Derbe Faust Adler by Evenings. (PL) Lyrics
mam mały sklep
nie widzę dalej - niż to co w zasięgu jest
Folwark? mnie nie dotyczy pies co najwyżej
plebs, czasem ze zniczem - a nie proletariat
żebrzący o ciszę w stanowiskach wyborczych
jeśli o ile do głowy przychodzi pomysł - znika,
zanim dobrze się wysączy - poglądy?
rany kłute na umyśle pozostawia trzymanie pod kloszem
działa to tak samo - jak na ironię.
łowię w stawie uczuć winy które znoszę
bowiem nie wmówisz mi, że jest różnica
między tą jedną linijką ode mnie od serca
a wizerunkiem który zbudowałem w siedmiu poprzednich,
wersach i zachwytach miłosiernych na posesjach, w bibliotekach
taki ten małomiejski styl życia, może coś przegapiłem
coś mi przepadło, raczej powinienem nawijać małomiasteczkowy
chyba jednak.. ten vibe nie za bardzo.
jak czegoś nie szanują to od razu tym gardzą
probabilistyka do wycierania mordy tak..
naiwnie, chamsko, co dalej? wracając w podmiot
topię się ze swoją prawdą mając szczęśliwą rodzinę
kumpli okrąg, oddając się najprostszym emocjom
źli ci, co szukają gdzieś głębiej, dalej
nie odejdę z Deathly Hallows, oddany tylko 'nóż, pręt, sen, praca' bodźcom
za to zstąpił 'Wędrowiec' Caspara i orzekł: "Derbe Faust, Adler",
wiesz co? umarłem.
nie mam żadnych wizji, dawno utopiłem je w winie
za to mam ogromną fabrykę, efekt motyla do kosza dawno wyrzuciłem
czy zabiłeś świętego jelenia?
dłonie które leczą mają nijak czerwonych murów tętno
jak wycierane zgłoski z murów przez wiatr
skradły sens upadających liści całkiem na serio
na taśmie uchwyconych poniżej prędkości dźwięku, zero
wdzięków czy możności, choć stan konta powiela kroki ku przestrzenności
każda broń musi utonąć - gdy mam w dłoni nieskończoność
od PGR'ów po Kombinat nie dawałeś odpocząć słowom dodającym gromkości
tak to się skończyło, odpłynęło w ściekach
piwnice z podziemia dowodów pragną żebrać
Kevin Carter zobaczył to rok po zdjęciu sępa.
utwór ten to zagadka opakowana w niekończących się powodach,
by chować.
miejsce w którym Firestarter spotkał się z Maxiego Insomnią
czernią-bielą, chcą krzyczeć, mokną
zapach deszczu i ukryte dolary pod sofą..
palę wnętrza organów kolejnymi kartkami
oddając się jedynie tym słowom
podążają gdzieś na samo dno, w przedsionku siedzę sam do teraz
ocean ognia w końcu strawi tę korozję postaw
złamie się skwar +30 ponad głową
z przeszłości, błądzę w ścieżkach, chyba polowałem na Lobstera.
zabiłem.
nie widzę dalej - niż to co w zasięgu jest
Folwark? mnie nie dotyczy pies co najwyżej
plebs, czasem ze zniczem - a nie proletariat
żebrzący o ciszę w stanowiskach wyborczych
jeśli o ile do głowy przychodzi pomysł - znika,
zanim dobrze się wysączy - poglądy?
rany kłute na umyśle pozostawia trzymanie pod kloszem
działa to tak samo - jak na ironię.
łowię w stawie uczuć winy które znoszę
bowiem nie wmówisz mi, że jest różnica
między tą jedną linijką ode mnie od serca
a wizerunkiem który zbudowałem w siedmiu poprzednich,
wersach i zachwytach miłosiernych na posesjach, w bibliotekach
taki ten małomiejski styl życia, może coś przegapiłem
coś mi przepadło, raczej powinienem nawijać małomiasteczkowy
chyba jednak.. ten vibe nie za bardzo.
jak czegoś nie szanują to od razu tym gardzą
probabilistyka do wycierania mordy tak..
naiwnie, chamsko, co dalej? wracając w podmiot
topię się ze swoją prawdą mając szczęśliwą rodzinę
kumpli okrąg, oddając się najprostszym emocjom
źli ci, co szukają gdzieś głębiej, dalej
nie odejdę z Deathly Hallows, oddany tylko 'nóż, pręt, sen, praca' bodźcom
za to zstąpił 'Wędrowiec' Caspara i orzekł: "Derbe Faust, Adler",
wiesz co? umarłem.
nie mam żadnych wizji, dawno utopiłem je w winie
za to mam ogromną fabrykę, efekt motyla do kosza dawno wyrzuciłem
czy zabiłeś świętego jelenia?
dłonie które leczą mają nijak czerwonych murów tętno
jak wycierane zgłoski z murów przez wiatr
skradły sens upadających liści całkiem na serio
na taśmie uchwyconych poniżej prędkości dźwięku, zero
wdzięków czy możności, choć stan konta powiela kroki ku przestrzenności
każda broń musi utonąć - gdy mam w dłoni nieskończoność
od PGR'ów po Kombinat nie dawałeś odpocząć słowom dodającym gromkości
tak to się skończyło, odpłynęło w ściekach
piwnice z podziemia dowodów pragną żebrać
Kevin Carter zobaczył to rok po zdjęciu sępa.
utwór ten to zagadka opakowana w niekończących się powodach,
by chować.
miejsce w którym Firestarter spotkał się z Maxiego Insomnią
czernią-bielą, chcą krzyczeć, mokną
zapach deszczu i ukryte dolary pod sofą..
palę wnętrza organów kolejnymi kartkami
oddając się jedynie tym słowom
podążają gdzieś na samo dno, w przedsionku siedzę sam do teraz
ocean ognia w końcu strawi tę korozję postaw
złamie się skwar +30 ponad głową
z przeszłości, błądzę w ścieżkach, chyba polowałem na Lobstera.
zabiłem.