Nakaz Likwidacji Dzień 22 by Evenings. (PL) Lyrics
fałszywy ja powiedział - "jesteś podróbką"
przytaknąłem dodając:
"tylko ta anonimowa maska kopii mi pomoże przeżyć jutro"
muszę wyjść
lepiej daj znać - jak będziesz chciał zatrzymać świat
nie ma mnie tam
już za dużo nagromadzonych wad, wypluwają nas związki
nie sądzisz? tylko pamiętaj
nie pomnożysz przez zero, nie otrzymasz drugiego 'nic'
smutno czasem jak widzisz takie samo stado
zauważasz ponad nimi coś czego nie dostrzegają
otrzymujesz trzecie 'nic', w bibliotece męczący slalom
kolejne tygodnie bicia głową w ścianę się urywają jak w telefonach
szukasz odpowiedzi a słyszysz tylko: "halo?" "halo?" "halo?"
czym niby jest Chemiczny Ogród? czym jest Wyspa Niedźwiedzi?
na twarzy blado, przed oczami niezbyt jasno
"no siedzi debil, już godzinę jedenastą, raczej nic nie wymyśli"
barwne krainy na żółtych od starości kartach
niby masz jakieś tam postanowienia ale daleko im do Magna
upływa dwunasta, potem piętnasta
i tak dalej.. i tak dalej.. i tak dalej..
zanim cokolwiek określisz - zapytaj Bertranda Russella.
gdy się budzę - wciąż spadam
w windzie, laboratorium, samochodzie, domu
w odmiennych świadomości stanach
Christophera Nolana
zachowana kolejność
ogół przewidywalny przez lance-walking
nadal
to nie tak, że smutek stał się moją religią
tylko w świecie braku antynomii przeliczając go na ilość
odczuwam wyczerpanie tak zachowawczo żyjąc.
tak zachowawczo żyjąc.
wywlokłem z podświadomości do Świadomości coś..
coś co powinno pozostać w pierwszym stanie
przez to aktualnie moje bycie ma nieco ciemniejszą barwę
może przez ilość książek, może przez kawę
i następną kawę
i następną kawę
w następstwie odczuwam ten tytułowy..
życie mam gorzkie, więc barman - zapodaj podwójną na lodzie
a to nie, że nie ma sensu - nie omieszkam również orzec
co masz z niego przy finiszu?
wyżebrany majątek na głodzie dla kolejnych pokoleń?
podróżując po ulicach przez odrzucenie w społeczeństwie
i stojąc w jego cieniu
wśród tych upalnych nocy, ze świetlikami na ramieniu
(tym z okna na fabrykę)
czułem się jak Bukowski - wracający z balu absolwentów
rocznik trzydziesty dziewiąty.
dziś wiążę wszystko sam, nieco brakuje tu forsy
z ćmą barową bardzo często mamy dosyć
ale kładąc się do snu nie wrzucam sobie
że kokosy same spadną, a miód sam spłynie
wstając co rano zaklinam teraźniejszość
co nie zmienia faktu - że pracę oddaję w terminie
nie narzekam, a jedynie się zwierzam
z nieco syzyfowych robót zwykłego człowieka
to mnie nachodzi, gdy chilluję gdzieś pod koniec - mam co zwlekać
tylko ja i wirujący kurz w odbiciu słońca - jakbym miał się żegnać
kończę ten dzień, to tylko jeden z kolejnego tysiąca
chyba mam gdzieś dla was wszystkich ten frazes lecący: "sorry"
i tak jak na Muzyce Przegranej
nie poczujesz brakującego bodźca, spadam jak meteoryt od teraz
zanim cokolwiek umyjesz - zapytaj Zygmunta Chajzera.
prawdziwy ja powiedział - "jesteś podróbką"
nie chciałem go żegnać z powszednim - i nie pytałem czego
wiem, że byłby to trud na próżno
odpulam twojego trzeciego siebie, gdy robisz aikido z wątrobą i trzustką
odstaw cały syf stopniowo - jak ci tak we łbie jebie
w roku tym oraz w poprzednim
sam sobie pizgam Boże Narodzenie - i jest względnie.
idąc przez burzę śnieżną, wróć, tę z piasku
doświadczam czegoś jakby kserostomia i świst snu na karku
a zmienić może to tylko ktoś z zewnątrz
biorąc mnie pod rękę, nadal w swoje idąc
to wszystko:
co robiłem, co robię
to manifest z wytycznymi - jak nie nabrać wody w usta
przeciwnie do nurtu płynąc
powiedzą że "przecież tak dobre życie miał frustrat"
szkoda
że tak ciężko być podążającą wpław rybą
gorzej gdy substancją bazową jest żal, ból i sztuczna miłość
30 kluczy, niby coś pod ręką ale nie wiesz czy warto próbować zrozumieć czy to to? w sumie.. może być jeszcze z kilkaset takich podobnych możliwości to, jak rzucać monetę w otchłań i prosić o rybkę co wszystko spełnia, chociaż teoretycznie może mnie to czegoś nauczy, gdzieś tam miałem znajomości znowu zasypiam, widzę drzewa i jeziora - jestem sam w tłumie, w uszach falset schemat się powtarza i zapętla, puszczony od tyłu nieco zniekształcony obraz przed oczami w Drzewie drzwiii..
