Mimo wątpliwości by Edzio Lyrics
[Refren]
Wciąż trzymam majka, nie chowam go w futerał
Wciąż daje temu więcej niż z tego zabieram
Coraz częściej sam już myślę, że to nieroztropne
I przez to wszystko coraz częściej wątpię
Wciąż robię swoje i stoję przy tym twardo
Ale coraz częściej sam już zastanawiam się czy warto
Częściej sam już myślę, że to nie roztropne
I przez to wszystko coraz częściej wątpię
[Verse 1: Edzio]
Dzisiaj znowu siedzę sam, tylko bit, proza, rym
I to już kolejny rok jak nie mam nic poza tym
Kumple, siedzą teraz na melanżach przy alko
Ja od tego od zawsze wolałem usiąść nad kartką
Niby dało mi to korzyść, choć nie wiem gdzie ona jest
Zaniedbuję wszystko inne i nie wiem czy to ma sens
Znów jadę w Polskę taka rzeczy kolej
Mamo przepraszam Ciebie, dzisiaj znów mnie nie ma w szkole
Potem nadrobię a dzisiaj mówię trudno
I chciałbym umieć kiedyś porozdzielać to po równo
Czasem zostawić muzykę, stanąć od niej z dala
Bo nie wiem czy więcej dała mi, czy więcej zabrała
Bez niej nie byłbym sobą, czasem chciałbym sobą nie być
Nienawidzę siebie, kiedy przez nią znów popełniam błędy
Miała dać mi wieczność i jakąś moc
Póki co dała kolejną nieprzespaną noc
[Refren]
[Verse 2: Edzio]
Dzisiaj znowu ruszę w Polskę, za parę dni wrócę z trasy
Znów zaniedbam obowiązki, potem powrócę bez kasy
(Ty) Nie wiesz jak to jest mieć pasję do sceny
By objechać całą Polskę i to z własnej kieszeni
Ludzie, wredni ludzie, najpierw chcą Cię poznać z bliska
Potem zwęszą w Tobie fejma i zechcą Cię wykorzystać
Jak do czegoś dojdziesz paru miłość Ci pokażę
Większość pokażę nienawiść, będą chcieli Twych porażek
Częściej myślę by tym rzucić o glebę
Ale bez tego kompletnie nie mam pomysłu na siebie
Nie wiem co ze sobą zrobię, gdzie pójdę na studia
Ani co zrobię jak ten pieprzony rap się nie uda
Czym jest sukces? Prawdziwością tych co się nie sprzedali?
Co Ci po prawdziwości, jeśli grasz dla pustej sali?
Nie ma nic gorszego niż dać o sobie zapomnieć
I ta okropna świadomość rozmieniania się na drobne
[Refren]
[Verse 3: TMK aka Piekielny]
Wylali litry nienawiści na mnie za smutne rapsy
A i tak się ziści plan, wiem, smutne dla nich
Ale spadło to na mnie nagle, trochę przybiło
W końcu zrozumiałem, że to i tak moja miłość
Rap, przebyłem drogę od dna na mentalny szczyt
Dziś tylko tekst, majk i fajny bit
Wiesz, mogą coś mówić o mnie, co mnie to obchodzi
Skoro znów staję na scenie i w publice wzbudzam podziw
Wątpliwości - miałem, mam je nadal
Ale sam wiesz jak jest, rymy dalej składam
Kto tu zgarnie ten fejm, jak nie ja, no błagam
Diament pośród kamieni, a w głowię wciąż równowaga
Wiesz, wydałem płytę, wydałem hajsu masę
I jeżdżę dziś w Polskę grać koncerty
Czasem dogrywam zwrotki na projekty, jak ten
A wątpliwości tak powracają przed snem
[Refren]
[Verse 4: Edzio]
Znów stanę na scenie, a tłum zacznie moje imię krzyczeć
I to niby to o czym marzyłem przez całe życie?
Im bardziej przybliżam się, żeby osiągnąć target
Tym mam więcej wątpliwości czy to tego chcę naprawdę
To normalne? Chciałbym czasem pozbyć się tej presji
Kiedy nie śpiąc całą noc znów pisze pieprzone dwa wersy
Czasem biorę kartkę, odpalam instrumentale
Po dwóch godzinach odkładam ją pustą, myślę "Co dalej?"
