Przyzwyczajenia luźne by EOW Lyrics
Chyba sam se spaprałem tak ten łeb
Ojciec nie rozumie, matka stara się
Młody szczyl za gniewem co leciał w wir doświadczeń
Co chciał władać niebem mimo wielu niedopatrzeń
To nie takie jak myślisz, choć pozory mylą
Jaki różnic nie był wynik, zawsze była tą jedyną
I że to ogranicznik rapera? że to błąd?
Błędem jest nagrywać z prądem nie pod prąd
Flow i styl to tylko pierwiastek otoczki
Mówili nie raz, daj siana i odpocznij
Chcą z Ciebie brać, nie godzisz się za bardzo
Z tą wyimaginowaną bratnią przyjaźnią
Mam wrażenie, że została nas tylko garstka
Jeszcze pieprzenie, kurz i słodkie kłamstwa
Prawda na barkach zachwiana jest już dawno
I weź tu żyj się o nic nie martwiąc, co ?
Liczysz na dzień dobry i dobranoc
Jak jest to ok, jak nie to nie to samo
Tak samo wkurwia Cie, jak zabiłbyś za nią
Tak samo chujnia jest, jak nie ma jej tu rano
[x2]
Dałeś część siebie, nie odzyskasz jej
Dałeś za wiele, plujesz sobie w łeb
Dałeś za wiele, widzisz plusy w niej
Przyjaciele, stracili zimną krew
Ile już słyszałeś złego o niej, kumple bowiem
Nie biorą pod uwagę tego co Ci serce powie
Mówi "weź ich olej" , nieracjonalnie trochę
Zagłębiony tak że lejesz na zdrowie i flotę
By potem myśleć tylko o tym czy jej dobrze, czy jej dobrze
Zatracając siebie to jest nawet gorsze niż pogrzeb
Nie wiesz gdzie iść co robić bez niej
Ją to nudzi bo ma wszystko co już chciała mieć, więc
Odchodzi, słucha Bonsona nocami
Ty pijesz i szwędasz się ulicami błądząc myślami
Co zrobiłeś źle? odzywasz do znajomych się
Część wyjebane ma, część wie ocb
Gadasz z nią jak kumple, chociaż tęsknicie w kurwę
Widzicie się czasami, przyzwyczajenia luźne
W końcu oboje wyciągacie wniosek że
Było razem dobrze, a osobno jednak źle
Liczysz na dzień dobry i dobranoc
Jak jest to ok, jak nie to nie to samo
Tak samo wkurwia Cie, jak zabiłbyś za nią
Tak samo chujnia jest, jak nie ma jej tu rano
Ona bardziej docenia Cie i jak się starasz
Ty między resztą a nią łapiesz balans
I ta przerwa między wami jak precedens
Lecz nie macie nic tak dobrego jak siebie przecież, wiesz?
Ojciec nie rozumie, matka stara się
Młody szczyl za gniewem co leciał w wir doświadczeń
Co chciał władać niebem mimo wielu niedopatrzeń
To nie takie jak myślisz, choć pozory mylą
Jaki różnic nie był wynik, zawsze była tą jedyną
I że to ogranicznik rapera? że to błąd?
Błędem jest nagrywać z prądem nie pod prąd
Flow i styl to tylko pierwiastek otoczki
Mówili nie raz, daj siana i odpocznij
Chcą z Ciebie brać, nie godzisz się za bardzo
Z tą wyimaginowaną bratnią przyjaźnią
Mam wrażenie, że została nas tylko garstka
Jeszcze pieprzenie, kurz i słodkie kłamstwa
Prawda na barkach zachwiana jest już dawno
I weź tu żyj się o nic nie martwiąc, co ?
Liczysz na dzień dobry i dobranoc
Jak jest to ok, jak nie to nie to samo
Tak samo wkurwia Cie, jak zabiłbyś za nią
Tak samo chujnia jest, jak nie ma jej tu rano
[x2]
Dałeś część siebie, nie odzyskasz jej
Dałeś za wiele, plujesz sobie w łeb
Dałeś za wiele, widzisz plusy w niej
Przyjaciele, stracili zimną krew
Ile już słyszałeś złego o niej, kumple bowiem
Nie biorą pod uwagę tego co Ci serce powie
Mówi "weź ich olej" , nieracjonalnie trochę
Zagłębiony tak że lejesz na zdrowie i flotę
By potem myśleć tylko o tym czy jej dobrze, czy jej dobrze
Zatracając siebie to jest nawet gorsze niż pogrzeb
Nie wiesz gdzie iść co robić bez niej
Ją to nudzi bo ma wszystko co już chciała mieć, więc
Odchodzi, słucha Bonsona nocami
Ty pijesz i szwędasz się ulicami błądząc myślami
Co zrobiłeś źle? odzywasz do znajomych się
Część wyjebane ma, część wie ocb
Gadasz z nią jak kumple, chociaż tęsknicie w kurwę
Widzicie się czasami, przyzwyczajenia luźne
W końcu oboje wyciągacie wniosek że
Było razem dobrze, a osobno jednak źle
Liczysz na dzień dobry i dobranoc
Jak jest to ok, jak nie to nie to samo
Tak samo wkurwia Cie, jak zabiłbyś za nią
Tak samo chujnia jest, jak nie ma jej tu rano
Ona bardziej docenia Cie i jak się starasz
Ty między resztą a nią łapiesz balans
I ta przerwa między wami jak precedens
Lecz nie macie nic tak dobrego jak siebie przecież, wiesz?