Klepsydra by 2ylet Lyrics
*What happens when life breaks down?*
[Zwrotka 1: 2ylet]
Co się dzieje, już chyba sam tego nie wiem
I znowu walę w szyję, nie mówiąc nic
To słowo klucz, co zamyka wszystkie drzwi
Za którymi widzę rzeczy znane mi tylko ze snów
Nigdy nie miałem z tym problemów, ale popatrz
Co ci zostaje, kiedy tracisz wszystko to co kochasz?
Bezsilność w głosie i wielka wyrwa w sercu
Poczucie bezsensu i ten uśmiech na pokaz
I wiara, że z tą raną jednak da się wytrwać
Zalepić plastrem i naszyć łatkę jak na zdartych dżinsach
Powiedzą, że jutrzejszy dzień już będzie lepszy
I uwierzysz im na słowo, bo przecież trzeba w coś wierzyć
A w międzyczasie znowu złapiesz za to szkło
Bo w samotne wieczory widzi się tylko krzywdy
Problemy, rozterki, ból, rozpacz i złość
I nie widzisz, że butelka już tworzy klepsydrę
[Zwrotka 2: 2ylet]
Czasem myślę, co jest ze mną nie tak?
Czemu od marzeń dzieli mnie tak wielka przepaść?
Bo staram się jak mogę, a nic z tego nie mam
Choć niewiele mi potrzeba, to nie mogę wyjść z cienia
Własnych oczekiwań i wyobrażeń innych
Że mam wszystko co chciałem i że jestem tu szczęśliwy
Że stan konta dziś pozwala mi na dużo
Nie pozwala, ale kładę na to tu ch*j, bo
Bo nie chodzi tu już o kasę, mam ją głęboko w dupie
Dolce na koncie i basen - wolę ten miliard w rozumie
I milion różnych odczuć, moich myśli i emocji
Żeby nie czuć się jak obcy pośród swoich znajomych
I przenigdy się nie stoczyć jak ci goście
Oczy krzyczą 'pomocy' kiedy proszą mnie o drobne
I choć to jego problem, to ja odczuwam smutek
Że życie czasem pisze popieprzone scenariusze
Moje wybujałe ego podpowiada 'masz za mało'
Nie możemy mieć wszystkiego, więc giniemy się starając
Pomacać gwiazdy, dotykać nieba, zbierać te laury i wyróżnienia
Ale ten lot trwa sekundy szczęścia, potem wpadamy ziemi w objęcia
Lecisz jak Pezet i nie mówię tu o flow
Spadasz z siódmego nieba prosto na samo dno
Szklane dno - tej wojny już nie wygrasz
W dłoniach dwie butelki wyglądają jak klepsydra
[Zwrotka 3: 2ylet]
Patrzę na dłonie, czas w końcu oprzytomnieć
Wylewam z siebie emocje, ale nigdy za kołnierz
Dni zlewają się ze sobą, tak jak shot wódki w piwie
Same shit, different day - jak to mówią w sanepidzie
Heh... i znowu płaczę, łapy się trzęsą tak bardzo
Bo robię się wylewny kiedy przeholuję z alko
Coś przelało moją czarę goryczy
I znowu alko - nie mogę się skupić na niczym i
Dociera do mnie, że najwyższy czas coś zmienić, damn it
Bo ile jeszcze uśmiech może zakrywać problemy? Niebyt
Już mnie przeraża, a co mówić za dekadę
Będę czekał na Boga, a zabierze mnie diabeł
W klepsydrze pozostało tylko kilka łyków
I kilka sekund dzieli mnie od urwanego filmu
Życie to słaba produkcja w marnym kinie
Ale show must go on, muszę znaleźć w sobie siłę
I zostawić kim kiedyś byłem i skupić się tu przez chwilę
By wrócił ten stary Żylet i poczuł że w końcu żyje
Trzeźwy umysł pełny planów, nowych marzeń
I znowu chcę i muszę składać słowa na tej kartce
Składam je jak origami, bo zanim
Te cztery ściany zostawić
Mi przyjdzie pora, to za nic
Już nie naprawię
Wszystkich krzywd
Próbując odwrócić klepsydrę
By żyć
[Zwrotka 1: 2ylet]
Co się dzieje, już chyba sam tego nie wiem
I znowu walę w szyję, nie mówiąc nic
To słowo klucz, co zamyka wszystkie drzwi
Za którymi widzę rzeczy znane mi tylko ze snów
Nigdy nie miałem z tym problemów, ale popatrz
Co ci zostaje, kiedy tracisz wszystko to co kochasz?
