Schody Sprytu Dzień 742 by Evenings. (PL) Lyrics
mam boga tam gdzie Ronin pana
jeśli też zrobiłeś z niego ofiarę dla psychiki..
mamy w końcu o czym gadać
tło dla świata on sam zagra mi na harfach
możesz słuchać lub zawracać
(donikąd, jak Raskolnikow)
ergo nadal - jedyne co na koniec masz w zamian
to taka przykra w wydaniu Yamamoto
Zbrodnia i Kara.
próbowałem sobie przypomnieć
zapomniane symbole
żadnym trzecim okiem - zwykłym krokiem literackim..
wiążę swoje nitki
w poszukiwaniu pustki, braku odczuwania presji
co raz dalej od mekki
co raz dalej od anonimowej śmierci
w lepszej siebie wersji
ta, jasne, chciałbym tak myśleć
odzwierciedlam siebie jak Beksiński całym życiem
pośród luster złożonych z milczących dni i liter
sensem jest samo poszukiwanie? - planetami gram w krykiet
by na rzecz skali uniepełnosprawniać i prawić co czarne a co białe
bezbarwna plama rozciąga się i zużywa - jak w gazie zakuwam plazmę
wstaję rano i zalewam kawę, następnie przeistaczam constans w blokach
taki kontrast - sinusoidalnie ponakładane wersje siebie na różnych poziomach
nic ująć, jeszcze więcej negatywnych cech dodać
gdy to lepię - stąpam po perfekcyjnych labiryntu mostach
a gdy trzeba się odezwać - milczę jak dustry, ewentualnie kąsam po kątach
na kolanach to spisuję i kontynuuję drogę starego duchem kota po snach i anaforach.
wszystko co potrafię ująć - zawsze łapię w lot po fakcie
wszystko po fakcie w lot łapię, ująć co?
wiedza nie uczy myśleć
a bez budowania wiedzy intelekt wyparuje z czasem i zniknie
jak gaz w metaforycznej zapalniczce
najgorzej być wydmuszką - pod wpływem sławy zadziała efekt aureoli
doceń, sadź i pielęgnuj - bo na start dostałeś fory
często myślę że nie, pustynia jak Queens of the Stone Age
a tym co operuję? to przy twoich willach squaty
może czasem lekkie scream jak Milczmen, wszedłem do siebie
otwierają rany rozwarte kąty - żeby nigdy więcej nie wyjść.. z siebie
mogą jebać się ziomki, gdy wertuję uwertury
oni rąbią drwa na swe trumny i słyszą 'dorośnij'
podmioty nie wiedzą - próbując do nich mówić to takie.. ostatnie tchnienie przed rzeź
krążę pod nagim słońcem jak sępy Cartera, co na glebie widzę chyba wiesz
zawsze tylko patrzyłem
nie podejdę - nie powiem.
(to kolejny mój przypadek, gdy proste dwa słowa zmieniają się w nieustające paranoje)
niech zeżre mnie ciekawość
nie chcę żywić nienawiści
błąkam się jak debil, przelewa się woda w snach
jestem sam, bliscy? końca co najwyżej
nie ludzie - mewy, hieny, losowy bełkot
gdzie to zaszło?
wszystko po fakcie w lot łapię, ująć co?
ująć co? ująć.. co?
zacznijmy od końca.
tylko.. skończmy przed tym prawdziwym.
jeśli też zrobiłeś z niego ofiarę dla psychiki..
mamy w końcu o czym gadać
tło dla świata on sam zagra mi na harfach
możesz słuchać lub zawracać
(donikąd, jak Raskolnikow)
ergo nadal - jedyne co na koniec masz w zamian
to taka przykra w wydaniu Yamamoto
Zbrodnia i Kara.
próbowałem sobie przypomnieć
zapomniane symbole
żadnym trzecim okiem - zwykłym krokiem literackim..
wiążę swoje nitki
w poszukiwaniu pustki, braku odczuwania presji
co raz dalej od mekki
co raz dalej od anonimowej śmierci
w lepszej siebie wersji
ta, jasne, chciałbym tak myśleć
odzwierciedlam siebie jak Beksiński całym życiem
pośród luster złożonych z milczących dni i liter
sensem jest samo poszukiwanie? - planetami gram w krykiet
by na rzecz skali uniepełnosprawniać i prawić co czarne a co białe
bezbarwna plama rozciąga się i zużywa - jak w gazie zakuwam plazmę
wstaję rano i zalewam kawę, następnie przeistaczam constans w blokach
taki kontrast - sinusoidalnie ponakładane wersje siebie na różnych poziomach
nic ująć, jeszcze więcej negatywnych cech dodać
gdy to lepię - stąpam po perfekcyjnych labiryntu mostach
a gdy trzeba się odezwać - milczę jak dustry, ewentualnie kąsam po kątach
na kolanach to spisuję i kontynuuję drogę starego duchem kota po snach i anaforach.
wszystko co potrafię ująć - zawsze łapię w lot po fakcie
wszystko po fakcie w lot łapię, ująć co?
wiedza nie uczy myśleć
a bez budowania wiedzy intelekt wyparuje z czasem i zniknie
jak gaz w metaforycznej zapalniczce
najgorzej być wydmuszką - pod wpływem sławy zadziała efekt aureoli
doceń, sadź i pielęgnuj - bo na start dostałeś fory
często myślę że nie, pustynia jak Queens of the Stone Age
a tym co operuję? to przy twoich willach squaty
może czasem lekkie scream jak Milczmen, wszedłem do siebie
otwierają rany rozwarte kąty - żeby nigdy więcej nie wyjść.. z siebie
mogą jebać się ziomki, gdy wertuję uwertury
oni rąbią drwa na swe trumny i słyszą 'dorośnij'
podmioty nie wiedzą - próbując do nich mówić to takie.. ostatnie tchnienie przed rzeź
krążę pod nagim słońcem jak sępy Cartera, co na glebie widzę chyba wiesz
zawsze tylko patrzyłem
nie podejdę - nie powiem.
(to kolejny mój przypadek, gdy proste dwa słowa zmieniają się w nieustające paranoje)
niech zeżre mnie ciekawość
nie chcę żywić nienawiści
błąkam się jak debil, przelewa się woda w snach
jestem sam, bliscy? końca co najwyżej
nie ludzie - mewy, hieny, losowy bełkot
gdzie to zaszło?
wszystko po fakcie w lot łapię, ująć co?
ująć co? ująć.. co?
zacznijmy od końca.
tylko.. skończmy przed tym prawdziwym.