Uwal się by B4rtecky Lyrics
Na nerwicę, fobie mam przeciwlękowe tabletki
Jakoś tydzień trzeci nie biorę
Mam mętlik w głowie i nie wiem co ty we mnie widzisz
Bo ja tego nie widzę w sobie
Weź kręcimy melanż, mam blety skręcone
Niech idzie w obieg
Pytają z jakiej planety się wziąłem
To szczyt głupoty - chcą wejść mi na głowę
Znowu odwiedzam tereny znajome
Chcę stare śmieci zamienić na nowe
Brzydzą mnie ci wszyscy piękni fuckboy'e
A selfie ich dziewczyn są niezbyt twarzowe
Trzeźwy na moment to będę na dniach
Faded as fuck wbijam z ekipą czym prędzej na bar
Jeszcze będziesz nas znać
Ta cipka tak mokra, że wejdę na bank
Nabijaj wiadro to ściągnę na raz
Nabijaj wiadro i all the way up
Czemu coś u mnie jest ciągle nie tak?
Wróć, to nie ten track, gonię ten hajs
I nie pytaj ziomek mnie jak ja to robię, tego nie wiem sam
Zajmuje głowę ten strach
Bo trochę się boję, że mi to nie wyjdzie
I nie wiem do teraz: być owcą czy wilkiem?
Coś gryzie mnie zwykle jak AUUU
Błyszczę jak aurum
Czasem najchętniej chciałbym tylko milczeć
Nic nie mówi tyle co brak słów
Wyrzucam z siebie to gówno od godzin i ludzi to gówno obchodzi
Z myślą się trudno pogodzić jak przystało buntownikowi
Zdejmuję tym kurwom korony
Masz łatwo w życiu, wozisz się torbą
Za hajs rodziców to nie flex, mordo
Ja na bombie z ziomkiem chodzę se ulicą i tam polewam łychę przechodniom
Jestem dziwkarzem, bo tu rzeczywistość w najlepsze ssie dalej, a gdzieś tam w tle naga prawda tańczy
Świat rozrywa mnie na kawałki
I tak mam siłę to składać, walczyć
Jak ci zagram tak zatańczysz
Nie kankan, jive’y
Jak wpadam na szczyt to na K2
Ty jak wpadasz na szczyt to katafalk i
Mam więcej linii niż zeszyt w linie
Mam więcej linii niż pasiak w Auschwitz
Dobra, starczy nienawidzę tej propagandy
Bo system tu tylko podaje wytyczne
A jeśli rękę masz całować sygnet
Czekaj na mixtape
A jeśli nie to się uwal na pizdę i nawet nie mrugnij
Jakoś tydzień trzeci nie biorę
Mam mętlik w głowie i nie wiem co ty we mnie widzisz
Bo ja tego nie widzę w sobie
Weź kręcimy melanż, mam blety skręcone
Niech idzie w obieg
Pytają z jakiej planety się wziąłem
To szczyt głupoty - chcą wejść mi na głowę
Znowu odwiedzam tereny znajome
Chcę stare śmieci zamienić na nowe
Brzydzą mnie ci wszyscy piękni fuckboy'e
A selfie ich dziewczyn są niezbyt twarzowe
Trzeźwy na moment to będę na dniach
Faded as fuck wbijam z ekipą czym prędzej na bar
Jeszcze będziesz nas znać
Ta cipka tak mokra, że wejdę na bank
Nabijaj wiadro to ściągnę na raz
Nabijaj wiadro i all the way up
Czemu coś u mnie jest ciągle nie tak?
Wróć, to nie ten track, gonię ten hajs
I nie pytaj ziomek mnie jak ja to robię, tego nie wiem sam
Zajmuje głowę ten strach
Bo trochę się boję, że mi to nie wyjdzie
I nie wiem do teraz: być owcą czy wilkiem?
Coś gryzie mnie zwykle jak AUUU
Błyszczę jak aurum
Czasem najchętniej chciałbym tylko milczeć
Nic nie mówi tyle co brak słów
Wyrzucam z siebie to gówno od godzin i ludzi to gówno obchodzi
Z myślą się trudno pogodzić jak przystało buntownikowi
Zdejmuję tym kurwom korony
Masz łatwo w życiu, wozisz się torbą
Za hajs rodziców to nie flex, mordo
Ja na bombie z ziomkiem chodzę se ulicą i tam polewam łychę przechodniom
Jestem dziwkarzem, bo tu rzeczywistość w najlepsze ssie dalej, a gdzieś tam w tle naga prawda tańczy
Świat rozrywa mnie na kawałki
I tak mam siłę to składać, walczyć
Jak ci zagram tak zatańczysz
Nie kankan, jive’y
Jak wpadam na szczyt to na K2
Ty jak wpadasz na szczyt to katafalk i
Mam więcej linii niż zeszyt w linie
Mam więcej linii niż pasiak w Auschwitz
Dobra, starczy nienawidzę tej propagandy
Bo system tu tylko podaje wytyczne
A jeśli rękę masz całować sygnet
Czekaj na mixtape
A jeśli nie to się uwal na pizdę i nawet nie mrugnij