Project Frighten by Gone_l6qi_9043 Lyrics
[Poetry 1]
Poczucie bycia niszczącym niszczy samo w sobie
Spoglądanie na te blizny jest małostkowe?
Cisza konformisty schylając głowę
Wspomaga by to co ma się ziścić wydało zdrowe
Ale dalej piętno na twych myślach
To co kusi żeby ego zlać i przystać
Po co ci to ego, przemoc da ci miszmasz
Kto ci wmówił że jakkolwiek cokolwiek istnieje?
Nie istnieją portal guny, nie istnieje cofacz czasu
Możesz se ustawić z tym na fejsie status
Wszyscy powoli tracimy siłę, z rapu
Wyciągnąłem to, że zapuścisz i bierzesz łapu capu
Ale to naprawdę nie ma sensu...
Dalej się go dopatrujesz, masz nadzieję?
Nie ma nic gorszego niż owocne zapatrzenie
Twoje osiągnięcia w rwaniu to wciąż bezcelowe darcie
Ryja o tym jak zrobiłeś sobie w pięknej mowie walkę
Z tym co miało ci dać szczęście a ewokuje depresję
A ludzie ze świata niżej będą wspomagać udrękę
Spytaj kogoś gdzie w tym wszystkim serce
Niekończąca się opowieść? spoiler: reszta jest milczeniem
A kolejność i numery to mit
Chociaż sacrum dałoby się tym tłumaczyć i git
A z tych przyziemnych to przyległ mi wstyd
Zamieniwszy trzysta trzydzieści na trzydzieści trzy
Teraz boli każdy ruch, bo wczuta poraz siódmy zje mnie
Chociaż zawsze będziem dążyć żeby było tu przyjemnie
Jesteśmy dalej zamknięci w metaforach
Potem szczyty naszych baniek gdzieś zanikną trochę ponad
Wszystko po to żeby wniknąć do neuronów
I zrobić im coś na wzór typów z łódzkiego pogotowia
Strach trzeba będzie zmodyfikować
Ażeby skończyć jak Edyp i porzucić los bez słowa
Taktyka jest prosta i nie do obejścia
By kreując zimno w sercach je zacząć umniejszać
I na poczuciu winy demolować ich bicie
Pytasz kto cię tak urządził? życie
Niewspółmierny target współgra z nieklarownym celem
Fortuna jest wciąż do ciebie zwrócona tak jeśli nie wiesz
Strach to jedyne co czuć wypada żyjąc
Ale to jeszcze zależy jak kto definiuje miłość
Ten paraliż, ta niemożność czegokolwiek?
Czy to źródło łez uraniających wspomnień?
Ten głód człowieka rozdzielonego przed cię
Złudnie redefiniowany jako szczęście...
Pierdolenie będzie wiecznie
Trwać w powyższym czterowersie
Można powiedzieć że jest nadzieja, ale po co kłamać
Zresztą po co mam się starać, gdy wypomnisz mi rymy czasownikowe i nie skumasz o co kaman
Beznadzieja wszystkich nas ocala
Od tryumfalnych przemyśleń i halunów o dolarach
Jakby z obrazu spoglądał józef stalin
I przypominał że towarzyszu to nie twoja skala
Ale można być pozytywem i szukać plusów
Liczba subów mówi za siebie tu raczej
Taki człowiek jest wymarły i został w bandzie dzikusów
Przemianowany bo ważne jest myślenie racjonalne
Kochanie wszystkiego to konformizm zwłaszcza
Że wszystko wokół jest efemeryczne #snapchat
Coś cię gubi jakby w haszczach
Gdy wszystkie patenty nagle są już przeruchane jak ten hashtag
Brzmi jak jakaś smutna bajka
Taka jest niestety prawda
Rehab? reset? zgrany duet, lecz oryginalność w tłumie to ciągle kradzione bity
Nie znasz momentu gdy w dół podejdą szczyty
A bez stosunku dostaniesz zaćmy od tych analityk
Brak nadziei, odludnienie, czy szpan
A przed jedyną osobą sztucznie wygrasz
A może całą resztę jest słuszne wygnać
Tylko jedna piękność i już możesz przystać
Oczekuję w swoim mroku dźwięku syren
By w tej zbiorowej mogile znaleźć się obok niej
I tak nigdy już nie poczuję że żyję
Bo to życie nie istniało, więc gdzie mam podłoże mieć?
Odpowiedzi są krzywdzące, kto ich słucha?
Ci co zamiast użyć lampy w mroku mówią lead my way?