I stale powtarzam to wszystko tu zanim usnę
Czasem gdy schodzę ze sceny czuję taką samą pustkę
Nie chcę łatwych panien, nie trzymały się mnie nigdy
Mówią MCs mają dupy, wiesz, ja jestem inny
Mógłbym gadać Tobie ciągle jaki jestem poza rapem
Albo jak bardzo bym chciał byśmy teraz byli razem
Nagrać setki tracków o tym, zostawić wszystko tak
Lecz to niczego nie zmieni, znów został mi tylko rap
[Refren]
Wciąż trzymam majka, nie chowam go w futerał
Wciąż daje temu więcej niż z tego zabieram
Coraz częściej sam już myślę, że to nieroztropne
I przez to wszystko coraz częściej wątpię
Wciąż robię swoje i stoję przy tym twardo
Ale coraz częściej sam już zastanawiam się czy warto
Częściej sam już myślę, że to nie roztropne
I przez to wszystko coraz częściej wątpię
[Verse 1: Edzio]
Dzisiaj znowu siedzę sam, tylko bit, proza, rym
I to już kolejny rok jak nie mam nic poza tym
Kumple, siedzą teraz na melanżach przy alko
Ja od tego od zawsze wolałem usiąść nad kartką
Niby dało mi to korzyść, choć nie wiem gdzie ona jest
Zaniedbuję wszystko inne i nie wiem czy to ma sens
Znów jadę w Polskę taka rzeczy kolej
Mamo przepraszam Ciebie, dzisiaj znów mnie nie ma w szkole
Potem nadrobię a dzisiaj mówię trudno
I chciałbym umieć kiedyś porozdzielać to po równo
Czasem zostawić muzykę, stanąć od niej z dala
Bo nie wiem czy więcej dała mi, czy więcej zabrała
Bez niej nie byłbym sobą, czasem chciałbym sobą nie być
Nienawidzę siebie, kiedy przez nią znów popełniam błędy
Miała dać mi wieczność i jakąś moc
Póki co dała kolejną nieprzespaną noc
[Refren]
[Verse 2: Edzio]
Dzisiaj znowu ruszę w Polskę, za parę dni wrócę z trasy
Znów zaniedbam obowiązki, potem powrócę bez kasy
(Ty) Nie wiesz jak to jest mieć pasję do sceny
By objechać całą Polskę i to z własnej kieszeni
Ludzie, wredni ludzie, najpierw chcą Cię poznać z bliska
Potem zwęszą w Tobie fejma i zechcą Cię wykorzystać
Jak do czegoś dojdziesz paru miłość Ci pokażę
Większość pokażę nienawiść, będą chcieli Twych porażek
Częściej myślę by tym rzucić o glebę
Ale bez tego kompletnie nie mam pomysłu na siebie
Nie wiem co ze sobą zrobię, gdzie pójdę na studia
Ani co zrobię jak ten pieprzony rap się nie uda
Czym jest sukces? Prawdziwością tych co się nie sprzedali?
Co Ci po prawdziwości, jeśli grasz dla pustej sali?
Nie ma nic gorszego niż dać o sobie zapomnieć
I ta okropna świadomość rozmieniania się na drobne
[Refren]
[Verse 3: TMK aka Piekielny]
Wylali litry nienawiści na mnie za smutne rapsy
A i tak się ziści plan, wiem, smutne dla nich
Ale spadło to na mnie nagle, trochę przybiło
W końcu zrozumiałem, że to i tak moja miłość
Rap, przebyłem drogę od dna na mentalny szczyt
Dziś tylko tekst, majk i fajny bit
Wiesz, mogą coś mówić o mnie, co mnie to obchodzi
Skoro znów staję na scenie i w publice wzbudzam podziw
Wątpliwości - miałem, mam je nadal
Ale sam wiesz jak jest, rymy dalej składam
Kto tu zgarnie ten fejm, jak nie ja, no błagam
Diament pośród kamieni, a w głowię wciąż równowaga
Wiesz, wydałem płytę, wydałem hajsu masę
I jeżdżę dziś w Polskę grać koncerty
Czasem dogrywam zwrotki na projekty, jak ten
A wątpliwości tak powracają przed snem
[Refren]
[Verse 4: Edzio]
Znów stanę na scenie, a tłum zacznie moje imię krzyczeć
I to niby to o czym marzyłem przez całe życie?
Im bardziej przybliżam się, żeby osiągnąć target
Tym mam więcej wątpliwości czy to tego chcę naprawdę
To normalne? Chciałbym czasem pozbyć się tej presji
Kiedy nie śpiąc całą noc znów pisze pieprzone dwa wersy
Czasem biorę kartkę, odpalam instrumentale
Po dwóch godzinach odkładam ją pustą, myślę "Co dalej?"
I stale powtarzam to wszystko tu zanim usnę
Czasem gdy schodzę ze sceny czuję taką samą pustkę
Nie chcę łatwych panien, nie trzymały się mnie nigdy
Mówią MCs mają dupy, wiesz, ja jestem inny
Mógłbym gadać Tobie ciągle jaki jestem poza rapem
Albo jak bardzo bym chciał byśmy teraz byli razem
Nagrać setki tracków o tym, zostawić wszystko tak
Lecz to niczego nie zmieni, znów został mi tylko rap
[Refren]