Za Starzy Na Rimbauda by Evenings. (PL) Lyrics
zwykle 24, czasem 21.
ej... to co kiedyś uznawałem za wadę? to teraz mój charakter
mam déja vu, bo kiedyś jak i dziś - ludzka iluzja
częściej obcinam w koszuli rękawy niż jakąś nadzieję, kumasz fruźka?
kartę burzę, na której stał ten dom
walkę wznoszę, "again sail with my folks"
tom to kolejny, z oznakowaniem - lecz bez świateł
jak się wyryć - to na cegły, w mieście krzyku
walizki muszę rozpakować, to je przynoszę, wryj to sobie do pamięci
z zakurzonych styków synergiczny speed-ball, tańczę na stopie
ej... nikt nie musi być pierwszy, ani następny
będą zakręty, ale wolę, by nie straciły na wartości moje puenty
nic
się o nic już nie wkurwiam, popełniłem wiele błędów
to tylko rozliczanie czynów sprzed lat kilku
nawet jak sam w tym trwam - bo nie widzę się z nikim tak jak ze sobą sam
twarzą w twarz, przemierzam świat - którym jestem sam, oraz
twarzą w twarz, przemierzam świat - którym jestem sam, oraz
w którym jestem sam. wszystko i nic nabiera znaczenie większe, niż 'żyć'
świat platońskich idei nie patrzy na złożoność, jak ten głupek
zatem rzucam freestylem, po wylewie szoruję podłogi gdzieś w klubie
trochę się poprawiło, oby mieli mnie pod koniec za coś więcej niż za przegrywa
ale to na zawsze - nie chwilowa wizerunkowa inicjatywa
tempo w tym mam takie, że zasypiam we windach.
oczywiście, że kłamałem. zapytasz - co tam u mnie?
u mnie? jak zawsze - próbuję od siebie z wolna jak dym uciec
życie mnie torturuje bo dostałem świadomość, myślałem- relanium albo tramal
nie ma szans, za dużo na chodzie się staram, takie połączenia mi spalą beret
a zakończyć to? w swoim czasie, Sen o Śmierci, jak Schopenhauer + Niemen.
jedyny trap jaki szanuję to ten fanerozoiczny
oby spotkało nas znów to samo na ewolucji linii - stosunek mam do niej platoniczny
takie typowe dywagacje nocne, są zawsze gdy jest mnie dwóch
znów z pustki walę pięścią w pełen spędzonych godzin stół
jakbym wymieniał cechy których nie mam - behawioryzm mi nie siadł
mogę łamać ręce - nie wstanę już
jest dobrze, gdy ledwo przeciętnie - to zbyt proste, pięć po szóstej
dorośnij.
pętla na szyi, postmordęga, najlepszego kumpla mam w lustrze
tamci przyszli, macie nowy świat, w pięknych witrażach i
ukochanej w presupozycji oznajmiającej:
"to jest nudne i ohydne dla mnie, na ten czas przynajmniej"
po co tu byli? więc sobie mękę zostawię, czyli ból
taki ze mnie chuj, w niego zawiść form - cesarzowi co cesarskie, obojętne
wbijam w to forum, mam swój Mariot i Fermiego, tętno opuszcza pętle
widzę siebie za 6/7+, tnę wertykalnie
piekła wrota, aby przebić spętane zbroje ról, w tempo odgłosu nowych żeś wlazła
tako rzecze Zaratustra - biegnij, przez kryształy włócznia światła prostopadła
znowu nie wiem jak zamknąć zwrotkę - jak wstanę - nie patrz za siebie
port razi ogniem, z pogranicza snu i jawy - jak wstanę - przenośnia w glebę
nie mam absolutnie ci nic za złe - tylko sobie,
wiem wiem, moje problemy znaczą nic
oglądałem i czytałem regularnie ten getaway Tumblr.
oglądałem i czytałem regularnie ten getaway Tumblr.
oglądałem i czytałem regularnie ten getaway Tumblr.
tam zdrowie szargam
nie o sobie mam pisać - to o kim?
mamy zimę, to był zimny tydzień, a przecież sekunda - to u mnie godziny w przenośni
pragmatyzm przyklejam czarną śliną na kartkach - stwarza to szatan
gdyby kwiat zła - stał się religią świata?
relatywnie - zabrakłoby nam kurzu na tle światła.