Żarówka dogasa mi nad głową ale 2017 przyniesie jej tę
Energię na którą wszyscy czekamy i będziemy czuć się wyśmienicie
W wyobraźni uderzenie jest i smoki
To tak gwoli sprostowania źródła - jedyne na co czekam to i tak dotyk
Tu powinna cisza być a nie ma
Kolejny koniec świata to znowu ściema
A graffiti we wrocławiu dawało taką nadzieję
Młodzi wieszcze, czarodzieje, wasz świat też wciąż nie istnieje
Zmysły to opakowanie i okładka
Głębiej tracki bez masteru, płyta matka
Porównania rozumiane tylko w branży
I puzzle nadziei których źródłem jest podarta kartka
Skoro umarłaś ostatnia, to na placu boju musiała znaleźć się ta car bomba
Maszyna jest odpalona, project frighten to ta gra z ludzką postacią gdzie nabija się te komba
Starcie z rzeczywistością to mortal kombat, tylko poziom trudności jest randomowy
Walki ciągną się za sobą więc w każdej z tych kombinacji finalnie będzie słychać z pola walki tylko twój skowyt
Dokładnie tak będzie ziomal, choć nie warto spoufalać się z anonami tak mówię
Na czym komu tu zależy, tylko pary są odpowiedzią na to czy chociaż czubek
Tej góry niesie ze sobą jakiś sens, wniosek
Ale chyba za wcześnie bóg sobie poszedł
To chyba moja wina że w niego wątpię
Ale nie będę błogosławiony, za mało roztropnie
Prowadziłem to życie, jak coś na jeden strzał
Ale jaki jest warunek żeby ciebie chciał?
Chciałbym żebyś się znalazła w niebie jeśli istnieje, choc sam zapewne wyląduję w piekle
Będziesz miała tam prywatną kopię mnie i chociaż będę tęsknił nikt ci jej już nie zabierze
U mnie wszystko traci ordnung no a piękno się ulatnia tak z wszystkiego oprócz ciebie
Chcialbym ci powiedzieć "dziękuję że jesteś" póki jesteś na ziemi, ponieważ jesteś
Tylko przez mgłę już dostrzegam ład, nasze morze wad pokazuje ważną wiadomość
Sens wydaje się przyziemny tak jak bas, choć że nie ma go już to wiadomo
Może zza ekranu mają lepsze audio, a ciągłe przestery to ten poziom szacunku od góry
Ale kto powiedział że góra istnieje, nikt naprawdę nie wie, a filozofia wżdy brzmi jak bzdury
Pomimo tego to straszy, nie chwilowo, ale sen jest niemożliwy, choć nie jestem wacem to ja
I to że to ja to jest moje przekleństwo, może będzie się to dało schować
W końcu wszyscy pragniemy tak zakończenia
A szczególnie jak ma nastąpić ta forma
Po życiu nie będzie cię przy mnie a szkoda
Więc chodźmy, by korzystać z czasu, hold my hand
[Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]
Poczucie bycia niszczącym niszczy samo w sobie
Spoglądanie na te blizny jest małostkowe?
Cisza konformisty schylając głowę
Wspomaga by to co ma się ziścić wydało zdrowe
Ale dalej piętno na twych myślach
To co kusi żeby ego zlać i przystać
Po co ci to ego, przemoc da ci miszmasz
Kto ci wmówił że jakkolwiek cokolwiek istnieje?
Nie istnieją portal guny, nie istnieje cofacz czasu
Możesz se ustawić z tym na fejsie status
Wszyscy powoli tracimy siłę, z rapu
Wyciągnąłem to, że zapuścisz i bierzesz łapu capu
Ale to naprawdę nie ma sensu...
Dalej się go dopatrujesz, masz nadzieję?
Nie ma nic gorszego niż owocne zapatrzenie
Twoje osiągnięcia w rwaniu to wciąż bezcelowe darcie
Ryja o tym jak zrobiłeś sobie w pięknej mowie walkę
Z tym co miało ci dać szczęście a ewokuje depresję
A ludzie ze świata niżej będą wspomagać udrękę
Spytaj kogoś gdzie w tym wszystkim serce
Niekończąca się opowieść? spoiler: reszta jest milczeniem
A kolejność i numery to mit
Chociaż sacrum dałoby się tym tłumaczyć i git
A z tych przyziemnych to przyległ mi wstyd
Zamieniwszy trzysta trzydzieści na trzydzieści trzy
Teraz boli każdy ruch, bo wczuta poraz siódmy zje mnie
Chociaż zawsze będziem dążyć żeby było tu przyjemnie
Jesteśmy dalej zamknięci w metaforach
Potem szczyty naszych baniek gdzieś zanikną trochę ponad
Wszystko po to żeby wniknąć do neuronów
I zrobić im coś na wzór typów z łódzkiego pogotowia
Strach trzeba będzie zmodyfikować
Ażeby skończyć jak Edyp i porzucić los bez słowa
Taktyka jest prosta i nie do obejścia
By kreując zimno w sercach je zacząć umniejszać
I na poczuciu winy demolować ich bicie
Pytasz kto cię tak urządził? życie
Niewspółmierny target współgra z nieklarownym celem
Fortuna jest wciąż do ciebie zwrócona tak jeśli nie wiesz
Strach to jedyne co czuć wypada żyjąc
Ale to jeszcze zależy jak kto definiuje miłość
Ten paraliż, ta niemożność czegokolwiek?
