Smak Autopogardy by Ekshi Lyrics
Dotykam dna, moje życie jest płytkie
Dobijam targ, oksymoron to czysty biznes
Sprzedam utopijny raj dla jaj
Kupisz to bo wolisz spokój niż fakt
Pęka szkło, barman leje - z was!
Biznesplan na sprzedaż emocji
Podduszę, potem zarobię na tracheotomii
Przyspieszam akcję serca, słyszysz je jak Doubly
Dostaniesz też zestaw, niepasujące klocki
Złóż to w całość albo zrobią to fachowcy
W szpitalu wśród białych ścian, wszystkie odcienie hostii
Patrzysz w lustro, wstyd ci za to, że dorosłeś
Żyjesz tu, gdzie były tylko trzy kropki
Tylko wyobrażenia, teraz odcienie szarości
Piękne czasy z perspektywy dziewczynki lub chłopca
Naprawdę jeden wielki, smutny cosplay
Wybij okno, otwórz drzwi, zrób przeciąg wrażeń
Dodaj pieprzu, odstaw sól, smak autopogardy
Przełam wstyd, zerwij z niej suknie, patrz na jej nagość
Dlaczego mówię do siebie, tłukę głową o mahoń
Każą mi dorastać z roku na rok bardziej
Tylko nikt nie wie co to ta dorosłość naprawdę
Odpowiedzialność? Odpowiadam za swój chaos
Powaga? Czasem zostaje tu na noc
Biegnę ciągle z karabinem przy plecach
To nie moja wina, wcale nie chciałem biegać
Strach przed porażką znów sparaliżował
Własna presja, nie treść z telewizora
Rozgraniczenie między zaletą a wadą
Palący dostał cały wagon raka za darmo
Za dnia tyle energii płynącej z piątą kawą
Wieczorem brak snu, od rana znów to samo
Szał walk, boks jak rap, dają kontrakt za punch
Traktujesz to na serio a gówniarzem jestem ja?
Piszę o ludziach, którzy nauczyli mnie pisma
Lecz to ja nauczyłem się je wykorzystać
Wybij okno, otwórz drzwi, zrób przeciąg wrażeń
Dodaj pieprzu, odstaw sól, smak autopogardy
Przełam wstyd, zerwij z niej suknie, patrz na jej nagość
Dlaczego mówię do siebie, tłukę głową o mahoń
Dobijam targ, oksymoron to czysty biznes
Sprzedam utopijny raj dla jaj
Kupisz to bo wolisz spokój niż fakt
Pęka szkło, barman leje - z was!
Biznesplan na sprzedaż emocji
Podduszę, potem zarobię na tracheotomii
Przyspieszam akcję serca, słyszysz je jak Doubly
Dostaniesz też zestaw, niepasujące klocki
Złóż to w całość albo zrobią to fachowcy
W szpitalu wśród białych ścian, wszystkie odcienie hostii
Patrzysz w lustro, wstyd ci za to, że dorosłeś
Żyjesz tu, gdzie były tylko trzy kropki
Tylko wyobrażenia, teraz odcienie szarości
Piękne czasy z perspektywy dziewczynki lub chłopca
Naprawdę jeden wielki, smutny cosplay
Wybij okno, otwórz drzwi, zrób przeciąg wrażeń
Dodaj pieprzu, odstaw sól, smak autopogardy
Przełam wstyd, zerwij z niej suknie, patrz na jej nagość
Dlaczego mówię do siebie, tłukę głową o mahoń
Każą mi dorastać z roku na rok bardziej
Tylko nikt nie wie co to ta dorosłość naprawdę
Odpowiedzialność? Odpowiadam za swój chaos
Powaga? Czasem zostaje tu na noc
Biegnę ciągle z karabinem przy plecach
To nie moja wina, wcale nie chciałem biegać
Strach przed porażką znów sparaliżował
Własna presja, nie treść z telewizora
Rozgraniczenie między zaletą a wadą
Palący dostał cały wagon raka za darmo
Za dnia tyle energii płynącej z piątą kawą
Wieczorem brak snu, od rana znów to samo
Szał walk, boks jak rap, dają kontrakt za punch
Traktujesz to na serio a gówniarzem jestem ja?
Piszę o ludziach, którzy nauczyli mnie pisma
Lecz to ja nauczyłem się je wykorzystać
Wybij okno, otwórz drzwi, zrób przeciąg wrażeń
Dodaj pieprzu, odstaw sól, smak autopogardy
Przełam wstyd, zerwij z niej suknie, patrz na jej nagość
Dlaczego mówię do siebie, tłukę głową o mahoń