Song Page - Lyrify.me

Lyrify.me

Jesienny liść by Kaczor BRS Lyrics

Genre: rap | Year: 2019

[Intro]
Nie mów o życiu, co zrobisz to będzie
Wilki i hieny podrzynają gardła
Jebać organy ścigania
Polski rap mordo wychował dzieciaka
Popalone styki armia

[Zwrotka]
Ziom psychiatria rejonowa, trzeba zacząć tu od nowa
Smaży się głowa, mentosy rozpuszcza cola
W krwiobiegu krąży koka, a na płucach sztanga leży
Mama nie wierzy, wpadł w cug i się do niej cieszy
O tym samym, o tym samym, o tym samym wciąż jaramy
Chlamy się zbroją, jebać ścigania organy
Zawsze, cwela tu trzasnę no bo kartę pstryk pstryk
Tnę ulicę, ziomuś znowu w kapturze nie idzie mnich, siemano
Od jutra nie smarze, idę biegać zacznę ćwiczyć
Wszyscy mamy tą chorobę, siema ziom w miejskiej dziczy
Sporty, siłownia, agresja, depresja
Sok z witaminy, połóweczke teścia
Na pamięć poproszę włoskiego orzeszka
Rocznica nadchodzi, malutka kreseczka
Pływanie i chemie, owoce i szamka
Urywa Ci chemia, tutaj noc polarna
Wolałbyś kurwa chyba żeby Bagdad
Był twoim domem, życiowa porażka
Od nowa zaczniemy, mordeczko to przemyśl znów
Podmoknięte te tereny, elo loco nie mażemy
Życie od nowa zaczynasz, zapraszają Cię na wiraż
Koledzy chętnie pomogą, upadniesz użenią kosą
Uważaj ruszyła maszyna, nie jeden zagląda pod tira
Co trzeci uklęknie z odebraną mową
A gdy spadną liście chcesz latać wysoko
Styki się palą jak na łyżce crack
Miałem nie palić tylko jeden mach
Budzę spocony, ziom karwafa
Życie wkurzone niczym złoty strzał
Dziękuje wszystkim mordom, że to dziś ostatni raz jest
Chemia lubi czytać horror, leci liść, upadnie (?)
Nowe życie jutro zacznę, bo przecież sportowcem jestem
Na mieście pewnie cię trzasnę jak bez chemii w żyłach w stresie
Popalone styki wjeżdża, co we wierszu to pod bramą
Co pod bramą to jest nasze, nowe życie Guantanamo
Szacunek kochana mamo, long nimfomanka taty
Ostatni raz na regatach, przywita kolegów braci
Życie szmaci to nie życie, suka nie da pies nie weźmie
Po betonie jadą sanki, chemia znowu żyły trzęsę
Jak masz problem to weź się na krzesło i jebnij w czaszkę
Możesz jeszcze iść na odwyk, zapraszam chętnie zatańczę
Pośród ściany pomarańcze, dotyk bólu i cierpienia
Wypisane na tych twarzach, już za późno, weź się nie maż
O to do zobaczenia, pozdrowienia do więzienia
Liście spadają jesienią a wiosną po głowach strzela
Detoks, Ci co nie wierzą, echo rucha telefon
Znowu, pewnie tu będą, liście spadają jesienią
Wszystko ułożę od nowa, daj maszka
Terapia, psychotropowa kolacja
Konieczna w przypadku tym izolacja
Jebać proroka i policjanta
Liście spadają i kończy się czas, pow
Brzegi wylewają a w koło zaćmienie, uciekają bracie w las
Zegar słoneczny, na wózku nerwy, wybite zęby i rzeżuchy mach
Strzykawki i erki, nie pracują nerki
Kranówy dolewki, zapalił się gaz
Kończy się życie woda wylewa
Pod nogami szczury a za winklem cham
Apokalipsa, czas odrodzenia
Pomóż ziomkowi, póki szanse masz