Song Page - Lyrify.me

Lyrify.me

Most Rés by Evenings. (PL) Lyrics

Genre: rap | Year: 2021

Z miejsca gdzie ciemność pożera kolejne tunele światła
Gdzie latami następuje stopniowo całkowita degradacja
Potrzebuję pomocy
Przez otoczenie potrafię ten fakt tylko od siebie oddalać
Jak w nocy przez frenezje powidoków finalną datę egzekucji

Raz widzisz w lustrze nic, innym razem
Siebie w ogniu, cały dom w ogniu
Mimo to na ulicach panuje spokój
Przetaczam się przez miasta, nie pełniąc
W nich żadnej istotnej funkcji, serio
To tylko wór mięsa którego próbuję
Nie rozkurwić - czasami mijam iskrę
Pod rękę z kablem i prętem bezmyślnie..
I nie muszę mówić, dzielnice są puste
Po robocie wyślę jej Blikiem stówę
A nie uśmiech, sam jak ten wypalony
Sygnał na koniec usnę, wtedy sobie
Wspomniane spotkanie przypomnę - i
Zagram jej jeden numer, z Limes
Znajdź mnie w tej złej, na minusie
Stacjonarnie, bezwładnie podaję
Oczy jak Georges Bataille, na tacy
Wyglądające jak dwie Sfery Dysona
Jeśli odnajdziemy prawdziwe drogi czy
Chociaż jedno hobby? to w separacji
Bo razem jesteśmy w stanie żyć tylko
Bleak życia i wyblakłe klisze o nas
Nie okazywałem nigdy emocji
Bo szczerze nie potrafiłem, winien
Jestem może kilka więcej słów przeprosin
Ale wolę uciec bez słowa, tak mi
Podpowiada niejasne indywiduum
Gdzieś między potylicą, a rdzeniem
Ego gdzieś zgubiłem przez myśli tumult
Biegnąc jak najdalej od siebie, krętą
Ścieżką, wprost na kolce i korzenie
Gdy zobaczysz piekło, nie wyjdzie z ciebie
Nie zrobi tego Se7eN, ani strzał jeden
Ogród zmienił się w chemiczne niebo nad
Fabryką
Alceo Dossena fałszuje pożółkły pomnik z
Lastriko
Noszę na sobie piętno wiecznego K-hole
(i co?)
Gdzie dialogi dawno zmieniły się w a-
Postrofy
Trzymam się ich ledwo jak brzytwy tonący
I jak ślepego trzymał głuchego dotyk
Dzieła Hana van Meegerena zmieniają
Niewinne wygłupy w realne kłopoty
Stanowimy już teraz nowy gatunek
Względem pra-ojców z 1700
Praca latami niweczona przez kolejne
Pokolenia które nie są w stanie
Oczekiwań spełniać, co raz dziwniej
Psychologowie nie wiedzą jak się zabrać
Za abstrakcyjny umysłowy pejzaż
Na antypodach wyrabiany Almanach
Inżynieria wsteczna lojalności, znika
Piękny ostatni śnieg zmienia się w Błoto
Z zasadami i igłami, pomost do
Fincherów i Strugackich tego świata
Którzy dali mi dużo więcej niż rozmyte
Światła miasta i zimno przeszywające
Aż po rdzeń, rozważanie nad sobą
Analizy otoczenia pchane na zewnątrz
Analizy do wnętrza pchane do kosza
Przeminiemy, nie znacząc nic i tak
Leżę w kącie, lżejszy niż powietrze
Labirynt ludzkich spraw Numer 61
Zamiast szpiku rdza, niebieski pył staw
Z wolna utworzył ze zmarnowanych szans
Wokół wybory, między wstydem a
Ważąc ujemny gram w 62
Wiatr rozmywa siebie, spycha na pobocze
Zaklinam transmisję patrząc tak w jednym..
Kolorze odczuwając zawsze sonder
Ściany zbliżone do siebie, by odpaść?
Niewystarczająco. wydostałem się
Na pustynię brzuchem w górę w tej-
Temperaturze temper tantrum by odpaść?
Niewystarczające. ostatni pokój
Cztery ex-ciemności, znika łącze
Nie mylę drzwi z framugą, wiem kim była
Peggy Guggenheim, ale też Ostatnia
Rodzina - zimniejsza niż Estonia
To tylko taka bardzo rozbudowana
Metafora, trochę jak główny bohater
No Country For Old Men, szczerze polecam
Ale nie chcę spoilerować że go nie ma
Żyjemy w miejscu
Gdzie możemy sobie
Pozwolić na luksus
Rozczarowania i
Gniewu, samochód
Zniknął z kierowcą
Ścieki zewsząd krzyczą
Skorumpowany rząd
Ziemniaczane twarze
Idąc samotnie w dal
Nowy drag, wyzysk
Wyłączone radio
Zaciągnięte zasłony
Groteskowe maszyny
Słońce nie zaszło
Przestało zachodzić
Krzywią się billboardy
Flagi na, szczytach
Masztów runęły jak
Linia horyzontu
Rodziny w ogniu
Góry plastiku
Nie ma już piachu
Powykręcany
Liczę ostatnie dni
Pod warstwą metalu
Głębiej, głębiej
Rwące oceany
Całe doliny pod
Rękę z marzeniem
Otwieram portfel
Pełno w nim, nic
(nic, nic, nic)