Pacyfika by KILASTY Lyrics
1.Nie widzieli we mnie gościa, który chce się wydostać
Widzą moje monstra, chcą mnie z nimi porwać
Nie widzą w źle dobra - ja widzę źle , dobra..
Ona taka mokra, to łzy, pot i klątwa
Chcą ode mnie więcej, niż chciałem, ja kiedyś dostać
I mówią nareszcie, kiedy myślą, że się poddam
Kiedy łapią kleszcze, to się wyrywam na spontan
Myślę o subiekcie, a miałem tu nie osiągać nic
A Ty skończ pierdolić, bo nie będziesz za mnie żył
To mój ból, mój krzyk, to mój gnój - bez reszty
Chcę się zadowolić, bo na plecach piekieł sznyt
Cierpki blues jak sny, a ty stój jak pieski
Widziałem ludzi tak podłych , że ciężko jest ich zranić
Widziałem ćpunów tak głodnych, co mieli godność za nic
Widziałem typów tak mądrych, co siebie zabijali
Widziałem ich w lustrze na piątym, mieli wiele twarzy
Ref
Sumuje nieszczęście, a widzę różnicę
Opisz tą materie, małym światem liter
Gdy myśli mordercze, pale pacyfikę
Jestem zwolennikiem, bycia przeciwnikiem x2
2.Inni lecą w tyrkę, ja wbijam za winkiel
Patrzą oczy przykre, jak miłość we mnie dziś stygnie
Nie żyje naiwnie, żyję chwilą - nim zniknie
To dla was jest dziwne, czemu od ramy odwykłem
Znów słyszę modlitwę, paląc sobie biblię
Mając szanse nikłe, grając w grę o kwit ten
Czym dziś są ambicje, w świecie kolorowych leków
Świat toczy zgniliznę, sprawdź od połowy przekrój
I nie widzę dalej sensu, rozwiązują me działania
Ślepnę od różu lateksu, kurew nie pozdrawiam
Jest tu tyle przeszkód, życie nie karzę skakać
Jak utniemy we dwóch, oddam cząstkę bólu świata
Czy to jest atrapa sztucznie kreowana?
Jak jej barwy nadać, gdy wszystko się skrapla?
Znowu w ciemność spadam, czekam tam na brata
Chciałem ją tam zabrać, lecz chciałbym za dużo naraz
Ref
Sumuje nieszczęście, a widzę różnicę
Opisz tą materie, małym światem liter
Gdy myśli mordercze, pale pacyfikę
Jestem zwolennikiem, bycia przeciwnikiem x2
Widzą moje monstra, chcą mnie z nimi porwać
Nie widzą w źle dobra - ja widzę źle , dobra..
Ona taka mokra, to łzy, pot i klątwa
Chcą ode mnie więcej, niż chciałem, ja kiedyś dostać
I mówią nareszcie, kiedy myślą, że się poddam
Kiedy łapią kleszcze, to się wyrywam na spontan
Myślę o subiekcie, a miałem tu nie osiągać nic
A Ty skończ pierdolić, bo nie będziesz za mnie żył
To mój ból, mój krzyk, to mój gnój - bez reszty
Chcę się zadowolić, bo na plecach piekieł sznyt
Cierpki blues jak sny, a ty stój jak pieski
Widziałem ludzi tak podłych , że ciężko jest ich zranić
Widziałem ćpunów tak głodnych, co mieli godność za nic
Widziałem typów tak mądrych, co siebie zabijali
Widziałem ich w lustrze na piątym, mieli wiele twarzy
Ref
Sumuje nieszczęście, a widzę różnicę
Opisz tą materie, małym światem liter
Gdy myśli mordercze, pale pacyfikę
Jestem zwolennikiem, bycia przeciwnikiem x2
2.Inni lecą w tyrkę, ja wbijam za winkiel
Patrzą oczy przykre, jak miłość we mnie dziś stygnie
Nie żyje naiwnie, żyję chwilą - nim zniknie
To dla was jest dziwne, czemu od ramy odwykłem
Znów słyszę modlitwę, paląc sobie biblię
Mając szanse nikłe, grając w grę o kwit ten
Czym dziś są ambicje, w świecie kolorowych leków
Świat toczy zgniliznę, sprawdź od połowy przekrój
I nie widzę dalej sensu, rozwiązują me działania
Ślepnę od różu lateksu, kurew nie pozdrawiam
Jest tu tyle przeszkód, życie nie karzę skakać
Jak utniemy we dwóch, oddam cząstkę bólu świata
Czy to jest atrapa sztucznie kreowana?
Jak jej barwy nadać, gdy wszystko się skrapla?
Znowu w ciemność spadam, czekam tam na brata
Chciałem ją tam zabrać, lecz chciałbym za dużo naraz
Ref
Sumuje nieszczęście, a widzę różnicę
Opisz tą materie, małym światem liter
Gdy myśli mordercze, pale pacyfikę
Jestem zwolennikiem, bycia przeciwnikiem x2