JESTEM MENTALNIE ZA STARY NA WIERSZE PIERDOLONEGO RIMBAUDA.
ej... to co kiedyś uznawałem za wadę? to teraz mój charakter
mam déja vu, bo kiedyś jak i dziś - ludzka iluzja
częściej obcinam w koszuli rękawy niż jakąś nadzieję, kumasz fruźka?
kartę burzę, na której stał ten dom
walkę wznoszę, "again sail with my folks"
tom to kolejny, z oznakowaniem - lecz bez świateł
jak się wyryć - to na cegły, w mieście krzyku
walizki muszę rozpakować, to je przynoszę, wryj to sobie do pamięci
z zakurzonych styków synergiczny speed-ball, tańczę na stopie
ej... nikt nie musi być pierwszy, ani następny
będą zakręty, ale wolę, by nie straciły na wartości moje puenty
nic
się o nic już nie wkurwiam, popełniłem wiele błędów
to tylko rozliczanie czynów sprzed lat kilku
nawet jak sam w tym trwam - bo nie widzę się z nikim tak jak ze sobą sam
twarzą w twarz, przemierzam świat - którym jestem sam, oraz
twarzą w twarz, przemierzam świat - którym jestem sam, oraz
w którym jestem sam. wszystko i nic nabiera znaczenie większe, niż 'żyć'
świat platońskich idei nie patrzy na złożoność, jak ten głupek
zatem rzucam freestylem, po wylewie szoruję podłogi gdzieś w klubie
trochę się poprawiło, oby mieli mnie pod koniec za coś więcej niż za przegrywa
ale to na zawsze - nie chwilowa wizerunkowa inicjatywa
tempo w tym mam takie, że zasypiam we windach.
oczywiście, że kłamałem. zapytasz - co tam u mnie?
u mnie? jak zawsze - próbuję od siebie z wolna jak dym uciec
życie mnie torturuje bo dostałem świadomość, myślałem- relanium albo tramal
nie ma szans, za dużo na chodzie się staram, takie połączenia mi spalą beret
a zakończyć to? w swoim czasie, Sen o Śmierci, jak Schopenhauer + Niemen.
jedyny trap jaki szanuję to ten fanerozoiczny
oby spotkało nas znów to samo na ewolucji linii - stosunek mam do niej platoniczny
takie typowe dywagacje nocne, są zawsze gdy jest mnie dwóch
znów z pustki walę pięścią w pełen spędzonych godzin stół
jakbym wymieniał cechy których nie mam - behawioryzm mi nie siadł
mogę łamać ręce - nie wstanę już
jest dobrze, gdy ledwo przeciętnie - to zbyt proste, pięć po szóstej
dorośnij.
pętla na szyi, postmordęga, najlepszego kumpla mam w lustrze
tamci przyszli, macie nowy świat, w pięknych witrażach i
ukochanej w presupozycji oznajmiającej:
"to jest nudne i ohydne dla mnie, na ten czas przynajmniej"
po co tu byli? więc sobie mękę zostawię, czyli ból
taki ze mnie chuj, w niego zawiść form - cesarzowi co cesarskie, obojętne
wbijam w to forum, mam swój Mariot i Fermiego, tętno opuszcza pętle
widzę siebie za 6/7+, tnę wertykalnie
piekła wrota, aby przebić spętane zbroje ról, w tempo odgłosu nowych żeś wlazła
tako rzecze Zaratustra - biegnij, przez kryształy włócznia światła prostopadła
znowu nie wiem jak zamknąć zwrotkę - jak wstanę - nie patrz za siebie
port razi ogniem, z pogranicza snu i jawy - jak wstanę - przenośnia w glebę
nie mam absolutnie ci nic za złe - tylko sobie,
wiem wiem, moje problemy znaczą nic
oglądałem i czytałem regularnie ten getaway Tumblr.
oglądałem i czytałem regularnie ten getaway Tumblr.
oglądałem i czytałem regularnie ten getaway Tumblr.
tam zdrowie szargam
nie o sobie mam pisać - to o kim?
mamy zimę, to był zimny tydzień, a przecież sekunda - to u mnie godziny w przenośni
pragmatyzm przyklejam czarną śliną na kartkach - stwarza to szatan
gdyby kwiat zła - stał się religią świata?
relatywnie - zabrakłoby nam kurzu na tle światła.
JESTEM MENTALNIE ZA STARY NA WIERSZE PIERDOLONEGO RIMBAUDA.