To śmieć by EmKaTus Lyrics
[Zwrotka 1]
Siądźmy w oknie, myśląc jak byłoby skoczyć
Deszcz miesza się z łzami, uderzając z wolna w kostkę
Zanim znów to połkniesz, nie zapomnij mnie przeoczyć
W planie kogo dzisiaj zaprosisz na swoją pościel
Jestem nikim w głowie, nie wiem tylko, czy mojej czy twojej
Nie chce już ciebie na fonie, a przy sobie mieć
Widzę w twoich oczach słowa w stylu "znów się boję"
Albo mówisz je otwarcie, bo Szymon to śmieć
Główne powody do życia, to tylko muza no i ty
Dorzucam do tego "tyty" i smolimy jazz
Działamy pod ekonomie, chociaż jestem syty
Z chłopami zawsze zrzutki, zarzuć chociaż 5
Nie jarają mnie już kluby, jarasz ty mnie sama
Zapomnijmy o doznaniach, wyznaj jak Ci jest
Szczęście bliskich ponad swoje, to u mnie zasada
Wiem, że to trochę niezdrowe, ale pieprzyć mnie
Ale jebać to, kiedyś będę gwiazdą
Ty tylko gwiazdeczką, to ważne, że moją
Nie wystarczam sobie w lustrze, a muszę wyjść z twarzą
I jak mam wystarczać tobie, w takim razie skoro
Przy tym wszystkim jestem toksyczny jak polon
Za to jaki polot, za to jaki przelot
Ziomy na ławce szczerzą się a wierzę, że pomogą
Jakby zadziało się między nami coś strasznego
Ja jestem poetą naszych czasów i w chuju mam zdanie petów
Może wąski zasób, a mówię co myślę
Otworzył ci banie guzik, więc teraz się z niego przerzuć
Zanim wrzuci cię na na denko w i tak strasznym syfie
Albo pieprzyć zdanie innych, rób jak czujesz
Też wolałem dochodzić do swoich błędów sam
Jestem hipokrytą i to mówię
Chce pomagać, sam nie widząc jak wygląda piach w ludzkim morzu kłamstw
[Refren]
Połóż się przy mnie, zatrzymajmy czas
Zagoję Ci bliznę, kosztem moich krzywd
Porusz się ślicznie, żeby dać mi znak
Że czujesz coś więcej, od każdej z tych ździr
Twoje złote włosy mi muskają twarz
Bardzo ładnie wpływa na nie lekki wiatr
Musimy zrozumieć, nie znajdziemy fal
Już silniejszych od tych, kiedy sam na sam
[Zwrotka 2]
Marzniesz w moich dłoniach młoda, to miłe jak nigdzie
Oferuje tobie ogień opleciony chłodem
Marzę o chwilach przy tobie, już wszędzie i nigdzie
Liczy się, że będziesz obok, głowa w obłok, powiedz
Wolisz, żebym cię przytulił, czy Cię zrobił w windzie?
I ile osobowości, w ogóle widzisz we mnie?
Każda z nich ci się podoba, czy którąś cię niszczę?
Nie wiem czy umiem się zmienić, ale może wyjdzie, albo mi przejdzie
Siądźmy w oknie, myśląc jak byłoby skoczyć
Deszcz miesza się z łzami, uderzając z wolna w kostkę
Zanim znów to połkniesz, nie zapomnij mnie przeoczyć
W planie kogo dzisiaj zaprosisz na swoją pościel
Jestem nikim w głowie, nie wiem tylko, czy mojej czy twojej
Nie chce już ciebie na fonie, a przy sobie mieć
Widzę w twoich oczach słowa w stylu "znów się boję"
Albo mówisz je otwarcie, bo Szymon to śmieć
Główne powody do życia, to tylko muza no i ty
Dorzucam do tego "tyty" i smolimy jazz
Działamy pod ekonomie, chociaż jestem syty
Z chłopami zawsze zrzutki, zarzuć chociaż 5
Nie jarają mnie już kluby, jarasz ty mnie sama
Zapomnijmy o doznaniach, wyznaj jak Ci jest
Szczęście bliskich ponad swoje, to u mnie zasada
Wiem, że to trochę niezdrowe, ale pieprzyć mnie
Ale jebać to, kiedyś będę gwiazdą
Ty tylko gwiazdeczką, to ważne, że moją
Nie wystarczam sobie w lustrze, a muszę wyjść z twarzą
I jak mam wystarczać tobie, w takim razie skoro
Przy tym wszystkim jestem toksyczny jak polon
Za to jaki polot, za to jaki przelot
Ziomy na ławce szczerzą się a wierzę, że pomogą
Jakby zadziało się między nami coś strasznego
Ja jestem poetą naszych czasów i w chuju mam zdanie petów
Może wąski zasób, a mówię co myślę
Otworzył ci banie guzik, więc teraz się z niego przerzuć
Zanim wrzuci cię na na denko w i tak strasznym syfie
Albo pieprzyć zdanie innych, rób jak czujesz
Też wolałem dochodzić do swoich błędów sam
Jestem hipokrytą i to mówię
Chce pomagać, sam nie widząc jak wygląda piach w ludzkim morzu kłamstw
[Refren]
Połóż się przy mnie, zatrzymajmy czas
Zagoję Ci bliznę, kosztem moich krzywd
Porusz się ślicznie, żeby dać mi znak
Że czujesz coś więcej, od każdej z tych ździr
Twoje złote włosy mi muskają twarz
Bardzo ładnie wpływa na nie lekki wiatr
Musimy zrozumieć, nie znajdziemy fal
Już silniejszych od tych, kiedy sam na sam
[Zwrotka 2]
Marzniesz w moich dłoniach młoda, to miłe jak nigdzie
Oferuje tobie ogień opleciony chłodem
Marzę o chwilach przy tobie, już wszędzie i nigdzie
Liczy się, że będziesz obok, głowa w obłok, powiedz
Wolisz, żebym cię przytulił, czy Cię zrobił w windzie?
I ile osobowości, w ogóle widzisz we mnie?
Każda z nich ci się podoba, czy którąś cię niszczę?
Nie wiem czy umiem się zmienić, ale może wyjdzie, albo mi przejdzie