łapię szary okaz i powtarzam się razem z nimmm..
milion takich samych pigułek topi się w tysiącu różnych szklanek
przemoczone buty, kurz wiruje całymi godzinami nim opadnie
przytaknąłem dodając:
"tylko ta anonimowa maska kopii mi pomoże przeżyć jutro"
muszę wyjść
lepiej daj znać - jak będziesz chciał zatrzymać świat
nie ma mnie tam
już za dużo nagromadzonych wad, wypluwają nas związki
nie sądzisz? tylko pamiętaj
nie pomnożysz przez zero, nie otrzymasz drugiego 'nic'
smutno czasem jak widzisz takie samo stado
zauważasz ponad nimi coś czego nie dostrzegają
otrzymujesz trzecie 'nic', w bibliotece męczący slalom
kolejne tygodnie bicia głową w ścianę się urywają jak w telefonach
szukasz odpowiedzi a słyszysz tylko: "halo?" "halo?" "halo?"
czym niby jest Chemiczny Ogród? czym jest Wyspa Niedźwiedzi?
na twarzy blado, przed oczami niezbyt jasno
"no siedzi debil, już godzinę jedenastą, raczej nic nie wymyśli"
barwne krainy na żółtych od starości kartach
niby masz jakieś tam postanowienia ale daleko im do Magna
upływa dwunasta, potem piętnasta
i tak dalej.. i tak dalej.. i tak dalej..
zanim cokolwiek określisz - zapytaj Bertranda Russella.
gdy się budzę - wciąż spadam
w windzie, laboratorium, samochodzie, domu
w odmiennych świadomości stanach
Christophera Nolana
zachowana kolejność
ogół przewidywalny przez lance-walking
nadal
to nie tak, że smutek stał się moją religią
tylko w świecie braku antynomii przeliczając go na ilość
odczuwam wyczerpanie tak zachowawczo żyjąc.
tak zachowawczo żyjąc.
wywlokłem z podświadomości do Świadomości coś..
coś co powinno pozostać w pierwszym stanie
przez to aktualnie moje bycie ma nieco ciemniejszą barwę
może przez ilość książek, może przez kawę
i następną kawę
i następną kawę
w następstwie odczuwam ten tytułowy..
życie mam gorzkie, więc barman - zapodaj podwójną na lodzie
a to nie, że nie ma sensu - nie omieszkam również orzec
co masz z niego przy finiszu?
wyżebrany majątek na głodzie dla kolejnych pokoleń?
podróżując po ulicach przez odrzucenie w społeczeństwie
i stojąc w jego cieniu
wśród tych upalnych nocy, ze świetlikami na ramieniu
(tym z okna na fabrykę)
czułem się jak Bukowski - wracający z balu absolwentów
rocznik trzydziesty dziewiąty.
dziś wiążę wszystko sam, nieco brakuje tu forsy
z ćmą barową bardzo często mamy dosyć
ale kładąc się do snu nie wrzucam sobie
że kokosy same spadną, a miód sam spłynie
wstając co rano zaklinam teraźniejszość
co nie zmienia faktu - że pracę oddaję w terminie
nie narzekam, a jedynie się zwierzam
z nieco syzyfowych robót zwykłego człowieka
to mnie nachodzi, gdy chilluję gdzieś pod koniec - mam co zwlekać
tylko ja i wirujący kurz w odbiciu słońca - jakbym miał się żegnać
kończę ten dzień, to tylko jeden z kolejnego tysiąca
chyba mam gdzieś dla was wszystkich ten frazes lecący: "sorry"
i tak jak na Muzyce Przegranej
nie poczujesz brakującego bodźca, spadam jak meteoryt od teraz
zanim cokolwiek umyjesz - zapytaj Zygmunta Chajzera.
prawdziwy ja powiedział - "jesteś podróbką"
nie chciałem go żegnać z powszednim - i nie pytałem czego
wiem, że byłby to trud na próżno
odpulam twojego trzeciego siebie, gdy robisz aikido z wątrobą i trzustką
odstaw cały syf stopniowo - jak ci tak we łbie jebie
w roku tym oraz w poprzednim
sam sobie pizgam Boże Narodzenie - i jest względnie.
idąc przez burzę śnieżną, wróć, tę z piasku
doświadczam czegoś jakby kserostomia i świst snu na karku
a zmienić może to tylko ktoś z zewnątrz
biorąc mnie pod rękę, nadal w swoje idąc
to wszystko:
co robiłem, co robię
to manifest z wytycznymi - jak nie nabrać wody w usta
przeciwnie do nurtu płynąc
powiedzą że "przecież tak dobre życie miał frustrat"
szkoda
że tak ciężko być podążającą wpław rybą
gorzej gdy substancją bazową jest żal, ból i sztuczna miłość
30 kluczy, niby coś pod ręką ale nie wiesz czy warto próbować zrozumieć czy to to? w sumie.. może być jeszcze z kilkaset takich podobnych możliwości to, jak rzucać monetę w otchłań i prosić o rybkę co wszystko spełnia, chociaż teoretycznie może mnie to czegoś nauczy, gdzieś tam miałem znajomości znowu zasypiam, widzę drzewa i jeziora - jestem sam w tłumie, w uszach falset schemat się powtarza i zapętla, puszczony od tyłu nieco zniekształcony obraz przed oczami w Drzewie drzwiii..
łapię szary okaz i powtarzam się razem z nimmm..
milion takich samych pigułek topi się w tysiącu różnych szklanek
przemoczone buty, kurz wiruje całymi godzinami nim opadnie