt jak w Sao Paulo nie mówił, że będzie łatwo
Więc łap to, bo warto, tego nie dostaniesz nigdzie
Ja zakończę swoją zwrotkę moją krzywą wierzą w piździe
CFG:
Kto w poszukiwaniu wody na kacu jak Somalia
Pot spływa po nim jak fiordy Norwegii to normalka
Jedyny raper co ma ikrę w panczlajnach, beef
Oni chcieliby ale nie mają tarła, git
Niby w ostatnim czasie ma kryzys jak Stany
Ale apropos bitw to ma więcej niż Kajmany
Choć to kraj marny, żyję w Polsce 24 na tydzień
Coś jak pchaj fanty, pijesz chłopcze to zginiesz jak Widzew
Co zrzucił pętlom takie linie, co mózgi łamie
Święta wojna jak muzułmanie, multum lamie łamie klame
A na pożegnanie arrivederci Roma, bowiem
To podwójne jak obywatelstwo Mirka Klose
To kot jak Pers, starożytny Egipt w niego wierzysz
Szuka ciągle brudnych serc albo czystych dziewic
To nie jest Judasz, nigdy cię nie sprzeda za blachy
CFG mówili w beton jakbyś siekał allachy
Karim:
Moknie jak Londyn, później wysycha jak Kair
Pogodowe anomalia często łączą ludzi w pary
Mydlane opery to Wenezueli flaga
Zapytaj co i jak, gdzie kiedy mamę poznał tata
Chociaż nie lubię łyknę Malibu w Miami
Za te wszystkie partie, które od jutra tutaj wygramy
A kiedy zamknę oczy, kiedy skończy się mój karnet
Znaczy, że tak miało być i nie płacz po mnie Buenos Aires
Dzisiaj jest święto, dla nas zagra całe Sydney
Szukając Eldorado, doceń rzeczy proste, zwykłe
Czasem to twoja, a czasem niczyja wina
To może być jak Czarnobyl, a może jak Hiroszima
I dobre intencje możesz mieć tu jak Watykan
Ale nigdy nie przewidzisz jak oceni cię publika
Złapiesz byka za rogi, zaprosi cię kadra
Ale to się zdarza często jak ucieczka z Alcatraz
Sam wiesz jak jest, milion spraw tu jak w Tokyo
Skrzynka, sms-y, impuls, ultra fale, popcorn
Wiesz kto tutaj melanż kończy nad ranem
Nie bądź konformistom i nie bądź megalomanem
Kiedyś, ktoś, gdzieś, teraz my tu na fali
Choć pokaże Ci jak Amsterdam się pali
Romantyczny jak Paryż, jak interes to Kolumbia
Ma zwyczaje jak z Palermo kiedy bierzesz go za durnia
Kiedy łapie go furia, pije wódkę jak Moskwa
Jak Havana do tej pory też przy swoim pozostał
I w rozsypce jak Izrael, wkurwiony jak Meksyk
Ale daje wiarę w te werble i w te teksty
Ma trochę z gangsta, trochę z hustla jak Brooklyn
Ciągnie go w nielegal, chociaż wie jakie są skutki
Imprezuje jak Ibiza, jak Las Vegas płonie
Gdy zasypia to z otwartym okiem jak Sierra Leone
Jak całe Memphis modli się nad grobеm króla
Ale jak do niego mówić, tego niе wie akurat
Rozdarty na styku dwóch światów jak Panama
Gość z klasą, do El Paso, Rio Grande płynie fama
Amant co w Hollywood szuka swojej Miss
Preferuje to studenckie życie jak w Beverly Hills
Ktoś, taki ktoś, swój chłop ale gość
Każdy wie kto jest kto, ale nikt nie wie kto
UZR:
Trzęsę stylem jak Haiti, wybucham jak Hiroszima
Zalewam jak Missisipi, kielony zrobione w Chinach
Gorący jak Argentyna, Sycylia, Las Palmas, Egipt
Wersy czarne, choć nie z kraju, gdzie zginął Kennedy
Syf z dodatkiem tragedii, rysopis odpowiedni
Dość tych bredni, klasyk jak Warszawa, Chleb Powszedni
Z dala od medii jak trzeciego świata ludzie biedni
Bo mój rap to pewnik co leci wśród dzielni
Nieskazitelny tak jak Amazonka
Otwarty nie zamknięty jak zakład we Wronkach
Ty posłuchaj ziomka co ma pałe jak Mur Chiński
W rapie zrobi większy rebel niż wypadek z Kaczyńskim
Jak ogień olimpijski ten rap daje mi światło
Lecz nikt jak w Sao Paulo nie mówił, że będzie łatwo
Więc łap to, bo warto, tego nie dostaniesz nigdzie
Ja zakończę swoją zwrotkę moją krzywą wierzą w piździe
CFG:
Kto w poszukiwaniu wody na kacu jak Somalia
Pot spływa po nim jak fiordy Norwegii to normalka
Jedyny raper co ma ikrę w panczlajnach, beef
Oni chcieliby ale nie mają tarła, git
Niby w ostatnim czasie ma kryzys jak Stany
Ale apropos bitw to ma więcej niż Kajmany
Choć to kraj marny, żyję w Polsce 24 na tydzień
Coś jak pchaj fanty, pijesz chłopcze to zginiesz jak Widzew
Co zrzucił pętlom takie linie, co mózgi łamie
Święta wojna jak muzułmanie, multum lamie łamie klame
A na pożegnanie arrivederci Roma, bowiem
To podwójne jak obywatelstwo Mirka Klose
To kot jak Pers, starożytny Egipt w niego wierzysz
Szuka ciągle brudnych serc albo czystych dziewic
To nie jest Judasz, nigdy cię nie sprzeda za blachy
CFG mówili w beton jakbyś siekał allachy
Karim:
Moknie jak Londyn, później wysycha jak Kair
Pogodowe anomalia często łączą ludzi w pary
Mydlane opery to Wenezueli flaga
Zapytaj co i jak, gdzie kiedy mamę poznał tata
Chociaż nie lubię łyknę Malibu w Miami
Za te wszystkie partie, które od jutra tutaj wygramy
A kiedy zamknę oczy, kiedy skończy się mój karnet
Znaczy, że tak miało być i nie płacz po mnie Buenos Aires
Dzisiaj jest święto, dla nas zagra całe Sydney
Szukając Eldorado, doceń rzeczy proste, zwykłe
Czasem to twoja, a czasem niczyja wina
To może być jak Czarnobyl, a może jak Hiroszima
I dobre intencje możesz mieć tu jak Watykan
Ale nigdy nie przewidzisz jak oceni cię publika
Złapiesz byka za rogi, zaprosi cię kadra
Ale to się zdarza często jak ucieczka z Alcatraz
Sam wiesz jak jest, milion spraw tu jak w Tokyo
Skrzynka, sms-y, impuls, ultra fale, popcorn
Wiesz kto tutaj melanż kończy nad ranem
Nie bądź konformistom i nie bądź megalomanem