Jeden Junes by Junes Lyrics
[VERSE: 1]
W dobie ślepej miłości do Brukseli
Jestem coraz bardziej dumny z moich czeskich korzeni
Jestem antyunijny, liczę na ostracyzm
Bo moje poglądy podaję Wam na tacy
Moim idolem jest Reagan, a nie Barroso
Gdy nakazy Unii depczą władzę państwową
Poza Schengen nie widzę zalet wcale, ale
Muszę oglądać wciąż eurokabaret
Regulowany kształt banana, kolor mleka
Nakazy, ustawowa godność człowieka
Pozorna równość, afirmacja mniejszości
Ekolodzy, feministki, pedały i zomowcy
Transwestyci, konfidenci, imigranci
Komuniści, normalnych to trzeba zwalczyć
Katolików szczególnie, po co nam moralność?
Choć nie wierzę w Boga, to stoję na baczność
Stoję w obronie tego, co zbudowało nasz świat
I nie dam tego Eurochamom zabrać
Jestem Junes, daję bagnet na broń
I na otrzeźwienie kastet na skroń im
[HOOK:]
Jeden Junes istnieje na najlepszej scenie
Warszawskie podziemie rozpierdala brzmieniem
Sokołowskie korzenie - za to spalmy
Jeden Junes istnieje i jest unikalny
[VERSE: 2]
W rapie nie jest dużo lepiej przecież
Większość kurwy i frajerzy i bądź tu człowiekiem
Poziom spada niżej niż Dolny Śląsk
Granat odbezpieczony - pierdolnij go
Chcą brać hajs za featy, profity, kurwa
Już ciach bajera, że kupują beaty, kurwa
Hipokryci lub idioci - nie wszyscy
Ale skumasz kto jest leszczem bez charyzmy
Wygórowane marzenia - basen, dziwki za punche
Za taki rap to kutasem biją na klatce
Nie muszę mieć wersów kozak, mam szczerość
Treść żołądkowa jak Prozac dla ksero
Treść dookoła się chowa na dwuwersy
Gdzie pierwszy jest chujowy, a drugi śmieszny
Ale tak kiepski, że chce się płakać
Kumasz? To jest śmieszne, nie zabawne, żal na trackach
Koty biegają po dachach, blaszanych, gorących
Mają w sobie tyle spermy, że skończą w ciąży
Jestem Junes, daję bagnet na broń
I na otrzeźwienie kastet na skroń im
[HOOK:]
[VERSE 3:]
Jeden Junes, rozumiesz? Plus moi ludzie
To nie opcja, że ta płyta ujdzie w tłumie
Raczej tłumy się zbiorą, wezmą to do domów
I w rytm tych beatów rozpierdolą coś komuś
Nie wywyższam się, pochylam głowę nisko
Ale nazywam rzeczy po imieniu mówiąc "dziwko"
Mówiąc "idź stąd", mówiąc cokolwiek, co chcę
Uderzam do głowy jak sto kopnięć w mordę
Uderzam, to Blitzkrieg, choć z drugiej strony
To życie skończę z długiem, a ziomy
Stoją za mną elegancko na bitach, czy to rap, czy polityka
Ty, ja mam to, publika
Chce to kupić, oni patrzą na scenę
Bo mówię coś innego niż w "Faktach" na TVN-ie
Bo mówię coś trudnego, obrażam Brukselę
Bo nagrywam o tym tracki z Pjusem z 2cztery7
Mam bagaż doświadczeń i bagno w głowie
Tu nie liczy się jak składasz punche, a czy jesteś człowiek
Czy jesteś jeszcze sobą
Odrzucam zakłamanie, powodując dreszcze, no bo
Zakażą mnie w Unii - pierdolę to jak Pono
Jestem trudny i mam tego świadomość
Jestem Junes, daję bagnet na broń
I na otrzeźwienie kastet na skroń im
[HOOK:]
W dobie ślepej miłości do Brukseli
Jestem coraz bardziej dumny z moich czeskich korzeni
Jestem antyunijny, liczę na ostracyzm
Bo moje poglądy podaję Wam na tacy
Moim idolem jest Reagan, a nie Barroso
Gdy nakazy Unii depczą władzę państwową
Poza Schengen nie widzę zalet wcale, ale
Muszę oglądać wciąż eurokabaret
Regulowany kształt banana, kolor mleka
Nakazy, ustawowa godność człowieka
Pozorna równość, afirmacja mniejszości
Ekolodzy, feministki, pedały i zomowcy
Transwestyci, konfidenci, imigranci
Komuniści, normalnych to trzeba zwalczyć
Katolików szczególnie, po co nam moralność?
Choć nie wierzę w Boga, to stoję na baczność
Stoję w obronie tego, co zbudowało nasz świat
I nie dam tego Eurochamom zabrać
Jestem Junes, daję bagnet na broń
I na otrzeźwienie kastet na skroń im
[HOOK:]
Jeden Junes istnieje na najlepszej scenie
Warszawskie podziemie rozpierdala brzmieniem
Sokołowskie korzenie - za to spalmy
Jeden Junes istnieje i jest unikalny
[VERSE: 2]
W rapie nie jest dużo lepiej przecież
Większość kurwy i frajerzy i bądź tu człowiekiem
Poziom spada niżej niż Dolny Śląsk
Granat odbezpieczony - pierdolnij go
Chcą brać hajs za featy, profity, kurwa
Już ciach bajera, że kupują beaty, kurwa
Hipokryci lub idioci - nie wszyscy
Ale skumasz kto jest leszczem bez charyzmy
Wygórowane marzenia - basen, dziwki za punche
Za taki rap to kutasem biją na klatce
Nie muszę mieć wersów kozak, mam szczerość
Treść żołądkowa jak Prozac dla ksero
Treść dookoła się chowa na dwuwersy
Gdzie pierwszy jest chujowy, a drugi śmieszny
Ale tak kiepski, że chce się płakać
Kumasz? To jest śmieszne, nie zabawne, żal na trackach
Koty biegają po dachach, blaszanych, gorących
Mają w sobie tyle spermy, że skończą w ciąży
Jestem Junes, daję bagnet na broń
I na otrzeźwienie kastet na skroń im
[HOOK:]
[VERSE 3:]
Jeden Junes, rozumiesz? Plus moi ludzie
To nie opcja, że ta płyta ujdzie w tłumie
Raczej tłumy się zbiorą, wezmą to do domów
I w rytm tych beatów rozpierdolą coś komuś
Nie wywyższam się, pochylam głowę nisko
Ale nazywam rzeczy po imieniu mówiąc "dziwko"
Mówiąc "idź stąd", mówiąc cokolwiek, co chcę
Uderzam do głowy jak sto kopnięć w mordę
Uderzam, to Blitzkrieg, choć z drugiej strony
To życie skończę z długiem, a ziomy
Stoją za mną elegancko na bitach, czy to rap, czy polityka
Ty, ja mam to, publika
Chce to kupić, oni patrzą na scenę
Bo mówię coś innego niż w "Faktach" na TVN-ie
Bo mówię coś trudnego, obrażam Brukselę
Bo nagrywam o tym tracki z Pjusem z 2cztery7
Mam bagaż doświadczeń i bagno w głowie
Tu nie liczy się jak składasz punche, a czy jesteś człowiek
Czy jesteś jeszcze sobą
Odrzucam zakłamanie, powodując dreszcze, no bo
Zakażą mnie w Unii - pierdolę to jak Pono
Jestem trudny i mam tego świadomość
Jestem Junes, daję bagnet na broń
I na otrzeźwienie kastet na skroń im
[HOOK:]