Miasto zwątpienia by Kaczor BRS Lyrics
[Intro: Kaczor]
Popalone Styki BRS, a jak
Brrrrr
[Zwrotka 1: Kaczor]
Miasto zwątpienia i patologii
Mówią od ciebie zależy, którą drogę wybrać
Przemyka tunelem wysuszone zombie
Okraszam to wierszem i strzelbę nabijam
Podwórko bez siły, ćpać już nie może
Kto kopsnie "Michałki" temu bozia będzie
To morze wzburzone, dusze bez powiek
[?] w oddali pierdolnięty werset
Styki spalone, okręt na fali
Pod nogami miasto co grzeszy i stęka
Nie, nie, nie piję, daj marihuany
Powieka opadnie, jebana kolęda
Kopsnij na ćwiartkę, znam drogę którędy
Kto kogo wykręcił, kto zachowa twarz
Kto komu zaufa, gdzie polecą zęby
Na ostro trzy lata, pokoloruj świat
Miasto wkurwione, był pewien gagatek
Co nie lubiał ludzi i przemykał wszędzie
Kto lubi aferki, szepty na ucho
Kostucha nadchodzi w nocy najczarniejszej
Miasto zwątpienia ucichnąć nie może
Kto kosę wyciągnie, poleci chlast
Wyjeżdża za miedzę znowu dobry człowiek
Zgniata kurewstwo i wiesza na hak
Oczy cię bolą i ściska ci czaszkę
Z miasta gdzie wyjdzie tu jeden na stu
Przemyka pod sklepem dziadyga o lasce
Wlatuje małolat i kruszy się lód
Parkiet jest śliski a kuszą partnerki
Kolega koledze tu pluje na twarz
Rzucasz się w oczy, bo ci błyszczą lakierki
Stąd gdzie lasy szumią i nie widać gwiazd
Patrz komu ufasz, co jutro nadejdzie
O świcie nad ranem znowu pęka litr
Melina nieważne, ma być pierdolnięcie
Na ścianie obrazek, popłakany z krwi
Miasto już nie śpi, pod bramą zombie
Czterdzieści połączeń i źrenicy brak
Wkurwiona grzaneczka spod kołdry wychodzi
Dwa łokcie, kolano, rozwalony kask
Znowu czeka matka, tu łez oceany i przy filtrze szlug
Zabrała policja, nawija sąsiadka
W psychice demony a na oknie kruk
Kolega koledze tu zabrał "Michałki"
A baba niewierna znowu smaki ma
Przystojny przyjaciel co myślał tu chujem
To miasto zwątpienia, a wokoło las
Popalone Styki BRS, a jak
Brrrrr
[Zwrotka 1: Kaczor]
Miasto zwątpienia i patologii
Mówią od ciebie zależy, którą drogę wybrać
Przemyka tunelem wysuszone zombie
Okraszam to wierszem i strzelbę nabijam
Podwórko bez siły, ćpać już nie może
Kto kopsnie "Michałki" temu bozia będzie
To morze wzburzone, dusze bez powiek
[?] w oddali pierdolnięty werset
Styki spalone, okręt na fali
Pod nogami miasto co grzeszy i stęka
Nie, nie, nie piję, daj marihuany
Powieka opadnie, jebana kolęda
Kopsnij na ćwiartkę, znam drogę którędy
Kto kogo wykręcił, kto zachowa twarz
Kto komu zaufa, gdzie polecą zęby
Na ostro trzy lata, pokoloruj świat
Miasto wkurwione, był pewien gagatek
Co nie lubiał ludzi i przemykał wszędzie
Kto lubi aferki, szepty na ucho
Kostucha nadchodzi w nocy najczarniejszej
Miasto zwątpienia ucichnąć nie może
Kto kosę wyciągnie, poleci chlast
Wyjeżdża za miedzę znowu dobry człowiek
Zgniata kurewstwo i wiesza na hak
Oczy cię bolą i ściska ci czaszkę
Z miasta gdzie wyjdzie tu jeden na stu
Przemyka pod sklepem dziadyga o lasce
Wlatuje małolat i kruszy się lód
Parkiet jest śliski a kuszą partnerki
Kolega koledze tu pluje na twarz
Rzucasz się w oczy, bo ci błyszczą lakierki
Stąd gdzie lasy szumią i nie widać gwiazd
Patrz komu ufasz, co jutro nadejdzie
O świcie nad ranem znowu pęka litr
Melina nieważne, ma być pierdolnięcie
Na ścianie obrazek, popłakany z krwi
Miasto już nie śpi, pod bramą zombie
Czterdzieści połączeń i źrenicy brak
Wkurwiona grzaneczka spod kołdry wychodzi
Dwa łokcie, kolano, rozwalony kask
Znowu czeka matka, tu łez oceany i przy filtrze szlug
Zabrała policja, nawija sąsiadka
W psychice demony a na oknie kruk
Kolega koledze tu zabrał "Michałki"
A baba niewierna znowu smaki ma
Przystojny przyjaciel co myślał tu chujem
To miasto zwątpienia, a wokoło las