Doradca by Kacper Nowak Lyrics
[Verse 1]
Wyglądam znów przez okno i odbija się świat szary
Sąsiad znów wynosi śmieci – chyba znowu mieli balet
Trochę dalej, bo za płotem, młoda grupa – młodzi gniewni
Plują na chodniki, gasząc pety , w swojej dzielni
A ja dalej sam w tym domu siedzę i dociekam słono
Może kumpel wpadnie z laską, pogadamy o ich związku
No bo o czym mogę gadać? O tym jak mi się tu żyje?
Dziś już chętnie pójdę spać, by nie myśleć tyle..
Lubię często patrzeć w zdjęcia, patrzeć jak to wszystko było;
Przywoływać dawne czasy.. często, gęsto, dumam szybko
„Gdybym tak nie zjebał, może pilibyśmy teraz wino?”
I wałkuję temat znowu, składam myśli jak domino..
Mam puste kiermany, praca nie jest czymś co lubię
Wolę z pasji się utrzymać – korporacje są już nudne
Czekam na dzień gdzie zapuka do mnie szansa, a nie chandra
„Po co czekać, lepiej szukać!” – no tak, życie mój „doradca”
[Ref]
Wchodzę znów do domu, wszystko ciągle takie „same”
Zakluczam szybko drzwi, ktoś mnie chyba śledzi stale..
Nie zważam na ten syf, no bo po co? To normalne
Miłości nie zamawiam to jest chore, niewerbalne..
Marne..
Prześmiewcze i banalne..
Serce bardziej czarne..
W wieczny sen zapadnę
Natchnienie stąd odeszło – moje serce chyba pękło
Czuję, że znów przejdę piekło - mózg pracuje w trybie „przeszłość”
[Verse 2]
Na kolację bułki z sala, gdzieś się butla wina wala
Kot już zrzucił dwa świeczniki, zburzył myśli – to jest standard
Słyszę głucho znów sąsiada – chyba znowu jakiś balet
Stały punkt programu - jeden pije, drugi „skacze”
Cest la vie sala..
Praca ciężka, wciąż Ci daje się we znaki, sążnie..
Korpo-cioty liżą szefom spodni zamki dobrze
„..premia i podwyżka..? Zadzwonimy na ten numer.”
Dajcie spokój, strzelę w głowę, bo gadacie bzdury..!
Mój umysł się przewraca jak łapsterdak pod spożywczym
Ciągle liczę te grosiwo, liczę, że znów łyknę wino
A kot znowu jak by miał atak padaczki..
Zrzuca z szafki metalowe ramki, z ewokacjami..
Nie kręciła mnie samotność, dalej pluję sobie w brodę..
..chociaż nie mam. Palę świecę, nie wygaszę tamtych wspomnień
No bo po co? Słońce świeci się bez końca..
W nocy jakby się świeciły dwa.. boli mnie głowa..
[Ref x2]
Wchodzę znów do domu, wszystko ciągle takie „same”
Zakluczam szybko drzwi, ktoś mnie chyba śledzi stale..
Nie zważam na ten syf, no bo po co? To normalne
Miłości nie zamawiam to jest chore, niewerbalne..
Marne..
Prześmiewcze i banalne..
Serce bardziej czarne..
W wieczny sen zapadnę
Natchnienie stąd odeszło – moje serce chyba pękło
Czuję, że znów przejdę piekło - mózg pracuje w trybie „przeszłość”
Wyglądam znów przez okno i odbija się świat szary
Sąsiad znów wynosi śmieci – chyba znowu mieli balet
Trochę dalej, bo za płotem, młoda grupa – młodzi gniewni
Plują na chodniki, gasząc pety , w swojej dzielni
A ja dalej sam w tym domu siedzę i dociekam słono
Może kumpel wpadnie z laską, pogadamy o ich związku
No bo o czym mogę gadać? O tym jak mi się tu żyje?
Dziś już chętnie pójdę spać, by nie myśleć tyle..
Lubię często patrzeć w zdjęcia, patrzeć jak to wszystko było;
Przywoływać dawne czasy.. często, gęsto, dumam szybko
„Gdybym tak nie zjebał, może pilibyśmy teraz wino?”
I wałkuję temat znowu, składam myśli jak domino..
Mam puste kiermany, praca nie jest czymś co lubię
Wolę z pasji się utrzymać – korporacje są już nudne
Czekam na dzień gdzie zapuka do mnie szansa, a nie chandra
„Po co czekać, lepiej szukać!” – no tak, życie mój „doradca”
[Ref]
Wchodzę znów do domu, wszystko ciągle takie „same”
Zakluczam szybko drzwi, ktoś mnie chyba śledzi stale..
Nie zważam na ten syf, no bo po co? To normalne
Miłości nie zamawiam to jest chore, niewerbalne..
Marne..
Prześmiewcze i banalne..
Serce bardziej czarne..
W wieczny sen zapadnę
Natchnienie stąd odeszło – moje serce chyba pękło
Czuję, że znów przejdę piekło - mózg pracuje w trybie „przeszłość”
[Verse 2]
Na kolację bułki z sala, gdzieś się butla wina wala
Kot już zrzucił dwa świeczniki, zburzył myśli – to jest standard
Słyszę głucho znów sąsiada – chyba znowu jakiś balet
Stały punkt programu - jeden pije, drugi „skacze”
Cest la vie sala..
Praca ciężka, wciąż Ci daje się we znaki, sążnie..
Korpo-cioty liżą szefom spodni zamki dobrze
„..premia i podwyżka..? Zadzwonimy na ten numer.”
Dajcie spokój, strzelę w głowę, bo gadacie bzdury..!
Mój umysł się przewraca jak łapsterdak pod spożywczym
Ciągle liczę te grosiwo, liczę, że znów łyknę wino
A kot znowu jak by miał atak padaczki..
Zrzuca z szafki metalowe ramki, z ewokacjami..
Nie kręciła mnie samotność, dalej pluję sobie w brodę..
..chociaż nie mam. Palę świecę, nie wygaszę tamtych wspomnień
No bo po co? Słońce świeci się bez końca..
W nocy jakby się świeciły dwa.. boli mnie głowa..
[Ref x2]
Wchodzę znów do domu, wszystko ciągle takie „same”
Zakluczam szybko drzwi, ktoś mnie chyba śledzi stale..
Nie zważam na ten syf, no bo po co? To normalne
Miłości nie zamawiam to jest chore, niewerbalne..
Marne..
Prześmiewcze i banalne..
Serce bardziej czarne..
W wieczny sen zapadnę
Natchnienie stąd odeszło – moje serce chyba pękło
Czuję, że znów przejdę piekło - mózg pracuje w trybie „przeszłość”