Czy to źródło łez uraniających wspomnień?
Ten głód człowieka rozdzielonego przed cię
Złudnie redefiniowany jako szczęście...
Pierdolenie będzie wiecznie
Trwać w powyższym czterowersie
Można powiedzieć że jest nadzieja, ale po co kłamać
Zresztą po co mam się starać, gdy wypomnisz mi rymy czasownikowe i nie skumasz o co kaman
Beznadzieja wszystkich nas ocala
Od tryumfalnych przemyśleń i halunów o dolarach
Jakby z obrazu spoglądał józef stalin
I przypominał że towarzyszu to nie twoja skala
Ale można być pozytywem i szukać plusów
Liczba subów mówi za siebie tu raczej
Taki człowiek jest wymarły i został w bandzie dzikusów
Przemianowany bo ważne jest myślenie racjonalne
Kochanie wszystkiego to konformizm zwłaszcza
Że wszystko wokół jest efemeryczne #snapchat
Coś cię gubi jakby w haszczach
Gdy wszystkie patenty nagle są już przeruchane jak ten hashtag
Brzmi jak jakaś smutna bajka
Taka jest niestety prawda
Rehab? reset? zgrany duet, lecz oryginalność w tłumie to ciągle kradzione bity
Nie znasz momentu gdy w dół podejdą szczyty
A bez stosunku dostaniesz zaćmy od tych analityk
Brak nadziei, odludnienie, czy szpan
A przed jedyną osobą sztucznie wygrasz
A może całą resztę jest słuszne wygnać
Tylko jedna piękność i już możesz przystać
Oczekuję w swoim mroku dźwięku syren
By w tej zbiorowej mogile znaleźć się obok niej
I tak nigdy już nie poczuję że żyję
Bo to życie nie istniało, więc gdzie mam podłoże mieć?
Odpowiedzi są krzywdzące, kto ich słucha?
Ci co zamiast użyć lampy w mroku mówią lead my way?
Żarówka dogasa mi nad głową ale 2017 przyniesie jej tę
Energię na którą wszyscy czekamy i będziemy czuć się wyśmienicie
W wyobraźni uderzenie jest i smoki
To tak gwoli sprostowania źródła - jedyne na co czekam to i tak dotyk
Tu powinna cisza być a nie ma
Kolejny koniec świata to znowu ściema
A graffiti we wrocławiu dawało taką nadzieję
Młodzi wieszcze, czarodzieje, wasz świat też wciąż nie istnieje
Zmysły to opakowanie i okładka
Głębiej tracki bez masteru, płyta matka
Porównania rozumiane tylko w branży
I puzzle nadziei których źródłem jest podarta kartka
Skoro umarłaś ostatnia, to na placu boju musiała znaleźć się ta car bomba
Maszyna jest odpalona, project frighten to ta gra z ludzką postacią gdzie nabija się te komba
Starcie z rzeczywistością to mortal kombat, tylko poziom trudności jest randomowy
Walki ciągną się za sobą więc w każdej z tych kombinacji finalnie będzie słychać z pola walki tylko twój skowyt
Dokładnie tak będzie ziomal, choć nie warto spoufalać się z anonami tak mówię
Na czym komu tu zależy, tylko pary są odpowiedzią na to czy chociaż czubek
Tej góry niesie ze sobą jakiś sens, wniosek
Ale chyba za wcześnie bóg sobie poszedł
To chyba moja wina że w niego wątpię
Ale nie będę błogosławiony, za mało roztropnie
Prowadziłem to życie, jak coś na jeden strzał
Ale jaki jest warunek żeby ciebie chciał?
Chciałbym żebyś się znalazła w niebie jeśli istnieje, choc sam zapewne wyląduję w piekle
Będziesz miała tam prywatną kopię mnie i chociaż będę tęsknił nikt ci jej już nie zabierze
U mnie wszystko traci ordnung no a piękno się ulatnia tak z wszystkiego oprócz ciebie
Chcialbym ci powiedzieć "dziękuję że jesteś" póki jesteś na ziemi, ponieważ jesteś
Tylko przez mgłę już dostrzegam ład, nasze morze wad pokazuje ważną wiadomość
Sens wydaje się przyziemny tak jak bas, choć że nie ma go już to wiadomo
Może zza ekranu mają lepsze audio, a ciągłe przestery to ten poziom szacunku od góry
Ale kto powiedział że góra istnieje, nikt naprawdę nie wie, a filozofia wżdy brzmi jak bzdury
Pomimo tego to straszy, nie chwilowo, ale sen jest niemożliwy, choć nie jestem wacem to ja
I to że to ja to jest moje przekleństwo, może będzie się to dało schować
W końcu wszyscy pragniemy tak zakończenia
A szczególnie jak ma nastąpić ta forma
Po życiu nie będzie cię przy mnie a szkoda
Więc chodźmy, by korzystać z czasu, hold my hand
[Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]