Prawo wyboru by 2sty Lyrics
[Zwrotka 1: 2sty]
Ty, miałem nie przeklinać, ale życie wkurwia
Bliscy moich bliskich poukrywani w trumnach
I pół dnia myślę o tym właściwie to szósty
Kielon wódki i te wczutki, co nie?
Kiedys były bale, no i wóda
Dziś ktoś pracuje, choruje, ktoś umarł
Kumaj, to pierwszy krok w dorosłość
Ej gnoju, tej granicy nie wyznacza kondom
Nie ma prosto i pewnie wie to Sokół
Na bloku ta, pchanie na boku akcja
Pokój czy kwadrat wywęszą jak amstaff
Standard, wole robić kwit na gimnazjach
I pchać te ciuchy, bo nie dla mnie podsłuchy
Mieć omamy jak babka, widzieć duchy wszędzie
Jeszcze będzie czas, by odpoczywać
Ty zrób na tym hajs i to zamieć pod dywan brat
[Refren]
Jeśli pójdziesz za mną to na własną rękę
Bo nigdy Ci nie powiem, czy tam będzie lepiej
Masz jedną decyzję i tylko dwie opcje
Spokój, pieniądze, wzlot jak zapomnieć
[Zwrotka 2: 2sty]
Bawiły ich alarmy i radia z aut, czaisz?
I nigdy im nie skroi (ta), ciuchów Armani
Już kradli aparaty, nie na raty, przestań
A niektórzy z nich byli chudsi niż anoreksja
Wiesz, nie siedzieli na klatkach
A gdy robiło się cieplej, szyby szorowali w autach
I gadka w stylu, że zbierają na wakacje
A potem urządzali sobie lato z brownem
Fajnie? No chyba nie, pomyśl
Bo każdy z nich się rozsypał jak kwas cytrynowy
I wtedy bylem młody, starsi bili po japach
Wciąż tych co wierzyli w zejście mesjasza tu
[Refren]
[Zwrotka 3: 2sty]
Spotykam tych dawnych znajomych w tramwajach
"Cześć, siema, spoko, to nara"
I nie wiem nic o nich, mogę przypuszczać
Szukają pracy, mieszkań, albo ciągną kokę z lustra
"Co u Ciebie? U mnie fajnie
Żeby nagrać album wziąłem dziekankę
Czwarty rok pracuję w samolotach, wiesz
Nie mam kota, matka uczulona na sierść"
Takie to na siłę, z dupy
Najchętniej bym wysiadł, nie wytrzymam ani minuty
Dłużej, a nagle wchodzi następny
I wtedy wiem na stopro, że jestem aspołeczny już
I mówię wszystko w rozsypce typy
Więc nie pytajcie kurwa skąd tytuł płyty
I wychodzę, każdy ma wybór
Decyzja, dwie opcje, na zawsze, bez wstydu
[Refren]
Ty, miałem nie przeklinać, ale życie wkurwia
Bliscy moich bliskich poukrywani w trumnach
I pół dnia myślę o tym właściwie to szósty
Kielon wódki i te wczutki, co nie?
Kiedys były bale, no i wóda
Dziś ktoś pracuje, choruje, ktoś umarł
Kumaj, to pierwszy krok w dorosłość
Ej gnoju, tej granicy nie wyznacza kondom
Nie ma prosto i pewnie wie to Sokół
Na bloku ta, pchanie na boku akcja
Pokój czy kwadrat wywęszą jak amstaff
Standard, wole robić kwit na gimnazjach
I pchać te ciuchy, bo nie dla mnie podsłuchy
Mieć omamy jak babka, widzieć duchy wszędzie
Jeszcze będzie czas, by odpoczywać
Ty zrób na tym hajs i to zamieć pod dywan brat
[Refren]
Jeśli pójdziesz za mną to na własną rękę
Bo nigdy Ci nie powiem, czy tam będzie lepiej
Masz jedną decyzję i tylko dwie opcje
Spokój, pieniądze, wzlot jak zapomnieć
[Zwrotka 2: 2sty]
Bawiły ich alarmy i radia z aut, czaisz?
I nigdy im nie skroi (ta), ciuchów Armani
Już kradli aparaty, nie na raty, przestań
A niektórzy z nich byli chudsi niż anoreksja
Wiesz, nie siedzieli na klatkach
A gdy robiło się cieplej, szyby szorowali w autach
I gadka w stylu, że zbierają na wakacje
A potem urządzali sobie lato z brownem
Fajnie? No chyba nie, pomyśl
Bo każdy z nich się rozsypał jak kwas cytrynowy
I wtedy bylem młody, starsi bili po japach
Wciąż tych co wierzyli w zejście mesjasza tu
[Refren]
[Zwrotka 3: 2sty]
Spotykam tych dawnych znajomych w tramwajach
"Cześć, siema, spoko, to nara"
I nie wiem nic o nich, mogę przypuszczać
Szukają pracy, mieszkań, albo ciągną kokę z lustra
"Co u Ciebie? U mnie fajnie
Żeby nagrać album wziąłem dziekankę
Czwarty rok pracuję w samolotach, wiesz
Nie mam kota, matka uczulona na sierść"
Takie to na siłę, z dupy
Najchętniej bym wysiadł, nie wytrzymam ani minuty
Dłużej, a nagle wchodzi następny
I wtedy wiem na stopro, że jestem aspołeczny już
I mówię wszystko w rozsypce typy
Więc nie pytajcie kurwa skąd tytuł płyty
I wychodzę, każdy ma wybór
Decyzja, dwie opcje, na zawsze, bez wstydu
[Refren]