Bezsilność w głosie i wielka wyrwa w sercu
Poczucie bezsensu i ten uśmiech na pokaz
I wiara, że z tą raną jednak da się wytrwać
Zalepić plastrem i naszyć łatkę jak na zdartych dżinsach
Powiedzą, że jutrzejszy dzień już będzie lepszy
I uwierzysz im na słowo, bo przecież trzeba w coś wierzyć
A w międzyczasie znowu złapiesz za to szkło
Bo w samotne wieczory widzi się tylko krzywdy
Problemy, rozterki, ból, rozpacz i złość
I nie widzisz, że butelka już tworzy klepsydrę
[Zwrotka 2: 2ylet]
Czasem myślę, co jest ze mną nie tak?
Czemu od marzeń dzieli mnie tak wielka przepaść?
Bo staram się jak mogę, a nic z tego nie mam
Choć niewiele mi potrzeba, to nie mogę wyjść z cienia
Własnych oczekiwań i wyobrażeń innych
Że mam wszystko co chciałem i że jestem tu szczęśliwy
Że stan konta dziś pozwala mi na dużo
Nie pozwala, ale kładę na to tu ch*j, bo
Bo nie chodzi tu już o kasę, mam ją głęboko w dupie
Dolce na koncie i basen - wolę ten miliard w rozumie
I milion różnych odczuć, moich myśli i emocji
Żeby nie czuć się jak obcy pośród swoich znajomych
I przenigdy się nie stoczyć jak ci goście
Oczy krzyczą 'pomocy' kiedy proszą mnie o drobne
I choć to jego problem, to ja odczuwam smutek
Że życie czasem pisze popieprzone scenariusze
Moje wybujałe ego podpowiada 'masz za mało'
Nie możemy mieć wszystkiego, więc giniemy się starając
Pomacać gwiazdy, dotykać nieba, zbierać te laury i wyróżnienia
Ale ten lot trwa sekundy szczęścia, potem wpadamy ziemi w objęcia
Lecisz jak Pezet i nie mówię tu o flow
Spadasz z siódmego nieba prosto na samo dno
Szklane dno - tej wojny już nie wygrasz
W dłoniach dwie butelki wyglądają jak klepsydra
[Zwrotka 3: 2ylet]
Patrzę na dłonie, czas w końcu oprzytomnieć
Wylewam z siebie emocje, ale nigdy za kołnierz
Dni zlewają się ze sobą, tak jak shot wódki w piwie
Same shit, different day - jak to mówią w sanepidzie
Heh... i znowu płaczę, łapy się trzęsą tak bardzo
Bo robię się wylewny kiedy przeholuję z alko
Coś przelało moją czarę goryczy
I znowu alko - nie mogę się skupić na niczym i
Dociera do mnie, że najwyższy czas coś zmienić, damn it
Bo ile jeszcze uśmiech może zakrywać problemy? Niebyt
Już mnie przeraża, a co mówić za dekadę
Będę czekał na Boga, a zabierze mnie diabeł
W klepsydrze pozostało tylko kilka łyków
I kilka sekund dzieli mnie od urwanego filmu
Życie to słaba produkcja w marnym kinie
Ale show must go on, muszę znaleźć w sobie siłę
I zostawić kim kiedyś byłem i skupić się tu przez chwilę
By wrócił ten stary Żylet i poczuł że w końcu żyje
Trzeźwy umysł pełny planów, nowych marzeń
I znowu chcę i muszę składać słowa na tej kartce
Składam je jak origami, bo zanim
Te cztery ściany zostawić
Mi przyjdzie pora, to za nic
Już nie naprawię
Wszystkich krzywd
Próbując odwrócić klepsydrę
By żyć